Druga Twarz

Reality show z wyższej półki

Żeby zdobyć sławę w reality show, już nie wystarczy wylegiwać się na sofie w Domu Wielkiego Brata. Jeszcze niedawno 28-letniemu Sławkowi Kowalskiemu z Gdańska wydawało się, że całe życie spędzi w skromnej tureckiej restauracji. Pracował po kilkanaście godzin dziennie za cztery złote za godzinę. Przyrządzał pizzę i spaghetti. Po pewnym czasie awansował – nauczył się kroić kebab. Często zastanawiał się, czy nie rzucić tej pracy i nie wrócić do wyuczonego zawodu elektroenergetyka, ale żona wciąż wybijała mu to z głowy. Nie mogli sobie pozwolić na kilkumiesięczną utratę pensji – mają dwuletniego syna. – Kiedy przyszli do mnie ludzie z TVN, od razu wiedziałem, że to będzie moje życiowe pięć minut – mówi Sławek. Telewizja zaproponowała mu rolę, o jakiej nigdy nie marzył. Przez miesiąc miał się szkolić na szefa kuchni czterogwiazdkowego hotelu.

W przeciwieństwie do „Big Brother” czy „Agenta” program „Druga twarz” obywa się bez wzajemnych nominacji uczestników, kłótni i wielkiej pieniężnej nagrody. Tu bohaterowie wchodzą w nowe zawodowe role, zaproponowane im przez telewizję. Heavymetalowiec poprowadzi orkiestrę symfoniczną, harfistka zagra na didżejskiej imprezie, a kucharz wyda kolację w eleganckim hotelu. Widzowie dostaną kolejną wersję „Kopciuszka” z morałem: „Nie czekaj na dobrą wróżkę. Najwięcej zależy od ciebie”. „Druga twarz” opiera się na licencjonowanym programie „Faking it” (od ang. fake – podrabiać, udawać), od dwóch lat pokazywanym z powodzeniem w Wielkiej Brytanii. Ale nie tylko tam – także w USA, Australii, Holandii i Niemczech. Jego popularność bierze się z odwołania do chwytliwego pomysłu bulwarowej komedii pomyłek: bohater nie jest tym, kim się wydaje. W każdym odcinku poznajemy jednego z nich. Najpierw widzimy, jak w ciągu miesiąca uczy się nowego zawodu pod okiem specjalistów. Aby pomóc uczestnikowi jak najszybciej wejść w nową rolę, przez miesiąc każe mu się mieszkać ze swoim nauczycielem. Zdobywa zatem nie tylko praktyczną wiedzę, ale także uczy się poruszać, ubierać, a nawet wysławiać tak jak ci, których chce naśladować. Na koniec telewizja organizuje konkurs, w którym nasz bohater mierzy się z profesjonalistami. Zwycięzcę wyłania jury, którego członkowie nie wiedzą, że jeden z uczestników jest amatorem. Wchodzenie w nową rolę bywa bolesnym doświadczeniem. 27-letnia prawniczka Joanna Pauk z Krakowa musiała nauczyć się rapować. Zamieszkała w hotelu z raperami i już po kilku dniach miała dość nocnych imprez. Zauroczona nowym środowiskiem była natomiast Agnieszka Kaczmarek, 28-letnia harfistka z krakowskiej filharmonii. Producenci zaproponowali jej ekspresowy kurs na didżeja u mistrzów tej profesji. Nauczyła się nie tylko miksowania muzyki i pulsującego tańca. Ścięła włosy, opanowała tajniki makijażu (wcześniej malowała tylko rzęsy), a zamiast grzecznych ciuchów zaczęła nosić spodnie biodrówki i obcisłe koszulki odsłaniające pępek. – Do dzisiaj widuję ją w tych ciuchach na mieście – mówi producentka programu Ewa Leja. Co więcej, po programie chce dalej grać w klubach, na drugi etat, oprócz koncertów w filharmonii. Zamknięta w sobie harfistka wyluzowała się na klubowych parkietach. – Pokazując takie historie, chcemy podpowiedzieć widzom, że zawsze można coś zmienić w życiu. Czasami wystarczy zrobić jeden kurs więcej, żeby otworzyły się nowe możliwości – mówi dyrektor programowy TVN Edward Miszczak. Chętnie przy tym podkreśla, że „Druga twarz” to reality z wyższej półki. Bohaterowie nie są na siebie napuszczani, nawet widzom odebrano możliwość eliminacji z programu nielubianych osób. Uczestnicy „Drugiej twarzy” nie walczą też o pieniądze. Jedyną nagrodą są nowe doświadczenia życiowe. Co zrobią z nimi później, zależy tylko od nich. Tak budujące założenia programu znalazły uznanie na wielu festiwalach telewizyjnych, na których „Faking it” zebrał liczne nagrody – co ciekawe, zarówno w kategorii programów dokumentalnych, jak i reality. Na międzynarodowym festiwalu w Montreux widowisko zdobyło Złotą Różę. Producentów chwalono za to, że wnieśli do gatunku reality nową wartość – widzowie czują sympatię do bohaterów, a nie, jak wcześniej, wysyłają SMSy, wykluczając najgorszych, najbrzydszych, najgłupszych. To rzadkość w reality show. Czy jednak wystarczy, by gatunek przestał być synonimem prymitywnej rozrywki? – Ozłociłbym TVN, gdyby „Druga twarz” nauczyła młodych ludzi, jak stawiać czoło nowym wyzwaniom, a wszystko to bez natrętnej otoczki dydaktycznej – mówi medioznawca prof. Wiesław Godzic. Obawia się jednak, że dydaktyczne przesłanie może zostać odczytane przez widzów odwrotnie: „Po co mam się męczyć i uczyć przez lata jakiegoś zawodu, jeżeli mogę dojść do tego w miesiąc, na skróty, z dobrym nauczycielem i odrobiną talentu?”. Tym bardziej, że każdego eksperta da się oszukać. Taką drogę na skróty wyznacza od pewnego czasu polsatowski „Idol”, kreując piosenkarzy „z niczego”. – Nie uczymy zawodu w miesiąc. Pokazujemy jedynie, jak dużo trzeba zrobić, żeby zaledwie móc naśladować zawodowców – broni się Ewa Leja z TVN, podając jako przykład odcinek z Piotrkiem Szczygłem z Sosnowca, gitarzystą basowym heavymetalowej kapeli. Po miesiącu wytężonej pracy umiał poprowadzić orkiestrę, ale opanował tylko jeden utwór. – Nie nauczył się czytać z nut, bo to niemożliwe w tak krótkim czasie. Dyrygował z pamięci – tłumaczy tajniki szkolenia Piotr Sułkowski, dyrygent opery w Krakowie i nauczyciel Piotra. Wyzwaniem była nie tyle sama praca nad utworem, co końcowy konkurs przed prawdziwą publicznością, podczas którego Piotr musiał opanować i orkiestrę, i własne nerwy. – Muzycy widzieli, jak Piotrek męczy się z batutą. Dopiero wtedy zrozumieli, że dyrygentura to niełatwa praca – mówi Sułkowski. Producenci „Drugiej twarzy” chcieliby, żeby takie wyobrażenie o zawodowych umiejętnościach widzowie wynieśli z całego programu. Podobnie jak sami bohaterowie. Część z nich po miesiącu wróciła do dawnych profesji. Niektórym program pokazał nowe horyzonty i zmienił życie. – Uwierzyłem w siebie. Wcześniej nigdy w życiu nie zapukałbym do hotelu w poszukiwaniu pracy. Dzisiaj złożyłbym podania do wszystkich hoteli w Polsce. Patrzę na świat innymi oczami – opowiada kucharz Sławek Kowalski. Co teraz robi? W każdym razie nie kroi już kebabów w Gdańsku.

[Newsweek]

Poprzedni artykułNastępny artykuł