Big Brother 3: Bitwa

Nie wszystko na sprzedaż – dlaczego zginął młody Frykowski

Ponad miesiąc minął od śmierci operatora filmowego Bartłomieja Frykowskiego, która nastąpiła w wyniku ciosu lub ciosów zadanych nożem, w dworku Karoliny Wajdy w Głuchach pod Wyszkowem. Tymczasem prasa, w tym i ta żądna krwawych sensacji, praktycznie milczy. Brak informacji zaś – jak zwykle – powoduje, że tragedia ta obrasta coraz bardziej nieprawdopodobnymi przypuszczeniami, oskarżeniami i plotkami. W poniedziałek, 7 czerwca, wieczorem Karolina Wajda wróciła do domu z Warszawy z zakupami. Do późna rozmawiała w kuchni z Frykowskim, który od dłuższego czasu bywał tu częstym gościem. W pokoju obok oglądała telewizję Katarzyna, pracownica p. Karoliny, opiekunka koni.

Niezgodnie ze sztuką
Ok. godz. 22.00 z dworku w Głuchach wezwano policję i pogotowie z Wyszkowa. Frykowskiego, wykrwawionego, z rozległą raną brzucha, przewieziono do szpitala rejonowego w Wyszkowie, gdzie natychmiast go operowano. – Był w bardzo ciężkim stanie – mówi dr Barbara Wyszyńska, dyrektor szpitala. – Głęboka rana kłuta, praktycznie człowiek nie do uratowania, bo był w środku bardzo mocno poharatany. Zmarł nad ranem, 8 czerwca. Ciało przewieziono do Zakładu Medycyny Sądowej w Warszawie przy ul. Oczki. Z opinii lekarskiej po przeprowadzonej sekcji zwłok wynika, że na ciele Frykowskiego nie stwierdzono śladów walki ani też „działania osób trzecich”. Śmierć mogła nastąpić „w wyniku działania ręki własnej”. Przyczyną zgonu zaś był „wstrząs krwotoczny”. Na razie są to wyniki wstępne. Na wyniki badań mikrobiologicznych, chemicznych i toksykologicznych trzeba będzie zaczekać. Frykowski stracił bowiem zbyt wiele płynów z krwiobiegu, które trzeba mu było uzupełnić podczas operacji, aby na podstawie prostego badania krwi można było określić np. zawartość alkoholu czy innych środków odurzających. Do tego potrzebne są badania tkanek. Na zlecenie prokuratury dr Wyszyńska badała też p. Karolinę i Katarzynę, jej pracownicę, aby stwierdzić, czy na ich ciałach nie ma jakichś obrażeń, śladów szarpania czy walki. O wynikach tych badań nie może jednak nic powiedzieć, gdyż zobowiązuje ją do tego pragmatyka działań biegłego sądowego. Nie ma też ostatecznych wyników badań daktyloskopijnych. Na nożu, od którego zginął Frykowski, nie odkryto śladów linii papilarnych ani zmarłego, ani Karoliny Wajdy, ani Katarzyny, ale czwartej osoby, kogoś spoza domu. Czyje? – To właśnie sprawiło – mówi prowadzący śledztwo Waldemar Osowiecki, szef Prokuratury Rejonowej w Wyszkowie – że zarządziliśmy badania uzupełniające. Niewykluczone, że wezwany do dworku funkcjonariusz policji chwycił nóż niezgodnie ze sztuką i stąd te odciski. Komendant policji w Wyszkowie nic o okolicznościach tej śmierci powiedzieć nie może, bo to nie policja prowadzi śledztwo, nie ma akt, więc na dobrą sprawę nic nie wie. Prokurator Osowiecki: – Nikomu nie przedstawiliśmy zarzutów, bo wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z samobójstwem. To jest wersja najbardziej prawdopodobna, chociaż nie wykluczaliśmy żadnej innej.

Jak ćma
Zdaniem prokuratora odbyło się to najprawdopodobniej tak. Frykowski siedział za stołem w kuchni i rozmawiał z Karoliną bawiąc się kuchennym nożem. W pewnej chwili wbił sobie ten nóż w brzuch. Po chwili stracił przytomność i przewrócił się. Katarzyna, słysząc krzyk Karoliny, wbiegła do kuchni i zobaczyła Frykowskiego na podłodze w kałuży krwi. Próbowały go ratować, zatamować krew ręcznikiem. W oczekiwaniu na pogotowie i policję w szoku zaczęły sprzątać. Wytarły podłogę i nóż, który potem najprawdopodobniej chwycił funkcjonariusz. Kiedy przeciekła informacja o odciskach palców czwartej osoby, spoza domu – zaczęły się spekulacje. To zapewne były mąż Karoliny. – Były mąż – ucina prokurator Osowiecki – jest poza sferą wszelkich podejrzeń. A więc kto? Jeśli było to samobójstwo, to dlaczego popełnił je człowiek, który jeszcze dzień wcześniej miał wiele planów na przyszłość? M.in. nakręcenie filmu reklamowego (dzwonił tego wieczora do kolegi, z którym miał ten film zrobić i zostawił mu wiadomość na sekretarce), wyjazd do Stanów Zjednoczonych. W 1998 r. był operatorem przy kręceniu dwóch, ostatnio najgłośniejszych, polskich filmów: „Ogniem i mieczem” oraz „Pana Tadeusza”. Udzielał wywiadów, był na topie. – Miał skomplikowaną psychikę – mówi jeden z jego przyjaciół. – Jak ćma przy płomieniu świecy krążył wokół śmierci swojego ojca Wojciecha Frykowskiego, jak mówiono o nim w latach 60. – playboya.

Czytelnicy chcą wiedzieć
30 lat temu 8 sierpnia 1969 r. w willi Romana Polańskiego w Kalifornii jego ojciec zginął od noża członków bandy Charlesa Mansona. Zamordowana została wówczas także żona Polańskiego, będąca w dziewiątym miesiącu ciąży Sharon Tate oraz trójka jej przyjaciół. Bartłomiej Frykowski miał w październiku wyjechać do USA, gdyż jego adwokatowi udało się wyegzekwować pieniądze (ok. 1,5 mln dolarów) od odsiadującego karę dożywotniego więzienia Mansona. Pomimo że siedzi za kratkami, Manson zarabia miliony na chorobliwym kulcie swojej osoby. Jeszcze w 1971 r. sąd przyznał rodzinie Frykowskich zadośćuczynienie w wysokości 7,2 proc. od dochodów Mansona. – Bartek – ciągnie jego przyjaciel – uprawiał zaś swoisty kult ojca. W samochodzie woził powiększone zdjęcia wydarzeń z 1969 r. Szpanował na macho. Od czasu kręcenia „Uprowadzenia Agaty” z Markiem Piwowskim ubierał się w czarny kombinezon brygad antyterrorystycznych, który dostał od nich w prezencie. Ćwiczył ciosy z walk Wschodu, interesował się białą bronią. – Był bardzo wrażliwy, impulsywny – mówi Marek Piwowski. – Bardzo emocjonalnie reagował. Z prokuratury nie można wydobyć żadnych informacji, Karolina Wajda chroniona – i słusznie – przez matkę Beatę Tyszkiewicz nie udziela żadnych wywiadów („Nie jesteśmy kompetentni, nie zabieramy głosu w tej sprawie” . Nic dziwnego, że plotka rośnie, „mówi się”, że rodzice Karoliny wydzwaniają do różnych redakcji i nalegają, aby o sprawie nie pisać. W dziewięciu redakcjach ich szefowie zapewniają, że żadnych telefonów ani nacisków nie było: – Nie mieliśmy informacji, więc po prostu nie pisaliśmy – mówią najczęściej. Jedynie Tomasz Lachowicz, zastępca redaktora naczelnego „Super Expressu”, ma nieco inne zdanie: – To milczenie nie jest przypadkowe. Jest ono efektem różnych nieformalnych spotkań i takich też nacisków. My jednak na salonach nie bywamy, więc naleganiom się nie poddajemy. O czym świadczy fakt, że właśnie mam przed sobą tekst w tej sprawie, który w najbliższym czasie będzie opublikowany. – Na wyniki śledztwa trzeba poczekać jeszcze kilka dni – mówi prokurator Osowiecki między telefonem od dziennikarza z łódzkiego „Kuriera Ilustrowanego” a telefonem z Warszawskiego Ośrodka Telewizyjnego. – Spiesząc się zbytnio można popełnić nieodwracalną szkodę. Czytelnicy, którzy kupują gazety, chcieliby jednak wiedzieć jak najszybciej. Jeśli zabił, to kto? Jeśli Frykowski zabił się sam – to dlaczego? Przełkną każdą plotkę, uwierzą w każdy scenariusz. Chcą szybko wiedzieć, jak umierają nieśmiertelni. Wydawcy, którzy sprzedają gazety, przyzwyczaili ich do tego. Nieśmiertelni też – udzielając wywiadów na prawo i lewo, odpowiadając w nich na najgłupsze nawet pytania. W stylu: ulubiony kolor, potrawa albo, ile razy może „to” pan/pani robić w ciągu nocy. Bo chcą istnieć albo zaistnieć. Czasami tylko okazuje się, że nie wszystko jest na sprzedaż.

[„Polityka”, lipiec 1999]

Poprzedni artykułNastępny artykuł