

Poniżej krótka rozmowa z „Frytką”, która miała miejsce na krótko po tym, jak dostała nowy nos.
– Właśnie zrobiła sobie pani operację plastyczną nosa. Bolało?
– Zabieg przebiegał pod narkozą, więc nic nie czułam. Potem miałam pełno tamponów w nosie, co jest dokuczliwe, ale da się przeżyć. Najbardziej bałam się narkozy, że się nie wybudzę, że będą problemy. Jak się okazało – niepotrzebnie. Dwie godziny po operacji zaczęłam chodzić. Lekarze powiedzieli: okaz zdrowia.
– Tak się pani własny nos nie podobał, że trzeba było aż operacji?
– To był także zabieg zdrowotny. Przed laty, podczas zabawy z koleżanką, upadłam twarzą na kaloryfer. Od tego uderzenia zaczął mi rosnąć garbik na nosie. Miałam kłopoty z oddychaniem, przez co chorowałam na oskrzela. Dopiero od lekarza dowiedziałam się, że przez 28 lat oddychałam tylko jedną dziurką. Od dwóch lat studiuję aktorstwo. Okazało się, że mam nosowy głos i powinnam usunąć tę wadę, jeżeli w przyszłości planuję udział w filmie lub nagranie płyty. To samo mówiono mi na castingach. Że mam dwa różne profile, że warto to zmienić. Przy okazji postanowiłam więc rozprawić się ze swoim kompleksem garbatego nosa.
– I jak?
– Gdy po raz pierwszy zobaczyłam go w lustrze byłam zupełnie zszokowana, że taki prosty. Twarz jest jeszcze spuchnięta, ale nos mi się podoba. Mam też wielką przyjemność z oddychania. I nareszcie czuję prawdziwe zapachy. Gdy w czasie świąt poczułam aromaty wydobywające się z kuchni, aż mnie zemdliło. Tak były intensywne. Nareszcie wiem, jak rzeczywiście pachnie mięso!
– Na nosie się nie skończy?
– Chcę powiększyć sobie piersi. Lubię duży biust. Jeżeli mogę w ten sposób pozbyć się kompleksów, to dlaczego nie? Nowy biust, nowy nos dodadzą mi pewności siebie. Teraz mówię, że „z nowym nosem – z nowym losem”. Odkąd studiuję w Wyższej Szkole Komunikowania i Mediów Społecznych, myślę o zmianie wizerunku. Chcę się odciąć od „Frytki”, chcę zapracować na własne nazwisko. Nazywam się Agnieszka Frykowska.
[Rozmawiał Roman Praszyński, Gala]