„Filmowcy pojawili się ponad półtorej roku temu. Akurat miałem gości i rozmawialiśmy o starych cerkiewkach. Potem odwiedzili nas jeszcze raz. Mieliśmy opory i wątpliwości, baliśmy się, żeby to nie był Big Brother” – mówi Kusal. Te obawy ma nadal, ale wierzy, że bierze udział w czymś pożytecznym. W ciągu kilku miesięcy Kusalowie trochę przyzwyczaili się do obecności obcych ludzi w ich życiu. Filmowano ich, gdy świętowali 60-lecie pożycia małżeńskiego rodziców Pawła Kusala, kamera towarzyszyła mu, gdy kupował pocztówki na aukcji w Krakowie. Telewidzowie zobaczą również dzieci państwa Kusalów. „Dorośli synowie po studiach wrócili do Leska, jeden jest prawnikiem, drugi kończy weterynarię. Będziemy razem pracować” – cieszy się weterynarz z Leska. Do obecności kamer przyzwyczaił się również Wacław Kuzło, paralotniarz ze światowej czołówki. W programie najczęściej będzie go można oglądać razem z Mariuszem Witlańskim, z którym prowadzą Bieszczadzką Grupę Sportów Ekstremalnych. Oferują turystom latanie paralotnią, przejażdżki amfibią albo spływy kajakami – również zimą. „I to pokazaliśmy ekipie. Ciekawe momenty? W czasie jazdy amfibią utknęliśmy w rzece. Pani z telewizji najadła się trochę strachu. Nie zgodziłem się na filmowanie rodziny. Ten program potraktowaliśmy jako możliwość zapromowania naszej firmy” – mówi. Inne motywy kierowały doktorem Birun Djenem. To Etiopczyk, który od pięciu lat pracuje w Leskim Pogotowiu Ratunkowym. „Powiedziano nam, że ten program będzie promocją miasta. Ja tu pracuję, Lesko traktuję jak swoje miasto” – wyjaśnia doktor. Widzowie zobaczą tylko pracę lekarza i jego kolegów z pogotowia. Pani Agata – żona ciemnoskórego lekarza – nie zgodziła się na filmowanie ich życia prywatnego. Z kolei Jerzy Demko udział w programie traktuje z przymrużeniem oka. Razem z narzeczoną i liczną rodziną prowadzą klub. „Jeśli ktoś jest ciekawy, jak wychowujemy czworo dzieci, niech patrzy. A gdy po tym programie przybędzie nam turystów, tym lepiej dla Leska” – śmieje się. I dodaje: „Nas pokażą przez kilka minut, a potem będą inni”.
[Anna Gorczyca, Gazeta.pl]