Bar 5: VIP

Agata Torzewska zdradza kłamstwa „Baru 5: VIP”

Oglądając reality show, każdy z nas, niezależnie od wieku, ma jakąś opinię na temat tego typu rozrywki telewizyjnej. Jedni krytykują: „Co to jest? To jakaś głupota!”, a drudzy się zachwycają: „Niesamowite! To duża szansa zaistnienia!”. Reality shows są dużą atrakcją dla telewidzów, przynoszącą ogromne zyski finansowe producentom. Sprawiają, że żyjemy w typowym „american dream” – każdy może zostać gwiazdą bez większego wysiłku, wystarczy wystąpić w reality show, sława i pieniądze są na wyciągnięcie ręki. Ach, jaki ten show-biznes byłby piękny, gdyby to tak funkcjonowało. Celem producentów jest wysoka oglądalność, a nie promowanie i robienie z kogoś gwiazdy. By to osiągnąć, podsuwa się uczestnikom takiego programu niewolniczy kontrakt, który daje producentom nieograniczoną władzę do manipulowania nimi. Taki reality show nie jest żadną zabawą, jak to się wmawia ludziom, to spustoszenie i wyniszczanie psychiki, tracenie poczucia rzeczywistości, to wchodzenie w tunel ułudy i iluzji. Na pewno zastanawiasz się, jakim prawem mogę tak autorytatywnie wypowiadać się na ten temat? Otóż ja właśnie mogę. To nie puste słowa, lecz opinia poparta moimi przeżyciami.

Kusząca propozycja
Wszystko zaczęło się od e-maila, którego dostałam 30 czerwca 2004 r. od producentów programu „Bar VIP”: „(…) Pani Agato, przygotowujemy nowy program pt.: Bar VIP. Połowa uczestników to dzieci znanych i lubianych w Polsce ludzi. Ze względu na to, że Pani jest córką Marka Torzewskiego, światowej sławy tenora, chcielibyśmy zaprosić Panią do udziału w programie (…)”. Bardzo długo zastanawiałam się nad tą propozycją. Na początku byłam podekscytowana – nowa formuła, dzieci VIP-ów (chodziły takie nazwiska jak córka Szapołowskiej, syn Wałęsy, córka Rodowicz, córka Rosatich itd.), nowe doświadczenie. Z drugiej strony taki program jest ryzykownym wyzwaniem pod względem psychicznym – izolacja od świata zewnętrznego, 24 na 24 pod obserwacją kamer może różnie wpływać na człowieka, jak też pod względem wizerunku-nazwiska. Poza tym moi rodzice nie byli pozytywnie nastawieni do pomysłu mojego udziału w takim programie. Po namowach producentów, burzliwych dyskusjach, zapewnieniach mnie, że poszukiwana jest nowa jakość tego programu (zmienił się dyrektor programowy Polsatu) i negocjacjach kontraktu zwyciężyła moja młodzieńcza spontaniczność i ciekawość dziennikarska.

Sobota, 25 września
Moje wejście podczas programu na żywo. Tego dnia wszystko toczyło się w szybkim tempie: spotkania z asystentami, rozmowy, próby itd. Już dochodziła godzina 22:30, za 5 minut moje wejście! Strasznie się denerwowałam, żal mi było, że mój menedżer nie mógł być przy mnie, by uspokoić moje nerwy. Byłam zdana na siebie. „3, 2, 1 i wchodzisz” – powiedział mi reżyser. Moje wejście polegało na przedstawieniu publiczności i uczestnikom mojej osoby za pośrednictwem materiału nagranego w Brukseli i utworu, który zaśpiewałam na scenie „Baru VIP”. Jestem osobą otwartą, dlatego nie miałam problemu, by nawiązać dobry kontakt ze wszystkimi uczestnikami programu. Koło 2:00 w nocy wszyscy pojechaliśmy do domku barowiczów. Przed wejściem podłączono mi mikroport. Weszłam do domku i przeżyłam lekkie zniesmaczenie. Pomieszczenie okazało się dużo mniejsze niż to pokazuje telewizja. Panował tam wielki bałagan. Brud był wszechobecny, szczególnie w kuchni, gdzie naczynia nie były myte od tygodni, co spowodowało zalęgnięcie się robactwa. To był pierwszy minus.

Wszystko pod nadzorem
Drugi nadszedł po paru godzinach. Wszyscy są świadomi, że reality show polega na tym, że kamery są wszędzie, by podglądać każdy ruch człowieka. Trudno mi było do tego się przyzwyczaić. Ale do jednej kamery nie mogłam się nigdy przekonać – do kamery w toalecie. Kilkanaście godzin nie odwiedzałam tego przybytku. Ale cóż… jednak potrzeby są potrzebami i wyjścia nie było.

Prowokujące setki
Moje pierwsze trzy dni były dosyć nudne. Polegały na tym, iż cały czas spędzałam w domku barowiczów z Bartkiem, zaś wybrani uczestnicy wychodzili na „zajęcia w podgrupach”. Wiedząc o tym, że miałam dobry kontakt z tym uczestnikiem, sztab ludzi (reżyserzy, psycholodzy) będący w reżyserce myślał, że to pomoże w tym, żeby się rozwinął jakiś ciekawy romans barowy między VIP-em a uczestnikiem. Wtedy by mieli ciekawe show! Robiono wszystko, by nas do siebie zbliżyć – rozmowy na temat wybrany przez reżyserów, wspólne domowe zadania, no i oczywiście nie zapomnijmy o „setkach” (tzw. sto procent sam na sam z kamerą). Setki nadchodzą, kiedy w domku jest newralgiczna sytuacja: kłótnia, polemika, jakaś afera itd. Wtedy przychodził do nas jeden z asystentów reżysera i brał jednego z uczestników na indywidualne przesłuchanie przed kamerą. Wiedząc, że chcą zrobić z niczego sensację, odpowiadałam dyplomatycznie. Wiedziałam, że produkcji to się nie podobało. Podpuszczano mnie pytaniami w nadziei, że coś ze mnie wyduszą! Ale na próżno. Po pewnym czasie dałam im do zrozumienia, że nie będzie żadnego romansu! Chyba zrozumieli, bo więcej do tego nie wracali.

Wyreżyserowane reality
Logicznie, jeśli jest to reality show, wszystko powinno być realne. Ale tak nie było. Tak zwani reżyserzy brali uczestników na prywatne rozmowy. Wówczas sugerowali, a raczej namawiali uczestnika do zrobienia czegoś, żeby było ciekawiej lub do podpuszczenia innego uczestnika. Po takiej rozmowie reżyserzy podkreślali: „Tylko pamiętaj, nie było takiej rozmowy między nami! Wiesz, co masz w kontrakcie”. Dana osoba wracała i robiła to, co do niej należało, bojąc się wyrzucenia z programu lub zapłacenia gigantycznej kary pieniężnej.

Alkohol bez ograniczeń
Nigdy nie było pokazywane na wizji, iż produkcja co wieczór przynosiła nam gigantyczną ilość alkoholu. Według nowych reguł „Baru VIP”, które zostały zmienione w trakcie programu, na podstawową żywność musieliśmy sami zarabiać w barze. Jeśli chodzi o alkohol, to ta reguła już nie obowiązywała – było go pod dostatkiem. Więc jeśli zabrakło żywności, niektórzy „drinkowali” od rana, żeby zaspokoić głód. Naturalne, że wszyscy w takim programie się kontrolują i nie są sobą, bo wiedzą, że każda ich wypowiedź może być wykorzystana w odcinkach montowanych i emitowanych na wizji. Na co dzień każdy próbuje być lepszy niż jest po to, by wypaść jak najlepiej. Ale to akurat nie zadowalało producentów. Oni potrzebowali „mięcha”, więc alkohol spełniał swoje zadanie. Wtedy napięcie i stres opuszcza organizm, a w relacjach pomiędzy uczestnikami wszystko może się wydarzyć! Jestem generalnie osobą niepijącą (oprócz specjalnych okazji), więc podczas mojego pobytu w programie mogłam na trzeźwo wszystko obserwować. Ale zdarzyła się taka „specjalna okazja”, gdzie skusiłam się na jedno piwo. Był to dzień moich 20 urodzin. Tego dnia mieliśmy też program na żywo. Stałam z paroma uczestnikami, kiedy podszedł do nas jeden z asystentów, namawiając nas na spożycie piwa. Skusiliśmy się po godzinie.

Czymś nas naszprycowali

Nawet nie wypiłam połowy piwa, a po prostu ścięło mnie z nóg. Znam siebie i nie jestem w takim stanie po odrobinie alkoholu, a na pewno już nie po połowie piwa! Podejrzewałam najgorsze. Ale czy producenci byliby tak bezwzględni i posunęliby się do podsypania nam czegoś do trunków? Wsiadłam do busiku, gdzie wszyscy już siedzieli w podobnym stanie jak ja. „Nie wierzę! Tylko jedno piwo, a czuję się tak dziwnie, jakby coś nam dosypali!” – powiedział jeden z uczestników. „Na bank! To jest nienormalne! Czujemy się jakbyśmy latały!” – odpowiedziały trzy barowiczki. Kierowca busa był zaszokowany naszym zachowaniem: „Co wy tam piliście? Dosypali wam tam coś chyba?”. Wtedy wszyscy byliśmy świadomi, że czymś nas naszprycowali. To coś musiało być mocne, bo mieliśmy wrażenie, że jesteśmy zdolni do najbardziej ekstremalnych wyczynów! Zajechaliśmy pod domek, gdzie przed wejściem asystenci wymieniali nam baterie od mikroportów. Siedziałam przy drzwiach i usłyszałam: „OK. Patrz na nich, działa! Będzie materiał!”. Nazajutrz obudziliśmy się, nie pamiętając nic z tych paru nocnych godzin.

Zmanipulowane „Plusy/Minusy”
Wszystko elegancko wygląda na wizji, gdy prezenter jest zaskoczony typowaniem danego uczestnika: „Komu dajesz minusa? Proszę państwa, o wszystkim zdecyduje plus lub minus np. Bartka”. Prawda jest taka, że wszystko jest reżyserowane na parę dni przed programem na żywo. W każdy wtorek, czyli dwa dni przed typowaniami, do domku przychodził asystent z kopertami dla każdego z nas. Mieliśmy wpisać imię i nazwisko osób, którym przyznajemy plusa i minusa. Nie mogliśmy zmienić decyzji. Już wtedy produkcja mogła podliczać głosy i decydować, kogo lepiej zostawić w programie.

Przemyślenia…
Był już ósmy dzień mojego pobytu. Jedynym miejscem bez kamer były busiki wiozące nas do Baru. Tylko wtedy mogłam się wypłakać. Zresztą nie byłam sama w wylewaniu łez. Zastanawiałam się, po co ja to wszystko robię? Parę dni wcześniej myślałam nad rezygnacją z programu, lecz moja ciekawość była tak wielka, że chciałam wytrzymać, żeby być świadkiem innych rewelacji. Każdemu wydaje się, że udział w programie otworzy mu wszystkie drzwi, propozycje show-biznesowe posypią się jak z rogu obfitości. Prawda jest taka, że po programie nic się nie zmieni, a czasami może się pogorszyć, jeżeli osoba zostanie pokazana w złym świetle!

3, 2, 1 i wychodzę…
8 dzień, jest sobota, wejście nowego VIP-a. Miał się pojawić syn znanego polityka, ale w ostatniej chwili plan uległ zmianie. Była to bardzo prowincjonalna panienka. Wyginała się na łóżku z gołą pupą, obrażając uczestników. Z kopniakiem do kamery wyrzuciła: „Szykujcie się cioty!”, dodając, że największego kopa przywali Agacie Torzewskiej. Słysząc to z ust osoby, która mnie nie zna, wiedziałam, że jest coś nie w porządku i że musi to być znów spisek uknuty przez produkcję, by mnie wplątać w jakiś skandal. Zdecydowałam się iść do reżyserów: „Co się dzieje? Wpuszczacie drugą Dodę Elektrodę, by mnie wplątać w konflikt, bo nie macie dość pikantnego materiału na mój temat? To mają być VIP-y? To ma być nowa formuła programu? Przecież były inne ustalenia kontraktowe!”. „Nie denerwuj się. To tylko mała prowokacja! Walka między aniołkiem a diabełkiem”. „Walka? W jakiej konkurencji? Kto się szybciej rozbiera? Koleżance dobrze to wychodzi, z tego co widziałam!”. Po tej rozmowie wiedziałam, że czas, bym wracała do Brukseli. Definitywną decyzję o opuszczeniu programu podjęłam nazajutrz, 3 października 2004 r. podczas wieczornej rozmowy z menedżerem „Baru”. Miał do nas pretensje, iż nie ma dostatecznych obrotów w barze: „Dziewczyny powinny tańczyć na stołach w rytmie seksownej muzyki – to by na pewno przyciągnęło ludzi”. Zdenerwowała mnie ta wypowiedź: „To chyba małe nieporozumienie. Nie jestem panienką z agencji towarzyskiej! Twoje wypowiedzi są obraźliwe!”. Menedżer odpowiedział: „Jeśli nie dostosujesz się do moich reguł, to możesz zrezygnować z programu! Jeśli ci się to nie podoba, to do widzenia!”. I tu przyszedł czas na moje końcowe „show”! Wstałam, spojrzałam na wszystkich i powiedziałam: „Tak? No to do widzenia!”. Zdjęłam mikroport i wyszłam z „Baru”. Moje wyjście skończyło się tym, iż musiałam potajemnie uciec z Wrocławia. Na koniec chciałabym się podzielić SMS-em, którego dostałam po paru tygodniach od uczestnika „Baru VIP”: „Boję się powrotu do domu! Powrotu do rzeczywistości! Chyba zmienię miasto. Coś dzieje się z nami dziwnego! Buźka”.

[Glamour]

Poprzedni artykułNastępny artykuł