Przygodowe

Maszyna czasu pod żaglami

Niedawno stacja BBC Prime nadawała program „Trench”, którego uczestnicy przeżyli namiastkę życia (i śmierci) w okopach na linii frontu I wojny światowej. Teraz kanał proponuje „Statek” – podróż 41 ochotników repliką żaglowca „Endeavour” przez Pacyfik, trasą, którą niegdyś przemierzył kapitan James Cook i jego załoga.

W XVIII wieku taka podróż była odpowiednikiem lotu na księżyc. Wyprawa Cooka oficjalnie dotyczyła obserwacji przejścia Wenus przez tarczę Słońca, które miało być lepiej widoczne z Tahiti. Ale tajne polecenie Admiralicji było jasne: macie szukać i opisać Wielki Południowy Kontynent. James Cook wraz z 93 członkami załogi wyruszył z angielskiego Plymouth 8 sierpnia 1768 roku. Płynął do Rio de Janeiro, minął przylądek Horn i wpłynął na Pacyfik. Przez dwa lata „Endeavour” żeglował wzdłuż wybrzeży Nowej Zelandii, Tasmanii i wschodniego wybrzeża Australii, które Cook opisał i zaanektował dla Korony Brytyjskiej. W czerwcu 1770 roku statek uderzył w Wielką Rafę Koralową i zaczął nabierać wody. Żaglowiec udało się uratować, ale do Anglii wrócił dopiero 11 lipca 1771 roku.

Ponad 230 lat później, reality show „Statek” rzuca nowe światło na tamtą wyprawę. Ochotnicy oraz 15 zawodowych marynarzy odbywają podróż na zbudowanej w australijskiej stoczni replice 32 metrowego, trzymasztowego barku. Oczywiście nie wszystko jest takie samo jak wtedy. Podróż jest krótsza, bo trwa tylko 6 tygodni i prowadzi z australijskiego portu Cairns na indonezyjską wyspę Bali. Współcześni żeglarze mają do dyspozycji nowoczesny sprzęt nawigacyjny, w tym radar i GPS, z których jednak rezygnują na rzecz sekstantu, kompasu i starych map. No i nikogo na pokładzie nie czeka chłosta za sprzeciwienie się kapitanowi.

Wiele jednak aspektów pozostaje niezmiennych: statek ma żeglować bez użycia silników diesla, co czasem oznacza nudny i frustrujący bezruch w oczekiwaniu na korzystne wiatry. Załoga śpi na małej przestrzeni w hamakach, gotuje za pomocą ówczesnych przyborów kuchennych (żadnych mikrofalówek), żywiąc się przede wszystkim twardymi sucharami (jeden z ochotników łamie na nich ząb), soloną wołowiną, jajami od hodowanych na pokładzie kur i złowionymi rybami czy ostrygami. Problemem jest też higiena osobista. Poza tym, ochotnicy muszą ciężko pracować szorując pokłady, wspinając się na maszty, czy ręcznie wciągając żagle i podnosząc ciężką kotwicę.

Kiedy telewizja BBC zabiera się za programy typu reality show, stara się, żeby nie były tylko pustą rozrywką w stylu „umieśćmy kamery pod prysznicem”. Pomysłodawcy wyprawy chcieli, by replika „Endeavour” stała się maszyną czasu, która pozwoli przenieść uczestników i widzów do XVIII wieku, sprawdzić zawodników na tej samej trasie i w podobnych warunkach, aby zrozumieć przez co przeszli ówcześni żeglarze. „Zakurzeni bohaterowie”, czyli Cook i jego załoga, mieli wyjść z muzeów i stać się ponownie prawdziwymi ludźmi z ich odwagą, obawami i radościami.

Czy współcześni poradzili sobie z trasą? Kilku schorowanych, zmęczonych i rannych zeszło ze statku w trakcie wyprawy. Inni trzymali się dzielnie. O tym, jak brakowało im XXI wieku, świadczyć może fakt, że podczas pierwszego zejścia na ląd w Cooktown ochotnicy rzucili się na jedzenie w miejscowym barze. „Przecież Załoga Cooka też żywiła się u tubylców” – tłumaczy jeden z uczestników, wcinając rybę z frytkami i popijając colą. Część nie dała się jednak złamać i zamiast fast foodu próbowała tutejszych mrówek. „Smakują jak cytrynowe tic-taki na nóżkach” – śmiał się jeden ze smakoszy.

Na statku znaleźli się historycy i botanicy szkicujący – jak za dawnych czasów – nowo odkryte gatunki roślin (podczas XVIII wiecznej wyprawy opisano ich 1400). Naukowcy porównywali m.in. zapisy z dawnych dzienników pokładowych, dochodząc do wniosku, że to, co wtedy nazwano „morskimi trocinami” jest formą algi.

W sumie „Statek” to udana próba uatrakcyjnienia lekcji historii dla laików, a dla historyków inna niż lektura szansa, by lepiej zrozumieć historię. Gdy w ostatnim odcinku serii „Endeavour”, statek powraca do portu pełnego warczących motorówek i skuterów wodnych, możemy poczuć, że choć dziś jest nam wygodniej, przyjemniej i szybciej, to trochę brakuje spokoju i powolności, które oferował żaglowiec. Być może znajdziemy je wkrótce w podróżach kosmicznych? W końcu nie na darmo jeden z promów kosmicznych NASA nosi imię „Endeavour”.

[Sebastian Łupak, Gazeta.pl]

Poprzedni artykułNastępny artykuł