
Wczoraj w Domu chyba nikt nie miał dobrego nastroju. Najpierw Wielki Brat wpadł na niezbyt udany pomysł „lekcji tolerancji” dla Karoliny i Wojtka Glanca – kazał im na dłużej nieokreślony czas związać się paskiem od szlafroka.

Miał żal do siebie, że dał się tak łatwo wyprowadzić z równowagi. Nie spodziewał się, że kłótnia z Karoliną wyzwoli w nim tak wielkie emocje. Jak na ironię, cały czas miał na sobie koszulkę z napisem „zawsze mam dobry humor”. Wydawało się, że Irek nie przejmuje się nominacją – przynajmniej do momentu, w którym wdał się w rozmowę ze spokojnym już Wojtkiem Glancem. Rozmawiając na temat dobra, zła i Boga, przeszedł do momentu zamknięcia go w Domu Wielkiego Brata, w którym musi podporządkować się sztucznej, nie akceptującej go grupie.
Irek zaczął przeklinać, krzyczeć, że ma dość tej gry i sztucznych ludzi z którymi przyszło mu mieszkać – w ataku złości rozbił kieliszek krzycząc: „nie jestem żadnym satanistą!”. Dziewczyny wpadły w panikę – szybko opuściły salon. Ania próbowała rozmawiać z Irkiem – prosiła, by nie wyładowywał się na mieszkańcach. Irek nie chciał tego słuchać: „mam w głowie ocean, nic nie słyszę – pogadamy jutro”.
Tej nocy dziewczyny długo nie mogły zasnąć – były przerażone całą sytuacją, zaczęły się bać. Anna zastanawiała się, czy Ireneusz gra, czy też ma problemy ze swoją psychiką… Dziewczyny przypominały sobie różne dziwne zagrania Irka, jego przeplatające się ataki śmiechu i płaczu. Bały się zasnąć w ciemności, więc przyniosły do sypialni lampkę z salonu.