Big Brother 2, Idol 4

Leszczyński i Jakubik: Robert dementuje

Bezkompromisowy krytyk muzyczny, juror „Idola”, zmienił wizerunek. Nie oznacza to, że złagodniał. Tylko obciął włosy. Dlaczego? Robert Leszczyński, wieczny anarchista i Piotruś Pan, mówi, że dorasta. Oto fragmenty wywiadu udzielonego przez Roberta dla magazynu „Gala”.

-Czy ta zmiana wizerunku ma coś wspólnego z dorastaniem?
-Szczerze mówiąc – ma. Jest taki zabawny cytat z musicalu Metro: „Muszę coś zrobić z tym cholernym życiem, jutro ścinam włosy”. Narastał we mnie brak komfortu w rzeczywistości, która mnie otacza. Moja niedojrzałość przestała mnie bawić. Może wpłynął na to fakt, że urodziło mi się dziecko? Początkowo nie umiałem wyobrazić sobie siebie jako ojca. Ludzie czasem są zaskoczeni tym, że zostają rodzicami, a społeczeństwo narzuca im określoną rolę. Ja sobie nie narzuciłem niczego. Ani miłości do dziecka, ani czasu, który mam z nim spędzać. Odrzuciłem stereotypy, że muszę być taki czy inny. Taką radę dał mi Maciek Maleńczuk, który ma trójkę dzieci. A teraz jestem spokojny o swoje uczucia do dziecka. Właśnie dzięki temu, że czekałem, aż same przyjdą.

-I w końcu przyszły?
-Przyszły piorunem. Kiedy Ala mówi mi czasem, że Vesna nauczyła się czegoś nowego, a ja akurat jestem w Szczecinie, to dostaję szału, że nie nakręciłem tego kamerą. Odczuwam teraz ogromną potrzebę kontaktu z dzieckiem.

-Jednak nie mieszkasz z córką?
-Nie, ale spotykam się z nią, kiedy tylko mogę. Za dwa miesiące przeprowadzam się do większego mieszkania. Kupiłem je między innymi dlatego, żeby moja córka będzie miała tam swój pokój, żeby mogła czasem u mnie mieszkać. Na razie jest za mała, ma rok i siedem miesięcy, ale chciałbym być blisko, kiedy zacznie zadawać te wszystkie pozornie irytujące pytania typu: „Dlaczego trawa jest zielona?”. Bardzo chętnie odpowiem.

-Poważniejesz dla dziecka?
-Nie chcę, żeby za 15 lat moja córka miała poczucie obciachu, że ma takiego tatę.

-Jakiego?
-Niedojrzałego, walniętego, uwikłanego w jakieś spory, śmiesznego. Chcę, żeby wiedziała, że robiłem w życiu coś ważnego. (…) Mam poczucie nieistotności tego, co robię. Są serialowe gwiazdki i są wielcy artyści. Są ludzie, którzy robią w życiu rzeczy istotne, i tacy, którzy robią banalne. Niestety, mam wrażenie, że należę do tych drugich.

-Program „Idol” okazał się nieistotny?
-Udział w programie „Idol” nie był wielkim intelektualnym wyzwaniem. Dlatego nie jest istotny. Chociaż, paradoksalnie, okazał się bombą zegarową podłożoną pod polski show-biznes. Wywaliliśmy w kosmos wiele gwiazd. Laureaci „Idola” dokonali największej pokoleniowej zmiany warty od 14 lat. Ania Dąbrowska dostaje sześć nominacji do Fryderyka, a Brodka dosłownie masakruje Opole i bierze wszystko. Do tego Makowiecki, Wydra, Flinta, Kowalczyk i „dzieciaki” z czwartej edycji. Obserwowanie ich karier jest cudownym przeżyciem. Ale program „Idol” to show. Jego twórcom zależy tylko na oglądalności. Natomiast nam jako jurorom zależy, żeby z tego programu wynikło jednak coś naprawdę trwałego i ważnego. Nie chcę brać udziału w błazenadzie, żeby sprzedać pastę do zębów. Trzeba robić rzeczy istotne.

-Czy wobec tego wiesz już, co jest dla ciebie ważne?
-Nie chcę popadać w banały, w jakąś śmieszność, ale na pewno dziecko jest istotne. O ile wszystko jest relatywne i mętne, to tu pojawił się jeden stały element.

-Ale związek z Alą, mamą twojej córki, nie okazał się stałym elementem w życiu.
-Z naszego związku jest dziecko. To różni Alę od innych dziewczyn, które miałem w życiu. Uważam ją za bardzo cenną osobę. Przed urodzeniem Vesny znaliśmy się kilka miesięcy. Od początku było absolutne wariactwo. Na zasadzie – zobaczymy, co się stanie. Jeśli chodzi o związek, stało się tak, że nie jesteśmy razem. Powiedzieliśmy sobie nawzajem, że coś między nami się nie zgadza. Nikt nie miał pretensji ani żalu.

-Ciekawe…
-Ala to nietypowa kobieta. Samodzielna, świadoma własnej wartości i siły. To nie jest jakaś płaczliwa baba, która zostanie ze złamanym sercem. Tak się miało stać. Mam na tym polu spore doświadczenie, bo sformułowanie, że jestem poligamiczny, to duży eufemizm. Jestem bardzo, bardzo, bardzo poligamiczny. Przypisuje mi się związki z różnymi kobietami. Tydzień temu przeczytałem w „Super Expressie”, że mam nową dziewczynę. Akurat nie trafili i napisali bzdury, myląc nawet imiona. Raz przydarzył mi się związek dwuletni i to był mój rekord życia. Średnia to dwa miesiące, a często wręcz jeden wieczór. I nie odczuwam z tego powodu wielkiego dyskomfortu.

-Ty może nie odczuwasz…
-Nikomu nie ściemniam. Nie wolno dziewczynom obiecywać cudów, sprzedawać nawiedzonych tekstów żywcem wyjętych z brazylijskiego serialu. Nie wolno krzywdzić bliźnich.

-Dzięki szczerości nie krzywdzisz?
-Nie, bo dziewczyny zaliczają mnie tak samo, jak ja je. Jestem ciekawy ludzi, a romans jest jak rozmowa, jak przyjaźń, jest formą kontaktu z drugim człowiekiem. Od razu przeskakuje się na pewien poziom istotności rozmowy.

[Rozmawiała Marta Grzywacz, Gala]

Poprzedni artykułNastępny artykuł