„The Trip” – odcinek 3

Dwie dwuosobowe drużyny ruszyły w rajd po Europie z dwiema podręcznymi kamerami i 100 euro w kieszeni. To właśnie z taśm przywiezionych z podróży, powstał ten reality show. Dziewczęta wystartowały z Amsterdamu, chłopcy zaczęli na Gibraltarze. Zadaniem uczestników było w ciągu 10 dni dotrzeć do miejsc, z których wyruszyli ich przeciwnicy. W trzecim odcinku „The Trip”, Piotr i Konrad zaatakowali Paryż. Niestety pogoda w tym mieście była iście londyńska. Na dodatek miasto pożegnało ich ulewą, co bardzo zepsuło chłopcom nastroje. W tym czasie dziewczęta zwiedzały baskijskie miasteczko Mirandę. Spędziły tam uroczy dzień włócząc się po mieście, gotując i wylegując się nad basenem. Potem ruszyły do Salamanki. Chłopcy po rozstaniu z deszczowym Paryżem ruszyli do Brukseli.

[TheTrip.onet.pl]

„Wyprawa Robinson” – odcinek 14

9 kobiet i 9 mężczyzn wyruszyło w daleką podróż, w nieznane. Wszyscy pochodzą z różnych regionów Polski, są przedstawicielami odmiennych zawodów, znajdują się w różnym wieku. Każdego z nich przywiodła ciekawość, chęć zobaczenia innego kawałka świata i pragnienie wygranej. Pozostawieni na malajskich wyspach, muszą zrobić wszystko, by przetrwać. 18 rozbitków, 55 dni, 100 tysięcy złotych i tylko jeden zwycięzca…

Dzień 27, 11 lipca 2004

Na zakończenie dnia, Hubert zaprowadza zawodników do miejsca, w którym spędzą noc. Mówi, że nocleg będzie bardzo wygodny. To poprawia graczom nastrój. Na środku ognisko, dookoła rozwieszone hamaki. Prowadzący ogłasza nagle, że każdy ma wziąć kamień z przygotowanej misy, po czym położyć się w hamaku, a kamień trzymać w dłoni na wyciągniętej, wyprostowanej ręce. Osoba, która pierwsza wypuści kamień, odpadnie z gry i wróci następnego dnia do Polski. Zawodnicy tego się nie spodziewali. Impreza ich rozluźniła, stracili czujność, a konkurencja jest dla nich ogromnym zaskoczeniem. Chyba nie wierzą Hubertowi, w ich oczach jest tylko zdziwienie. Słowa prowadzącego ściągają ich na ziemię: „Czy długo mam jeszcze na Was czekać?!”. Każdy bierze swój kamień z niechęcią. Kładą się na hamakach. Tylko jeden jest pusty – Tomka. Lekarze nie wypuścili go z kliniki, wciąż jest bardzo osłabiony. Zawodnikom nie wolno rozmawiać, muszą w całkowitym milczeniu leżeć i walczyć ze snem. Na ziemi, pod wyciągniętą dłonią każdego z uczestników, leży blaszana misa. Jeżeli ktoś upuści kamień, wszyscy usłyszą brzęk. Minuty ciągną się jak godziny, oczy się same zamykają. Nagle słychać brzęk. Kto upuścił kamień? W oczach Robinsonów maluje się przestrach, rozglądają się, każdy patrzy na rękę sąsiada. To Wincenty. On sam chyba nie wierzy w to, co się stało. Przecież wybudował dziś nowy dom na Mensirip. Miał plany na następne dni, tyle jeszcze chciał zobaczyć w tym nowym miejscu. Jest wzruszony. Hubert zabiera Wincentego. Janosik nie kryje łez. Czytaj

„Wyprawa Robinson” – odcinek 13

9 kobiet i 9 mężczyzn wyruszyło w daleką podróż, w nieznane. Wszyscy pochodzą z różnych regionów Polski, są przedstawicielami odmiennych zawodów, znajdują się w różnym wieku. Każdego z nich przywiodła ciekawość, chęć zobaczenia innego kawałka świata i pragnienie wygranej. Pozostawieni na malajskich wyspach, muszą zrobić wszystko, by przetrwać. 18 rozbitków, 55 dni, 100 tysięcy złotych i tylko jeden zwycięzca…

Dzień 26, 10 lipca 2004

Witold wraca na Tengah po Radzie Wyspy u Żółtych (zawodników z drużyny południowej). Z daleka krzyczy: „Wygraliśmy!”. Kasia pyta czy oznacza to, że Igor odpadł. Witold potwierdza. Zieloni (zawodnicy z drużyny północnej) cieszą się, klaszczą. Wito opowiada, że Żółci pokłócili się o napis, który ujrzeli na skrzyni oraz że to Kuba złamał jego laskę. Chłopak dodaje, iż oddał Żółtym kozę. Podsumowuje mówiąc, że misja została spełniona. Wkrótce Kasia tłumaczy kozie, że to nieładnie z jej strony, że nie chce im dać mleka. Tak o nią dbają, ma super ranczo, Kasia chodzi z nią na spacery, a tu ciągle nic. Pipa jest niewzruszona, chyba nie ma wyrzutów sumienia. Czytaj

„The Trip” – odcinek 2

W drugim odcinku panowie ruszyli do ofensywy. Nie dość, że nadrobili stracone kilometry, to jeszcze jedną noc udało im się spędzić w hotelu – nie zapłacili przy tym ani centa. Podczas gdy chłopcy testowali jeden z madryckich hoteli, panie odpoczywały na wsi w domu spotkanego wcześniej producenta muzycznego. Było śniadanie, krzaki jeżyn na deser, zabawy z psem i kąpiele w basenie. Istna sielanka. Potem Ola i Kasia ruszyły w kierunku Atlantyku. Niestety kolejnego dnia podróży, chłopcom znowu się nie poszczęściło. Co prawda udało im się dotrzeć prawie do Bordeaux, ale znowu noc spędzili w krzakach. Dziewczęta tak naprawdę dojechały w niedalekie sąsiedztwo, bo do La Rochelle, gdzie nocowały w akademiku. Potem obydwie pary podróżowały tirami. Piotr i Konrad przejechali zaledwie jakieś trzydzieści kilometrów za Bordeaux i musieli się zadowolić spaniem na pace tira. Ich zdaniem, miejscówka była równie dobra, jak ta w hotelu – sucho i w miarę ciepło. Dziewczęta przekroczyły granicę z Hiszpanią, a noc też spędziły w tirze, tyle że nie na pace, a w kokpicie. Wcześniej popróbowały makaronu po portugalsku. Szóstego dnia dziewczęta wciąż jednak miały o prawie trzydzieści Euro więcej niż chłopcy.

[TheTrip.onet.pl]

Wywiad z Romanem Polko

-Wojciech Staszewski: Panie pułkowniku, czy jest Pan nieustraszony?
-Płk. Roman Polko: Każdy ma w sobie lęki, ale może nauczyć się nad nimi panować. Kiedy pierwszy raz pojechałem w misji ONZ do byłej Jugosławii i padały strzały, to się mimowolnie schylałem. Potem się przyzwyczaiłem i nauczyłem się, żeby się nie schylać, tylko ukrywać.

-Był Pan w niebezpieczeństwie?
-W Krajinie szukałem stanowisk rakietowych, z których Serbowie ostrzeliwali Karlowac. Zatrzymali mnie na posterunku, udawałem, że szukam skrótu, powiedzieli, że zawołają dowódcę. Zamiast dowódcy wyszli mocno zamaskowani żołnierze (musieli strzec czegoś ważnego, pewnie tych rakiet). Jeden przyłożył mi do brzucha lufę przeładowanego karabinu i mówi, że skoro jestem Polakiem, to muszę być katolikiem i faszystą jak Chorwaci. Uśmiechnąłem się do niego, zacząłem żartować, opowiadałem o dowódcach serbskich, których znałem. To go obezwładniło, cofnął lufę. Czytaj

Wypadek Martyny Wojciechowskiej

Martyna Wojciechowska – prowadząca trzy polskie edycje programu „Big Brother”, trafiła do szpitala w wyniku wypadku, do którego doszło w Islandii, 90 km na północ od Rejkiawiku. Obecnie Martyna jest już w Polsce, jednak do tej pory nie może się otrząsnąć po tragedii, która miała miejsce w ubiegłym tygodniu. Czteroosobowa ekipa TVN skończyła właśnie zdjęcia do ósmego odcinka programu „Misja Martyna” i w nocy wracała z lodowca. Do celu filmowcy jednak nie dojechali. Ich samochód – nissan terrano – wpadł w poślizg i uderzył w betonowy słup. Na miejscu zginął operator kamery Rafał Łukaszewicz. Zostawił żonę i trójkę dzieci. Drugi operator – Witold Szczepan, odniósł wiele obrażeń i cały przebywa w szpitalu. Martyna Wojciechowska – mocno poobijana, jest w szoku. Czytaj

„Wyprawa Robinson” – odcinek 12

9 kobiet i 9 mężczyzn wyruszyło w daleką podróż, w nieznane. Wszyscy pochodzą z różnych regionów Polski, są przedstawicielami odmiennych zawodów, znajdują się w różnym wieku. Każdego z nich przywiodła ciekawość, chęć zobaczenia innego kawałka świata i pragnienie wygranej. Pozostawieni na malajskich wyspach, muszą zrobić wszystko, by przetrwać. 18 rozbitków, 55 dni, 100 tysięcy złotych i tylko jeden zwycięzca…

Dzień 24, 8 lipca 2004

Kolejnego dnia Wincenty uczy Igora strzelać z łuku na plaży. Cel to kokos leżący na piasku, a łuk jest oczywiście dziełem Wincentego. Na brzegu znowu pojawia się butelka z listem. Znajdują ją Agnieszka i Lidka. Agnieszka tłucze butelkę, uderzając nią o kamień i wyjmują list. Dopiero wtedy wołają mężczyzn. Na kartce jest napisane: „Czeka Was wyprawa na wyspę drużyny północnej. Nie możecie zabrać ze sobą niczego”. Żółci podejrzewają podstęp, ale zamierzają wyruszyć. Nie chcą jednak płynąć z pustymi rękami. Chociaż tego im nie wolno, myślą o zabraniu cukru i kawy. Nad wyspą zbiera się na burzę. Żółci wypływają na Tengah w ulewnym deszczu. Są zawiedzeni obozowiskiem Zielonych. Ze słów Wincentego wynikało, że drużyna północna ma luksusowe warunki, a zastają rozwalone palenisko i niezbyt duży dom. Wincenty ich oprowadza, pokazuje gdzie spał. Mówi, że może naprawić palenisko, bo żal mu patrzeć na takie zaniedbanie. Żółci znajdują kolejną butelkę z listem: „Jesteście na wyspie drużyny północnej. Teraz musicie wziąć trzy najcenniejsze rzeczy. Możliwe, że one pomogą Wam przetrwać i wygrać Robinsona”. Marcin proponuje, żeby zabrać trzy rzeczy, które mogą przeszkodzić Zielonym w przetrwaniu, np. ogień. Wincenty sugeruje, że siekiera jest najpotrzebniejsza. Żółci mają wyrzuty sumienia przeglądając rzeczy Zielonych. Agnieszka mówi, że tamci im też zabiorą cenne rzeczy, więc nie ma co się krygować. Igor trzyma skrzyneczkę z krzesiwem. Kuba proponuje, żeby zabrać symbol nietykalności. Marcin wyciąga ze skrzyni worek z ryżem. Na Tengah jest wesoło. Kuba niszczy laskę Witolda, za śpiewanie wrednych piosenek. Wincenty twierdzi, że też ją chciał złamać, ale nie miał odwagi tego zrobić. Marcin zapala się do pomysłu zrobienia bałaganu u Zielonych. Na głowę postaci na totemie nakładają garnek. Śpiewając, opuszczają wyspę. Czytaj

„Wyprawa Robinson” – odcinek 11

9 kobiet i 9 mężczyzn wyruszyło w daleką podróż, w nieznane. Wszyscy pochodzą z różnych regionów Polski, są przedstawicielami odmiennych zawodów, znajdują się w różnym wieku. Każdego z nich przywiodła ciekawość, chęć zobaczenia innego kawałka świata i pragnienie wygranej. Pozostawieni na malajskich wyspach, muszą zrobić wszystko, by przetrwać. 18 rozbitków, 55 dni, 100 tysięcy złotych i tylko jeden zwycięzca…

Dzień 22, 6 lipca 2004

Zieloni (zawodnicy z drużyny północnej) po wyjeździe Wincentego są całkowicie rozluźnieni. Śpią do późnych porannych godzin, nic nie budują, nie naprawiają. Zrobili sobie wakacje. Patrycja wraca do sportu. Ćwiczy mięśnie i zachęca resztę drużyny do odrobiny wysiłku. Prowadzi z nimi zajęcia fitness. Trochę ruchu nie zaszkodzi. Można poprawić kondycję fizyczną przed konkurencją, można się również ładnie opalić. Przecież nie wszyscy przyjechali tu, żeby wygrać za wszelką cenę. Chcą nacieszyć się wodą i słońcem, poleniuchować na plaży i zapomnieć o porażkach, kłótniach czy głodzie. Igor odchodzi na chwilę od grupy. Chłopcy słyszą jego krzyki. Nie mogą zrozumieć co się stało, biegną sprawdzić. Igor znalazł kozę. Usłyszał jej beczenie w buszu i teraz dumny prowadzi Pipę do obozowiska. Jest chuda, zraniona, trzeba ją nakarmić. O mleku postanawiają porozmawiać z nią później. Nadchodzi pora na kolejną konkurencję. Czytaj

Reality zamiast show

„Big Brother” wywołał rewolucję na telewizyjnym rynku. Nowa generacja programów typu reality show nie odbywa się już w zamkniętym baraku. Koniec ze słodkim obżarstwem, seksem po kątach i wylewaniem własnych frustracji na łono Wielkiego Brata. Uczestnicy ruszyli w świat, niejednokrotnie egzotyczny. Reality pokonało show. Nadeszła kolej na krew, pot i łzy. Czytaj

„The Trip” – odcinek 1

Dwie ekipy ruszyły w rajd po Europie. Dziewczęta wystartowały z Amsterdamu, chłopcy zaczęli na Gibraltarze. W pierwszym odcinku to panie były górą. Nie zdarzyło im się spać pod gołym niebem, a nawet zarobiły 5 euro. Natomiast chłopcy trzy kolejne noce spędzili pod chmurką, a pierwsze pieniądze wydali na… bilet autobusowy. Ola i Kasia pierwszą noc spędziły u amsterdamskiego barmana. W czasie, kiedy czekały aż skończy pracę (co niestety nastąpiło bladym świtem) sprzedały parę skarpetek. Co prawda skarpetki były dwa razy „chodzone”, ale kupcowi to nie przeszkadzało. W tym czasie chłopcy dokonali włamania na budowę i musieli się zadowolić legowiskiem pod barakiem. Potem nie było wcale lepiej – drugą noc spędzili na plaży, gdzie pokrzykujący nad ranem rybacy wzięli ich za Rumunów. Dziewczęta w tym czasie musiały zadowolić się miniaturowym prysznicem na stacji benzynowej w Belgii. Trzecią noc chłopcy spędzili… pod płotem w Cordobie. Zimno, ciemno i do domu daleko. Dziewczętom w tym czasie udało się poderwać młodego policjanta z Paryża, który nie tylko wziął je do siebie na noc, ale i nakarmił, a rano podwiózł w ustalone miejsce. Bilans po tych trzech dnia przedstawia się następująco: Ola i Kasia mają za sobą ponad pięćset kilometrów, humory im dopisują i widać, że świetnie się bawią, natomiast Piotrek i Konrad w trzy dni przejechali tyle, ile powinni w ciągu jednego. Są przy tym w fatalnych nastrojach. Powoli odechciewa im się podróżowania stopem.

[TheTrip.onet.pl]