Uczestnicy reality show to tacy sami pracownicy jak inni, więc należy im się pensja – uznał francuski sąd. I wyznaczył im stawkę 1,4 tys. euro dziennie!
Pary występujące we francuskiej wersji „Wyspy pokus” zostały wysłane na tajską wyspę Koh Samui. Czas spędzały osobno, na plaży lub nad basenem. Ich zadaniem było jedynie opieranie się próbom uwiedzenia przez atrakcyjnych i półnagich przedstawicieli płci przeciwnej.
Widzom mogło się wydawać, że to wspaniałe wakacje, ale sąd apelacyjny w Wersalu pod Paryżem podtrzymał orzeczenie niższej instancji, iż uczestnicy programu wykonywali pracę tak samo jak aktorzy grający w serialach. Należała im się więc pensja, ograniczony do 35 godzin tydzień pracy i płace za nadgodziny. Za każdy z 12 dni spędzonych w programie wyznaczył uczestnikom po 1,4 tys. euro, czyli odrobinę więcej niż wynosi we Francji miesięczna płaca minimalna.
Wyrok, który zapadł w zeszłym tygodniu, może być początkiem końca reality show – popularnych w ostatniej dekadzie programów, w których uczestnicy nikogo nie grają, lecz są sobą. Adwokat Jérémie Assous, który reprezentował 56 uczestników „Wyspy pokus”, wyliczył, że jeśli wszyscy z blisko 1,5 tys. Francuzów, którzy w ostatnich latach uczestniczyli w reality show zgłoszą się po zaległe pensje, firmy telewizyjne będzie to kosztowało w sumie 52 mln euro.
Jak twierdzi, już zgłosiło się do niego 300 osób gotowych się sądzić. A to dopiero początek, bo zdaniem adwokata podobne wyroki mogą zapaść także w innych krajach, w których popularne są lub były reality show. „Zasada jest prosta i powszechna: nie można zmuszać ludzi do pracy 24 godziny na dobę. To niewolnictwo, nawet w krajach, gdzie prawo pracy jest bardziej liberalne” – mówił Assous brytyjskiemu „The Guardian”.
Uczestnicy programu opowiadali, że ich pobyt na wyspie tak naprawdę przypominał pracę, bo autorzy programu zmuszali ich do powtarzania kwestii, jeśli powiedzieli ją niewyraźnie lub nie dość ekspresyjnie. Do tego kontrolowali ich życie, nie pozwalając np. spać, gdy uczestnicy mieli taką potrzebę, zakazując rozmów z osobami z zewnątrz. Między innymi z tego powodu sąd uznał, że uczestnicy „Wyspy pokus” powinni mieć prawdziwe umowy o pracę ze wszystkimi wynikającymi z nich przywilejami.
Adwokat żądał płac i rekompensat prawie dziesięć razy wyższych od tych, które ostatecznie przyznano. Sprawa ciągnęła się w kolejnych instancjach od 2003 r., więc producenci zmieniali umowy uczestników programów, m.in. dając im więcej swobody, by nie wyglądało to na pracę. Prawnik twierdzi jednak, że w każdym przypadku jest w stanie udowodnić, że była to praca.
[Dominika Pszczółkowska, Gazeta Wyborcza]