Reality game shows

Wysiadywanie rekordu

W Heide-Parku Soltau, największym wesołym miasteczku w płn. Niemczech, odbywa się maraton siedzenia na palu. Dowolni ludzie z własnej woli godzą się na uczestnictwo w konkursie, w którym do wygrania jest nagroda pieniężna. Choć żadna z osób nie jest monitorowana za pomocą kamer, to jednak ciężko oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia ze swoistym reality show. Wszyscy uczestnicy muszą żyć zgodnie z wyznaczonym im odgórnie rytmem, a każdego dnia są podglądani przez tłumy odwiedzające park rozrywki.

Daniel Baraniuk z Gdańska od 70 dni mieszka na słupie. Nawet śpi na siedząco. Chce pobić rekord Guinnessa i wygrać 6. Maraton Siedzenia na Palu. – Wytrzymam na słupie do zimy! – zapewnia 25-latek z twarzą ogorzałą od wiatru i zimna. Od kilku dni leje dzień i noc, choć to środek lata. – Ściągnąłem z Polski ciepłe ubrania. Nie dam się! Daniel – słupnik walczy nie tylko z pogodą i samym sobą. Sąsiedni pal zajmuje 44-letni Niemiec, Hermann Kummerlehn. Do siedzenia ma talent: startuje piąty raz, cztery razy był wicemistrzem. Chce w końcu wygrać. I zarobić. Zwycięstwo to 10 tysięcy euro. Drugie tyle, jeśli pobije rekord.

Zmienić życie

Daniel Baraniuk nie ukrywa: chodzi mu o pieniądze i sławę. Trafić do Księgi Guinnessa. – To byłoby coś – marzy 2,5 metra nad ziemią. – Miałbym co pokazać dzieciom. Jeśli wygra, kasę przeznaczy na mieszkanie. Albo na samochód. Albo na coś innego. To może zmienić jego życie. Daniel jest bezrobotny. Po technikum samochodowym odsłużył wojsko. Naprawiał z kolegą sprzęt AGD. W maju przyjechał do rodziny w Niemczech. Pojechali poszaleć w Heide-Parku. – Śmiałem się, że tu ludzie dobrowolnie nabijają się na pal – opowiada. – Ale potem pomyślałem: czemu nie spróbować. Był wolny jeszcze jeden słup – nr 4. Konkursowy pal (2,5 m wysokości) wieńczy drewniana platforma: metr na metr. Na niej półmetrowe podwyższenie z siedziskiem (40 na 60 cm). Nad tym rozkładany parasol. To cała przestrzeń życiowa słupników. Na platformie telewizorek, radio, książki i… nic więcej się nie zmieści. Słupnik musi mieć kondycję, dużo czasu i być medialny. Chodzi o promocję, więc mistrz sztywnego pala nie może dukać w telewizji. W zawodach wystartowało 10 osób. Od 6 lat zasady są takie same. Zawodnicy mogą co 2 godz. zejść ze słupa na 10 minut. Wtedy korzystają z toalety, myją się, przebierają, ćwiczą. Sygnał na przerwę daje strażnik (w budce naprzeciw słupów). On też mierzy czas. – Spóźnisz się o sekundę – wypadasz z gry – tłumaczy z poważną miną Jurgen Rober, strażnik, z niemiecka wachman. On też podaje zawodnikom posiłki. Słupników pilnują też kamery. Pod siedziskami zawodników – czujniki. Podniesie się na chwilę, włącza się alarm i zapala czerwona lampka. To koniec marzeń o 10 tysięcy euro.

Trzymaj się mocno!
Niektórzy spadają (i koniec zabawy). Tak jak Marcel z pala nr 3. Najczęściej w nocy, w czasie snu. Marcelowi nic się nie stało. Organizatorzy zabezpieczyli „zeskok”. Wokół słupów leży metrowa warstwa siana, brezent, na noc dokładane są materace. – Na początku bardzo bolał mnie tyłek, kręgosłup i nogi – opowiada Daniel. – Miałem chwile, kiedy chciałem to rzucić w diabły i zejść na ziemię. Ale mi przeszło, jak zobaczyłem, że pierwszy konkurent schodzi po 16 godzinach. Aż w końcu zostało nas dwóch… Teraz już nie mogę się wycofać! Jest 19 lipca, godz. 15:20. Strażnik ogłasza pauzę. Daniel i Hermann pospiesznie schodzą na ziemię. Drogę do kontenera znają na pamięć. Przez tory kolejki parkowej, potem trzy schodki i skręt w prawo. Z trudem nadążam za słupnikami. Hermann wskakuje na jeden z dwóch rowerów do dyspozycji zawodników. Daniel wskakuje do toalety – kończy mycie zębów. Zaczął jeszcze na słupie, by nie tracić czasu. Potem zrzuca przemoczone ubranie. Wciąż zerka na zegarek: – Zostało 2,15 minuty – mówi. – Jak pada, muszę wcześniej wracać. Zdarza się, że po torach jedzie akurat kolejka. Jak napakowana, koła się ślizgają i stoi w miejscu. Przez ten „ekspres” raz bym się spóźnił! Wraca na pal. Za nim jak cień Hermann. Zawodnicy się pilnują. Idą, tzn. siedzą, łeb w łeb. Na elektronicznej tablicy wyników mają taki sam czas: 1440 godzin i 11 minut – 65 dni. W poprzednich latach jeśli ktoś nie skorzystał z przerwy, czas doliczano mu do wyniku. Zawodnicy nawet siusiali na górze, aby tylko wyjść na prowadzenie. Teraz przerwy się nie liczą.

Polska flaga na palu
Hermann włącza radio, pije herbatkę. Rozmawiamy: jest fotografem, wolnym strzelcem, sponsoruje go herbaciana firma. Mówi wyuczonym tekstem: Siedzi nie dla pieniędzy, tylko żeby się sprawdzić i zostać mistrzem świata itp. O Hermannie niemiecka telewizja ma kręcić film. Ma 44 lata, wygląda o 20 starzej. Ludzie nazywają go „dziadek”. Żartują, że zestarzał się od tego siedzenia. Daniel i Hermann utrzymują poprawne stosunki. Ale bez serdeczności. – Uczę się na słupie niemieckiego i angielskiego – mówi Daniel. – Próbuję rozmawiać. Początkowo było mi nieswojo, na słupach sami Niemcy. Niedawno z polskiego konsulatu w Hamburgu dostał na słup polską flagę. Teraz zatrzymuje się przy nim każda polska wycieczka. Przyjeżdżają też w odwiedziny bracia. Krystyna i Lech Szepietowscy są opiekunami kolonii z Olsztyna. Nie wierzą: Daniel i Hermann dobrowolnie siedzą na słupie od ponad dwóch miesięcy?! – To jakiś żart, prawda? Pod włos nas bierzecie. Jak pan je? Na słupie? I śpi?! – dopytują. W końcu życzą Danielowi, żeby wysiedział rekord – czyli wytrwał do końca listopada (Kierownictwo parku musiało załatwić Danielowi przedłużenie pobytu – bo przepisowe 3 miesiące kończą się w lipcu). W Heide-Parku pracuje kilkudziesięciu Polaków. Dla nich siedzenie Daniela jest sprawą narodową. – My wciąż jesteśmy tu traktowani jako gorsi – mówi pani Krysia ze sklepu z pamiątkami. – Niemiec zawsze dostanie 1 euro na godzinę więcej. Musimy po nich sprzątać, wykonywać gorsze prace. Dlatego wszyscy jesteśmy za Danielem. Żeby im pokazał.

Hermann wróg

Zawodników raz w tygodniu bada lekarz: uzna, że zawodnik jest chory, każe zejść ze słupa. Dlatego kiedy Daniel zaczął gorączkować, pani Krysia potajemnie donosiła mu polopirynę. Żeby Hermann nie zobaczył. Hermanna polscy pracownicy znielubili szczególnie: w programie TV Vox powiedział, że na siedzeniu zarobi mniej niż polska sprzątaczka. – Dlatego Daniel musi wygrać! – mówi pani Krysia. Polaka wspiera też (po cichu, by Hermann nie słyszał) wachman Jurgen Rober. – Daniel jest OK – mówi. – Hermann to straszny gaduła i mało sympatyczny. Daniel otrzymuje też maile ze wsparciem, adresowane na dyrekcję parku. Ludzie dzwonią też bezpośrednio do niego. Daniela, kawalera, aktualnie bez sympatii (bo jak umówić się na randkę na palu?) szczególnie intrygują maile od dziewczyny, która regularnie go pozdrawia. – Zejdę na ziemię, poznamy się… – marzy. – Był taki przypadek, że Holender (wygrał wtedy maraton), siedząc na słupie poznał dziewczynę, a potem się pobrali – informuje Klaus Muller. – Mają dwoje dzieci. Wszystko jest więc możliwe. Na razie Daniel myśli, jak przeżyć kolejną noc. Wieczorem zdejmuje buty, wkłada nogi do śpiwora. Na kolana narzuca koc. Głowę kładzie na poduszkę, którą trzyma w rękach. Potem marzy o wygodnym łóżku. Czy nie sądzi, że z tym słupem to jedno wielkie szaleństwo? – Dużo się tu nauczyłem – mówi poważnie. – Dyscypliny, szanowania czasu i wytrwałości – wylicza. Na naukę ma jeszcze dużo czasu. Do pobicia rekordu zostało ponad 120 dni.

Słupnicy na start
Maraton odbywa się w Heide-Parku Soltau, największym wesołym miasteczku w płn. Niemczech. Przyjeżdżają tu całe rodziny, także z zagranicy (w ciągu roku 15 tys. turystów z Polski). Słupnicy są – oprócz pociągów, łódek, kolejek śmierci – jedną z atrakcji parku. Pale stoją w holenderskiej części wesołego miasteczka. Obok wiatraka i ludowej gospody. – Zaczerpnęliśmy pomysł z z holenderskiej tradycji – wyjaśnia Klaus Muller, rzecznik Heide-Parku. – W czasie powodzi na początku ub. wieku ludność chroniła się na palach. Odtworzyliśmy to we współczesnych warunkach.

[Super Express]

Poprzedni artykułNastępny artykuł