Mam Talent! 5, Milion w minutę

Marcin Prokop o „Mam Talent” i zdjęciu z anteny „Miliona w minutę”

Marcin Prokop | fot. TVN

Marcin Prokop, prowadzący „Mam Talent” oraz „Dzień Dobry TVN”, w rozmowie z portalem Wirtualne Media powiedział, co myśli o talent-search show, o polskim show-biznesie oraz o usunięciu z jesiennej ramówki TVN jego programu „Milion w minutę”.

Marcin Prokop | fot. TVN
Marcin Prokop | fot. TVN

– Program typu talent-search show jest jak młotek. Sam w sobie nie ma żadnej mocy sprawczej. Jest tylko narzędziem, którego wykorzystanie zależy od osoby, która dostanie je do ręki. Jeden niechcący walnie się boleśnie w palec, inny kogoś zabije, a jeszcze ktoś zbuduje za jego pomocą piękny mebel. Podobnie jest z „Mam Talent” czy konkurencyjnymi programami. To nie jest ich wina, że część z ich uczestników, a nawet zwycięzców przepada z kretesem, mając poczucie zawiedzionych nadziei, a inni potrafią je wykorzystać jako trampolinę do wielkiej kariery. Świetnym przykładem jest choćby zespół Audiofeels, który nie zdobył w „Mam Talent” głównej nagrody, ale dzięki mądrym decyzjom po programie i ciężkiej pracy włożonej w wykorzystanie potencjału swoich telewizyjnych „pięciu minut” osiągnęli wielki sukces nie tylko w Polsce – mówi Prokop.

– Inna sprawa, że w naszym kraju praktycznie brak skutecznych mechanizmów promowania i wspierania młodych talentów poza wspomnianymi telewizyjnymi spektaklami. Problemem nie jest brak utalentowanych wykonawców, tylko całego zaplecza: dobrych tekściarzy, kompozytorów, menedżerów. Dlatego na razie największe szanse mają ci, którzy są w stanie kompleksowo obsłużyć sami siebie. Tak jak na przykład Ania Dąbrowska, która parę lat temu pojawiła się w „Idolu”, ustępując wtedy miejsca innym wokalistkom, ale kiedy okazało się, że oprócz śpiewania potrafi też pisać świetne piosenki i dobre teksty, później wyprzedziła innych o kilka długości. Do tego jej życiowy partner jest jednym z najbardziej utalentowanych producentów muzycznych w Polsce. Bez sumy tych wszystkich elementów Ania podzieliłaby pewnie los innych zdolnych dziewczyn z „Idola”, jak choćby Ewelina Flinta czy Hania Stach, które gdzieś przepadły – dodaje prowadzący „Mam Talent”.

– „Mam Talent” nie załatwia automatycznie wszystkiego. Może być pierwszym i to od razu siedmiomilowym krokiem do sławy, ale to jest trochę tak jak ze skokami narciarskimi – nie wystarczy dobrze wybić się progu, trzeba jeszcze w dobrym stylu dolecieć do końca i wylądować, żeby stanąć na podium. Każdy może wdrapać się na skocznię, ale nie każdy może zostać Małyszem – uważa.

Zdaniem Prokopa formuła tego typu ma się dobrze i nie jest zagrożona. – Ta formuła funkcjonuje z powodzeniem od czasów starożytności, kiedy odbywały się konkursy recytatorskie oraz pojedynki erystyczne, więc nie sądzę, aby telewizja szybko z niej zrezygnowała. Zwłaszcza, że od czasu ekspansji Internetu funkcjonujemy w rzeczywistości, która karmi ludzi złudzeniem, że wszyscy żyjemy w globalnej wiosce, wszyscy mamy równe szanse i każdy z nas w ciągu jednej nocy może zostać gwiazdą. Kiedyś, w erze Rudolfa Valentino czy Marleny Dietrich między idolem a publicznością wyrastał potężny mur, oddzielający dwa światy – z jednej strony śmiertelnicy, z drugiej półbogowie. Od czasu Andy’ego Warhola ten mur zaczął kruszeć, a dziś zupełnie runął. Każdy z nas może zajrzeć do śmietnika George’a Clooneya oraz do sypialni Dody. I okazuje się, że najczęściej nie kryje się tam nic nadzwyczajnego. To tacy sami ludzie, jak my. Z tymi samymi namiętnościami i problemami. Ani bardziej inteligentni, ani lepiej urodzeni. To ośmieliło „normalsów”, żeby przypuścić szturm na ich pozycje, a telewizja zaoferowała im do tego świetne narzędzie. W dodatku doskonale demokratyczne – za pomocą telefonów komórkowych lud może samodzielnie namaścić na gwiazdy swoich bohaterów i natychmiast dostrzec efekt tego głosowania. Mechanizm działania pozostaje ten sam, zmienia się tylko tło rozgrywania całego spektaklu. Kiedyś mieliśmy „Big Borthera”, gdzie oglądaliśmy innych ludzi trochę jak insekty zamknięte w terrarium, które możemy za pomocą SMS-ów trącać patykiem i patrzeć, jak reagują. Później przyszła wielka popularność programów tanecznych, a teraz mamy szał na punkcie gotowania. Sam jestem ciekaw, co będzie następne? Może jakaś faza religijna i programy w rodzaju „Nawróć mnie” albo „Tańczący z różańcem”? – zastanawia się Prokop.

Prowadzący „Mam Talent” odniósł się także do zdjęcia z anteny jego programu „Milion w minutę”. – Skokowy spadek oglądalności drugiej edycji programu świadczy o tym, że decyzja o przeniesieniu emisji z poniedziałkowego wieczoru na niedzielne popołudnie okazała się mocno niefortunna. W tym paśmie teleturniej przegrał z konkurencją. Najwyraźniej masowy widz w Polsce woli aktualnie oglądać programy o sprzątaniu, prasowaniu i gotowaniu. Takie są fakty i nie ma się co na nie obrażać. Pewnie, gdyby udało się pozyskać dla programu strategicznego sponsora, w postaci choćby jakiejś instytucji finansowej, o co format aż się prosił, jego los byłby zupełnie inny. Żałuję, że tego nie wykorzystano. Ale to również pokazuje, jaka bryndza panuje aktualnie na rynku reklamy, przez co kolejne produkcje padają jak muchy – podkreśla.

[Wirtualne Media]

Poprzedni artykułNastępny artykuł