„Codzienność Joli Rutowicz nie jest różowa jak jej błyszczyk. Ostatnio trochę przyszarzała, niczym jej pluszowy koń. Dlatego też Jola postanowiła oddać maskotkę do pralni” – czytamy w tabloidzie.
„Chciałam oddać konia do pralni. Niestety, pani nie przyjęła go. Powiedziała, że nie mają takiego wielkiego bębna, w którym by się zmieścił. Dodała też, że jakby go uprała, to by się strasznie zniszczył, a nawet skurczył. Stałoby się coś złego z jego oczami i nozdrzami” – relacjonuje Jola.
„Jestem zła, bo mam tego konia od czterech lat. Jak oglądam zdjęcia sprzed dwóch lat, kiedy był taki czyściutki, jest mi niezmiernie smutno” – dodaje. Dlatego Jola zdecydowała się uprać konia. Kobieta z pralni odradziła jej ten pomysł. „Powiedziała mi, żebym kupiła nowego konia. A ja nie chcę nowego!” – mówi Jola.
„Z dołka Joli pomaga wyjść jej przyjaciel Jarek Jakimowicz. Popularny aktor zajął się poszukiwaniami specjalnej pralni z odpowiednio wielkim bębnem. Ciekawe, jak Jola wyjdzie z tej opresji” – czytamy w gazecie.
Tymczasem Pudelek.pl komentuje zajście następująco: „Co za żałosny happening na potrzeby brukowca. Czy Jola i jej menedżer sądzą, że takimi 'akcjami’ i eksploatowaniem wizerunku Joli-konia, zrobią furorę?”.