Chcę być piękna

„Chcę być piękna”: relacje uczestniczek

”Czułam się taka nieatrakcyjna. Może z tego powodu rozpadły się dwa moje małżeństwa” – zastanawia się Renata z Białogardu. Kobieta nie wiedziała, że poprawianie urody może być tak bolesne.

Z kolei Wioletta mówi, że odkąd zmieniła wygląd, mąż patrzy na nią zakochanym wzrokiem. Jak kobiety, które zgłosiły się do programu „Chcę być piękna” i znalazły się wśród jego 26 uczestniczek, wspominają dziś czas zabiegów i bólu?

„Myślałam, że umrę. Ból był przerażający. Minuty zamieniły się w wieczność. Urodziłam troje dzieci, ale do tamtego dnia nie zdawałam sobie sprawy, co to cierpienie” – mówi 38-letnia Renata z Białogardu, samotnie wychowująca trójkę dzieci. Jeszcze dziś, gdy Renata mówi o odsysaniu tłuszczu z bioder, pupy i brzucha, drży jej broda. Słowa z trudem przechodzą jej przez gardło. Wszystkie inne operacje: powiększanie piersi, korekta nosa, podnoszenie powiek, powiększanie warg, nawet opiłowywanie zębów były do przeżycia. „Odsysanie tłuszczu to piekło” – powtarza. Renata była młodą dziewczyną, gdy lekarz odkrył w jej piersi krwiaka. Musiał go usunąć. Po zabiegu okaleczona pierś przestała jednak rosnąć. „Wkładałam sobie gąbeczki, jakoś ukrywałam te dysproporcje, ale w sytuacjach intymnych przeszkadzało mi to. Wstydziłam się. Rozpadły się dwa moje małżeństwa. Pewnie piersi nie były jedynym powodem moich niepowodzeń z mężczyznami, ale czułam się taka nieatrakcyjna” – opowiada, spuszczając wzrok. Teraz zdarza się jej, że staje naga przed lustrem. Patrzy na siebie, uśmiecha się. Wcześniej nigdy tego nie robiła. Te chwile intymności są największą nagrodą za wszystkie cierpienia. Rodzinny Białogard nie przyjął jej życzliwie. W tym małym miasteczku operacja plastyczna to wciąż temat tabu. Słyszy cierpkie uwagi, najgorzej, że kierowane są one również do jej dzieci.

Komplementy, życzliwości zbiera natomiast 40-letnia Wioletta, policjantka z Piły. Koledzy, z którymi pracuje, po długiej nieobecności powitali ją okrzykami: „Znowu byłaś na urlopie i bardzo to po tobie widać. Jaka jesteś wypoczęta, zrelaksowana”. „Każda kobieta ma mankamenty, ale te, które lubi, trzeba zachować. Nie zdecydowałam się na duże zmiany. To, co zrobiłam, to poprawki wręcz kosmetyczne” – śmieje się Wioletta. Ma męża i dwoje dzieci. Podciągnęła piersi, zrobiła lifting skroni. Stomatologa poprosiła o nowy mostek, wymianę koronek i wybielenie zębów. Narkoza nie spowodowała u niej blokad na środki przeciwbólowe, więc największym wyzwaniem były zastrzyki znieczulające podawane w dziąsła. W sumie kilkanaście. „Czuję się młodsza. Mąż też patrzy na mnie zakochanym wzrokiem. To wyjątkowy facet. Bardzo mnie w tym wspierał” – mówi atrakcyjna pani policjant.

W programie Polsatu „Chcę być piękna” wzięła także udział 28-letnia Kasia Filipek z Lublina. Przed operacją wstydziła się swojego nosa i zębów. Teraz jest dumna ze swojego wyglądu. „Było warto” – mówi stanowczo. Na wszystkich zdjęciach sprzed programu Kasia ma zaciśnięte usta. Nie uśmiechała się nawet w najszczęśliwszych chwilach. Kiedy ktoś wyciągał aparat fotograficzny, myślała tylko, żeby ukryć zęby. Teraz śmieje się od ucha do ucha. Ale to nie zęby, cienkie i krzywe, sprowokowały ją do wysłania SMS-a do programu „Chcę być piękna”. Pomyślała o swoim nosie. Długim, nieproporcjonalnym. „Zawsze chciałam go zmienić, raz zaciągnęłam nawet mamę do lekarza, ale powiedział, że jestem za mała. Miałam wtedy chyba piętnaście lat” – przypomina sobie. Pojechała na casting. Zaskoczyło ją, że kobiet, które nie akceptują swojego wyglądu, jest tak dużo. W tłumie było wiele ładnych dziewczyn. „I to właśnie te atrakcyjne dziewczyny trafiły do programu. Brzydkie, otyłe, wyniszczone – odrzucono. Może siedem tygodni to było za mało czasu, żeby te kobiety zmienić?” – zastanawia się Kasia. Kiedy przyszła wiadomość, że dostała się do programu, płakały ze szczęścia. Ona, jej matka i bratowa. Mieszkają razem w niewielkim mieszkaniu w Lublinie. Mama ma swój pokój, Kasia mieszka z córeczką, brat z żoną i dwoma synami dzielą trzeci pokój. Nos i zęby wpisała do formularza. Lekarze zaproponowali, żeby zrobiła sobie jeszcze korektę uszu. A piersi? Powiększały je wszystkie dziewczyny, więc i ona poprosiła, żeby były o numer większe. Zdecydowano, że wszystkie zmiany będą przeprowadzone podczas jednej operacji. Obudziła się po kilku godzinach. „Czułam potworny ból głowy i piersi. Miałam odruchy wymiotne. Nic nie widziałam, bo opuchlizna nosa zasłoniła mi całe oczy. Najgorsza noc w życiu. 'Dlaczego się zgodziłaś?’ – pytałam siebie” – opowiada Kasia. Ktoś jej przyniósł lusterko. Zobaczyła potwora. Granatowa twarz, wylew na oku, sine usta. Przez pierwszy tydzień mogła spać tylko na plecach, bo każde odwrócenie na bok powodowało ból. Najwrażliwszy był nos. Któregoś dnia spadła na niego kropla deszczu. Poczuła, jakby ją ktoś uderzył pięścią. Raz na kilka dni zabierano ją do gabinetu stomatologicznego. Spędziła czterdzieści godzin na fotelu dentystycznym, podzielone na 7-8-godzinne maratony. „Nie wiem, do czego porównać ból piłowanych zębów. I jeszcze ta krew, lejąca się bez przerwy z pękających dziąseł. Wzięłam kilkadziesiąt zastrzyków znieczulających, ale bardzo szybko przestały działać” – przyznaje. Co się zmieni w jej życiu teraz, gdy jest już taka ładna? Halina Bartoszewska – mama Kasi, ma nadzieję, że może szybciej uda się córce znaleźć pracę. Kasia odbiera gratulacje od przyjaciół, mówią, jak pięknie wygląda. Ona też nie ma już teraz najmniejszych wątpliwości. Było warto.

[Edyta Paradowska, Super Express]

Poprzedni artykułNastępny artykuł