Wyprawa Robinson 2004

„Wyprawa Robinson” – odcinek 13

9 kobiet i 9 mężczyzn wyruszyło w daleką podróż, w nieznane. Wszyscy pochodzą z różnych regionów Polski, są przedstawicielami odmiennych zawodów, znajdują się w różnym wieku. Każdego z nich przywiodła ciekawość, chęć zobaczenia innego kawałka świata i pragnienie wygranej. Pozostawieni na malajskich wyspach, muszą zrobić wszystko, by przetrwać. 18 rozbitków, 55 dni, 100 tysięcy złotych i tylko jeden zwycięzca…

Dzień 26, 10 lipca 2004

Witold wraca na Tengah po Radzie Wyspy u Żółtych (zawodników z drużyny południowej). Z daleka krzyczy: „Wygraliśmy!”. Kasia pyta czy oznacza to, że Igor odpadł. Witold potwierdza. Zieloni (zawodnicy z drużyny północnej) cieszą się, klaszczą. Wito opowiada, że Żółci pokłócili się o napis, który ujrzeli na skrzyni oraz że to Kuba złamał jego laskę. Chłopak dodaje, iż oddał Żółtym kozę. Podsumowuje mówiąc, że misja została spełniona. Wkrótce Kasia tłumaczy kozie, że to nieładnie z jej strony, że nie chce im dać mleka. Tak o nią dbają, ma super ranczo, Kasia chodzi z nią na spacery, a tu ciągle nic. Pipa jest niewzruszona, chyba nie ma wyrzutów sumienia.

Na Rapang słychać krzyki Agnieszki. W skrzyni z jedzeniem znalazła szczura. Na ratunek biegnie jej Lidka z kijem. Szczur biega w skrzyni jak oszalały. Aga piszczy z obrzydzenia, Lidka próbuje złapać zwierzątko. W końcu szczur sam wyskakuje z pułapki, ale niestety zostawia w worku z ryżem kupki. Agnieszka wyrusza na polowanie. Ponieważ świetnie pływa, próbuje szukać jedzenia pod wodą. Jednak ryby są szybsze i Aga wraca z niczym do obozowiska. Opowiada Marcinowi i Wincentemu, że nurkowanie było super, tylko, że się zmęczyła. Chłopcy przypominają jej, że niedługo konkurencja, więc powinna coś zjeść.

Konkurencja o nagrodę rzeczową

Żółci i Zieloni spotykają się z Hubertem. Następuje przekazanie kozy. Hubert tłumaczy zasady gry. Wszystkich zawodników czeka mordercza konkurencja – będą przepychać kierat. Muszą stanąć przy dwóch przeciwległych końcach ramienia, które ma 12 metrów długości i na znak Huberta zacząć pchać. Oczywiście kiedy jedni prą do przodu, drudzy muszą się cofać. Wygrywa ta drużyna, której uda się zatoczyć koło i uderzyć w gong. Nagroda jest kusząca: wanna, szampon, mydło i różne przybory kosmetyczne. Zawodnicy stają na pozycjach. Żółci idą do przodu, wydaje się, że już nic ich nie zatrzyma. A jednak Zielonym udaje się powstrzymać napór rywali i odrabiają teraz stracone centymetry. Po chwili Żółci odzyskują siły i przejmują prowadzenie. Uczestnicy są bardzo zmęczeni. Po ich ciałach spływa pot, mięśnie bolą z wysiłku. Obie drużyny chwilę stoją w miejscu. Nagle Zieloni ruszają kierat. Tomek uderza całym sobą o ramię i mobilizuje w ten sposób pozostałych do walki. Metr po metrze, coraz bliżej jest gong, już trzy czwarte koła jest za nimi. Żółci próbują stawiać opór, ale w ich drużynie zapanował chaos. Nie utrzymują się na swoich pozycjach, muszą się cofać. Zieloni współpracują idealnie, to do nich należy zwycięstwo. Nawet nie mają siły, żeby się cieszyć. Tomek przewraca się na ziemię, całe ramię ma sine.

Żółci w milczeniu przeżywają porażkę, zabierają kozę i odchodzą. Zieloni po konkurencji wracają na wyspę. To, co zastają, przerasta ich oczekiwania. Wanna wkopana w piasek, leżaki, parasolki, soki, owoce, płyn do kąpieli, mydło i szampon. To wszystko robi wielkie wrażenie i jest dla Zielonych wspaniałą nagrodą. Zawodnicy robią sobie kąpiel z dużą ilością piany, bawią się jak dzieci. Wreszcie mogą się wyszorować do czysta. Na zakończenie Patrycja robi masaż współplemieńcom.

Dzień 27, 11 lipca 2004

U Zielonych dzień zaczyna się smutno. Lekarze zabrali Tomka do kliniki. Ma poważne zatrucie pokarmowe. Zjadł ryż ugotowany w wodzie morskiej i chociaż wszyscy próbowali tej potrawy, to tylko on jeden zachorował. Do zawodników przypływa Hubert. Ogłasza, że nastąpił półmetek „Wyprawy Robinson”. Gracze mają spakować swoje rzeczy i przygotować się do opuszczenia wyspy. Hubert odwiedza także Żółtych. Zawodnicy z drużyny południowej mają wybrać, co zabiorą ze sobą na nową wyspę. Śmieci i pozostałości z obozowiska muszą spalić. Jest im żal. Tyle pracy włożyli w urządzanie się na tej wyspie, a teraz wszystko muszą zniszczyć: dom, zagrodę dla kozy. Na plaży powstaje ogromny stos. Zieloni także burzą dom, niszczą prace swoich rąk i podpalają stos na plaży. Zabierają totem i odpływają. Już nigdy tu nie wrócą. Żółci zabierają kozę na łódź, ostatnie spojrzenia na plażę, która przez miesiąc była ich domem. Obie łodzie spotykają się na morzu, płyną obok siebie do wyspy Mensirip. Tu czeka na zawodników Hubert.

Prowadzący oznajmia uczestnikom, że od tego dnia nie ma już Żółtych i Zielonych. Teraz wszyscy należą do drużyny Niebieskich, dostają nową flagę i koszulki. Hubert daje zawodnikom zadanie: mają wybudować dom, a wieczorem czeka ich przyjęcie. Jedzenie, picie i muzyka. Są szczęśliwi. Podoba im się nowe miejsce, odpoczywają, pływają, nawet Wincenty zajął się nurkowaniem. Wiedzą, że ta sielanka się skończy, nie wszyscy wierzą, że teraz będą zgodną rodziną. Nie ufają sobie. Witold mówi, że plan jest taki, iż byli Zieloni będą eliminować byłych Żółtych. Kuba deklaruje, że nie pozwoli Witoldowi na błazeństwa. Czas zabrać się za budowę domu. Pomysłodawcą jest Wincenty, to on rozdaje pracę, ale jak mówi Witold, już nie zmusza innych do roboty. Janosik się zawziął. Chce skończyć budowę za wszelką cenę. Pomimo upału i zmęczenia nie ustaje, daje z siebie wszystko. Pozostali zaczynają przygotowywać się na party. Każdy ma problem, co na siebie ubrać, a Wincenty dalej pracuje. W końcu i on poddaje się, już czas wyruszyć na spotkanie z Hubertem.

Prowadzący czeka na zawodników przy stole zastawionym jedzeniem i winem. Niebiescy wciąż przecierają oczy ze zdumienia. Uczta jest zachwycająca. Zaczynają od toastu, a później jedzą, wznoszą kolejne toasty i tańczą. Opada napięcie, znika wrogie nastawienie, jest tylko świetna zabawa. Wincenty nie ma siły na tańce. Siedzi i przygrywa pozostałym na bębnie Kuby. Szaleństwa Niebieskich przerywa prowadzący. Oznajmia koniec imprezy, zawodnicy są zawiedzeni. Hubert zaprowadza wszystkich na miejsce, w którym spędzą noc. Mówi, że nocleg będzie bardzo wygodny. To poprawia graczom nastrój. Na środku ognisko, dookoła rozwieszone hamaki. Prowadzący ogłasza nagle, że każdy ma wziąć kamień z przygotowanej misy, po czym położyć się w hamaku, a kamień trzymać w dłoni na wyciągniętej, wyprostowanej ręce. Osoba, która pierwsza wypuści kamień, odpadnie z gry i wróci następnego dnia do Polski. Zawodnicy tego się nie spodziewali. Impreza ich rozluźniła, stracili czujność, a konkurencja jest dla nich ogromnym zaskoczeniem. Chyba nie wierzą Hubertowi, w ich oczach jest tylko zdziwienie.

Poprzedni artykułNastępny artykuł