Agent 2, Bar 2, Big Brother, Big Brother 2, Big Brother 3: Bitwa

Był show, teraz jest reality

Spośród ponad 150 osób, które przewinęły się przez polskie programy typu reality show, kilkanaście wpadło w lekką depresję, jedna przeżyła załamanie nerwowe, reszta mieści się w średniej krajowej. Powstały dwa filmy, dwie książki, nagrano cztery płyty.

Kiedy ponad dwa lata temu pierwsze programy typu reality show wchodziły na polskie ekrany, po kraju niosły się ponure proroctwa socjologów, psychologów, publicystów. Na przykład dr Artur Andrzejuk z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w pracy „Niebezpieczny eksperyment” przepowiadał „wyzwolenie nienaturalnych reakcji człowieka po umieszczeniu go w nienaturalnym środowisku i pobudzenie społecznego wścibstwa pod płaszczykiem eksperymentu naukowego”.

Andrzej Sołtysik, rzecznik TVN, wiedział, że pojawienie się w Polsce „Big Brothera” wywoła trzęsienie ziemi i histeryczne reakcje. – Jeszcze przed wprowadzeniem formatu przyglądaliśmy się z bliska reakcji w Hiszpanii i Włoszech na pojawienie się tego programu. Te kraje były nam bliskie socjologicznie, obyczajowo i religijnie. Producenci podglądali, co dzieje się z rodzinami bohaterów. Notowali zarzuty psychologów. Do Polski przywieźli tzw. biblię „Big Brothera”, czyli katalog wszelkich możliwych negatywnych sytuacji, na jakie można natrafić zamykając na 100 dni 12 ludzi w metalowym kontenerze. Analizowano, co będzie, gdy wszyscy uczestnicy nagle zachorują, w okolicy spadnie samolot, ktoś wtargnie do Domu z bronią palną, zbraknie prądu, wody lub wybuchnie pożar, ktoś nagle straci rozum, ucieknie albo nie daj Boże umrze. Przygotowano plan ratunkowy. – Wiedzieliśmy, gdzie pójdzie główne ostrze krytyki przeciwko programowi – mówi Sołtysik. – Wiedzieliśmy też, że to jest tylko dobry program rozrywkowy, który wyjątkowo rozpala namiętności w różnego rodzaju publikatorach. Czas pokazał, że mieliśmy rację. Istotnie, z punktu widzenia telewizji namiętne komentarze zadziałały jak doskonała reklama – oglądalność była imponująca. Publiczność też dostała, czego chciała: aż nadto mogła nasycić wścibstwo. A uczestnicy? Czy spełniły się choć trochę ich nadzieje na sławę i karierę, bo w końcu przecież za to właśnie sprzedali swoją prywatność? I czy rzeczywiście wyszli z tego eksperymentu bez szwanku?

Zwycięży zysk i przyjemność
„Program narusza godność człowieka. Takie programy mogły utwierdzać ludzi w przekonaniu, że wartościami, którymi należy w życiu się kierować, są zysk i przyjemność, osiągane nawet kosztem ochrony tak delikatnej sfery jak ludzka intymność” (z pisma ministra kultury i dziedzictwa narodowego Kazimierza M. Ujazdowskiego do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, marzec 2001 rok). – Mam dwie knajpy i fitness klub. Założyłem też firmę z Gulczasem i Arkiem Nowakowskim. Śpiewamy po weselach, imprezach i knajpach – wymienia Klaudiusz Sevković z pierwszej edycji „Big Brother”. Klaudiusz nie zgadza się ze stanowiskiem ministra Ujazdowskiego, bo wie, że śpiewanie na bankietach jest stokroć przyjemniejsze niż gotowanie obiadów w niemieckiej stołówce, czym zajmował się przez większość swojego życia. Ania Hoksa, popularna Barbi z trzeciej edycji „Big Brother”, pozując do „Playboya” zarobiła pieniądze, które potem zainwestowała we własny, zyskowny i przyjemny interes: – Zastanowiłam się, z czym tak naprawdę kojarzę się ludziom. No, z czym? Z długimi włosami, paznokciami i makijażem. Wniosek był jeden – zakład kosmetyczny. Do małego zakładu na mysłowickim osiedlu domów jednorodzinnych zaczęły ściągać dziewczyny, które postanowiły upodobnić się do Barbi vel Ani. Totalna metamorfoza w długowłosą blondynkę kosztuje 300 zł i obejmuje rozjaśnianie, przedłużanie, opalanie, malowanie i tipsy. Małgorzata Maier z pierwszej edycji „Big Brother” założyła w Warszawie własną firmę zajmującą się aranżacją wnętrz. Manuela Jabłońska rozwija z powodzeniem handel paramedykamentami i ma zamiar otworzyć internetową witrynę własnej firmy. Basia Knap („Big Brother 2”) z poważnej bizneswoman szefującej bankowi przeistoczyła się we właścicielkę naleśnikarni w Warszawie.

Środek czyjegoś celu
„Tu człowiek staje się przedmiotem absolutnej manipulacji. Nie jest celem, a tylko środkiem do osiągnięcia celu. Skoro godzi się na to za pieniądze, to jest to rodzaj pozaseksualnej prostytucji” (Prof. filozofii PAN, ojciec dominikanin Jan Kłoczowski w artykule „Wielki Brat małych ludzi”, „Rzeczpospolita”, listopad 2000 rok). Marzena Wieczorek, zwyciężczyni drugiej edycji „Big Brother”, sama nie wie, kto dla kogo w tym wszystkim był celem, a kto środkiem. Dla niej, aktorki Teatru im. Juliusza Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim, program miał być szansą zdobycia popularności. Producenci filmowi nie upomnieli się jednak o Marzenę, więc wychodzi, że była tylko środkiem do celu TVN. Marzena zna jednak dobrze słowo prostytucja, bo tak oceniali jej występ w programie niektórzy koledzy aktorzy. Bartek Arłukowicz, zwycięzca drugiej edycji „Agenta”, połączył bycie celem i środkiem w jedno. Znalazł nawet złoty środek na pogodzenie swojej pracy zawodowej lekarza, aspiracji politycznych, działalności charytatywnej i biznesu z popularnością, którą dał mu program. – Umiem zastosować odpowiednią część swojej osobowości do realizacji określonego celu, a przy tym zachowuję dystans do wielu spraw – mówi Bartek. Popularność wyniesiona z programu pomogła mu wygrać wybory samorządowe, bo ludzie przychodzili popatrzeć na bohatera z TV, a słyszeli poważny program wyborczy, który ostatecznie zaowocował funkcją szefa komisji zdrowia i polityki społecznej w Szczecinie.

Pękną więzi
„Życie tych ludzi na pewno ulegnie zmianie. W jaki sposób – tego do końca nie da się przewidzieć, co również napawa pesymizmem. Niebezpieczeństwo, o którym wiemy, to przede wszystkim rozbicie więzi” (Polskie Towarzystwo Psychologiczne, „Rzeczpospolita”, marzec 2001 rok). – Zmieniłam nareszcie własne życie. Mam teraz wspaniałego faceta, normalny dom – mówi Ania Hoksa, która na oczach całej Polski nie szczędziła opowieści o swoim nieudanym związku z mężem. Tomasz Jabłoński zakochał się w Manueli po obejrzeniu pierwszego odcinka „Big Brothera”. W grudniu 2002 roku doprowadził pannę Michalak przed ołtarz. – To dla mnie największa wygrana – deklaruje Manuela. Szczęśliwą małżonką i matką stała się też Patrycja Strzemiecka (uczestniczka pierwszej edycji „Big Brother”), a Basia Knap po latach wątpliwości zdecydowała się na rozwód i znalazła nowego mężczyznę. – Bałem się tego, czy po programie założę jakiś wartościowy związek, czy moja rodzina to przetrwa. Ale po programie odkryłem, że dalej jestem taki sam – mówi Piotrek Lato. – Te obawy psychologów były na wyrost, bo jak ktoś wracał do rodziny, to szybko mijała mu ta palma. Gdybym nie miał rodziny, to pewnie bym odleciał. Te bankiety, imprezki, forsa, całonocne balangi. Ale jak masz w domu dwoje dzieci, to szybko wracasz do rzeczywistości. Kuba Jankowski przed programem najbardziej obawiał się o swoją dziewczynę, która mocno podkreślała, że nie życzy sobie żadnych dziennikarzy i wywiadów. Na wszelki wypadek, za jej zgodą, Kuba stwierdził publicznie, że dziewczyny nie posiada. Efekt był żałosny, bo dziennikarze i tak do niej dotarli, węsząc w dwójnasób, dlaczego Kuba ją ukrywa. – Teraz jest moją żoną, będziemy mieli dziecko. To nas scementowało – mówi Kuba. Irek Grzegorczyk wrócił już do równowagi psychicznej i zakłada właśnie nowy związek ze swoją koleżanką z programu Agnieszką Lorek. Do drastycznego rozbicia więzi doszło u Alicji Walczak, która dzięki dziennikarzom odkryła, że jej narzeczony jest powiązany z mafią. Alicja rozstała się z narzeczonym i odkryła uroki bycia kobietą niezależną. – To wszystko spowodowało, że sięgnęłam do własnego wnętrza. Jestem mistrzem reiki, studiuję parapsychologię – mówi czarnowłosa piękność, która bywa widywana na warszawskich imprezach typu high-life, choć, niestety, pracy żadnej znaleźć nie może.

Runą wartości
„Reguły programu zmuszają do łamania podstawowych zasad obowiązujących w społeczeństwie, m.in. solidarności i zaufania. Dla niektórych udział w reality show może więc oznaczać załamanie się dotychczasowego systemu wartości” (Polskie Towarzystwo Psychologiczne, „Rzeczpospolita”, marzec 2001 rok). Niektórzy mówią, że system im runął. Ale to nie w samym programie brak zasad im doskwierał. Przekonali się na własnej skórze, że zasady solidarności i zaufania nie obowiązują w świecie dużych pieniędzy i show-biznesu, o który mieli się potem ocierać. Manuela Jabłońska straciła 15 tysięcy złotych, bo zaufała pewnemu developerowi, który obiecywał jej wspaniały lokal w reprezentacyjnym budynku w Poznaniu. Koleżanka z telewizyjnej branży pod przysięgą milczenia wydusiła z niej stawkę za prowadzenie „Maratonu uśmiechu”, a potem sama zażądała podobnej. Agnieszka Lorek („Big Brother 2”) długo wierzyła w zapewnienia panów spotkanych na bankietach, że kariera piosenkarki jest na wyciągnięcie ręki. Klaudiusz Sevković zaufał katowickiemu biznesmenowi, że knajpa, którą razem otworzą, będzie hitem. – Pojawiało się mnóstwo ludzi, którzy obiecywali złote góry i samochód za miesiąc. Nie mieliśmy agentów i musieliśmy sami działać – mówi Klaudiusz, który od pewnego czasu podchodzi do wszystkich propozycji z dużą rezerwą. Ofiarą braku solidarności czuje się też Eric Alira, który za zwycięstwo w „Barze” dostał dwupokojowe mieszkanie na Saskiej Kępie. Bohater programu nie otrzymał żadnej propozycji pracy, więc nie był w stanie mieszkania utrzymać. Na szczęście udało się je dobrze wynająć, a pieniądze zapewniają przeciętne życie w Chocianowie.

Głupek stanie się idolem
„Dzięki TVN idolami publiczności stają się osoby o zminimalizowanych potrzebach intelektualnych” (Oświadczenie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, marzec 2001 rok). – Czułem od początku, że ludzie ze świata rozrywki uważają się za lepszych. Potem gadałem o tym z Kasą. Powiedział, wiesz stary, jak wyście się pojawili, to byłem trzy miesiące roboty w plecy – mówi Sevković. Gwiazdy reality shows nie trafiły na salony i ważne estrady, ale świetnie odnalazły się w rzeczywistości biznesu rozrywkowego klasy C. Jako gwiazdy festynów i dyskotek zapewniały dobry utarg za nieduże pieniądze. – Jeździłam po dyskotekach jako gwiazda wieczoru. Byłam wszędzie zapraszana, bo poważnie podchodziłam do swojej pracy. Tańczyłam, rozmawiałam, rozdawałam autografy. Szefowie byli zadowoleni i zaproszenia sypały się jak z rękawa – wyjaśnia Anna Hoksa. Sevković i Gulczas rozdali wspólnie ponad 30 tysięcy zdjęć z autografami. Do dzisiaj jeżdżą po kraju w charakterze gwiazd „Big Brother”, bo – jak sami mówią – ludzie lubią bywać w towarzystwie kogoś znanego, a przy tym zupełnie zwyczajnego. Jarmarczna sława nie przypadła do gustu Manueli Jabłońskiej, która cierpliwie czeka na jakąś poważną propozycję reklamową i tylko raz zgodziła się jeździć po Polsce w charakterze sławy-magnesu. Zainkasowała za to 50 tysięcy złotych, więc było warto. – Jeśli ktoś proponuje ci 10 tysięcy złotych za to, żebyś przyjechał i trochę pomachał ręką na estradzie, to nie zastanawiasz się, czy robisz za małpę – mówi anonimowo jeden z bigbrotherowców, który woli nie wychylać się ze swoją opinią, bo też czeka na poważne propozycje reklamowe. Piotrek Lato też przez pewien czas robił za małpę, bo – jak sam mówi – w show-biznesie są nieludzkie pieniądze, które mogą złamać każdego. – W pewnym momencie się od tego odciąłem, bo zrozumiałem, że ludzi, którym wszystko przychodzi łatwo, nikt nie szanuje. Dlatego wybrałem dłuższą drogę – tłumaczy Piotrek, który odrzucił propozycję nagrania płyty zaraz po zakończeniu programu i teraz stara się być muzykiem bez etykiety „Big Brother”. Ostatecznie jedyną telewizją, która chętnie przygarnęła do siebie gwiazdy „Big Brothera”, okazał się kanał telewizyjnych zakupów „Mango”.

Będą upokorzeni
„Do Big Brothera nie wybrano ludzi szczególnie mądrych, bo ci mądrzy zdaliby sobie sprawę z niebezpieczeństw i nie zgodzili się na sto dni wystawiania się na widok publiczny. (…) Człowiek, który nie doświadczył wcześniej sytuacji kompletnej izolacji, nie wie, na co się decyduje. Ładuje się w sytuacje pokusy i upokorzenia. (…) W jakimś stopniu to dociera do uczestników w trakcie trwania programu, ale niewątpliwie jakimś rykoszetem uderzy w nich później” (Prof. Małgorzata Szpakowska w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”, marzec 2001 rok). Małgorzata Maier po powrocie do domu w Sosnowcu znalazła mamę chudszą o kilkanaście kilogramów. W prasie kolorowej trwała właśnie dyskusja, czy Małgorzata jest fałszywą jędzą. Odbudowywanie dobrej opinii zajęło jej prawie dwa lata, a wybawieniem okazała się praca w Warszawie. Ania Hoksa po programie przeczytała na liście dyskusyjnej wpisy na swój temat. W co drugim jakiś facet przechwalał się, że z nią spał. – Musiałabym nic w życiu nie robić, tylko uprawiać seks – mówi. Monika Sewioło przeżyła najazd dziennikarzy na dom i odkryła, że jej nagie zdjęcia z kąpieli pod prysznicem co drugi mieszkaniec Suchej Beskidzkiej nosi w portfelu. Mąż codziennie odpowiadał na pytania, czy jego żona zawsze źle się prowadziła. Ostatecznie Monika rozwiodła się z mężem i uciekła do Warszawy, a później do Łodzi. – Wyszłam z „Baru” z opinią głupiutkiej gąski – żali się Ewelina Żadziłko z programu „Bar”. – Zmieniłam kolor włosów, fryzurę, ubrania, żeby tylko nie być rozpoznawaną. Czekały mnie potem duże kłopoty ze znalezieniem pracy i zmieniłam kierunek studiów. Karolina Pachniewicz („Big Brother”) miała kłopoty z odzyskaniem dobrej reputacji po publicznym oświadczeniu, że „skóra, fura i komóra to ideał faceta”. Po powrocie do domu przywitały ją napisy: „Olsztyn przeprasza za Karolinę”. Wyjechała na rok do Niemiec. Teraz powoli wraca do równowagi.

Kierunek wyznaczony
Jarosław Sellin, członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, który podpisał się pod słynnym oświadczeniem KRRiTV, nazywającym program „Big Brother” apoteozą knajactwa, głupoty, prostactwa i prymitywizmu, poglądu nie zmienił. – Ja bym nawet zradykalizował swoje stanowisko. Wtedy obawiałem się, że dojdzie do ludzkich dramatów i, niestety, doszło. Mieliśmy jeden przypadek samobójstwa (uczestnik programu „Tylko miłość” – przyp. red.) i jeden przypadek załamania nerwowego. Te osoby są moim wyrzutem sumienia. Zdaniem Sellina potwierdziła się także obawa o szkodliwość społeczną programu. – Ta szkodliwość polega m.in. na tym, że jeden z tych programów wykreował posła-darmozjada (mowa o Sebastianie Florku z pierwszej edycji „Big Brother”). Juliusz Braun z Krajowej Rady po zakończeniu programu był skłonny trochę złagodzić swoje stanowisko, stwierdzając, że był to program społecznie bardzo niedobry, ale mógł być gorszy. Poglądu na „Big Brothera” nie zmieniła Magdalena Bajer, przewodnicząca Rady Etyki Mediów. Rada apelowała do dziennikarzy, by nie brali udziału w obsłudze programu, który publicznie poniża godność człowieka, narusza jego prywatność i manipuluje w skali masowej publicznością. – Choć faktycznie obawy dotyczące kondycji psychicznej uczestników reality show okazały się trochę na wyrost, nadal uważam, że programy tego typu mogą zaszkodzić. Reality shows, wbrew nazwie, są jedynie rzeczywistością wirtualną. Powrót do realnego życia, szczególnie w sytuacji, w której organizatorzy programu nie zapewniają uczestnikom opieki psychologicznej po jego zakończeniu, musi być sprawą niezwykle trudną – twierdzi dr Małgorzata Toeplitz-Winiewska, przewodnicząca Polskiego Towarzystwa Psychologicznego. Zdaniem Sołtysika, największym zwycięstwem „Big Brother” jest to, że dzięki niemu zwykły Kowalski wszedł na ekrany i stał się bohaterem. – Kiedyś, by wystąpić w „Tele Echu”, trzeba było mieć co najmniej doktorat. Telewizja była Olimpem. Silhouette Prodaction (USA) ogłosił właśnie casting do programu „Kto chce być porno-gwiazdą?”. W finałowej scenie erotycznej widzowie sami zdecydują, która z kandydatek na gwiazdę jest najlepsza. Zwyciężczyni inkasuje 100 tysięcy dolarów i podpisuje kontrakt na własny pełnometrażowy film porno.

[Iwona Dominik, Polityka]

Poprzedni artykułNastępny artykuł