Big Brother

O „Big Brother” w Anglii

W zeszłym tygodniu Channel 4 rozpoczął z wielką pompą kolejną, ósmą już edycję „Big Brothera”. W decyzji tej nie ma w zasadzie nic zaskakującego. „Big Brother” jest jednym z ulubionych programów brytyjskiej widowni.

Przyciąga przed telewizory nawet 7 milionów widzów, co stawia Channel 4 na pierwszej pozycji wśród brytyjskich nadawców jeśli chodzi o oglądalność. Nie zabija się kury znoszącej złote jajka.

Poprzednia edycja z jej skandalami i rasistowskimi przepychankami, wywindowała oglądalność już lekko przykurzonego programu. Tym razem Channel 4 (…) postawił na inne udziwnienia. W domu zamieszkały (…) same kobiety. Widać producenci uznali, że łatwiej będzie je skonfliktować i podgrzać atmosferę. Tak naprawdę nie ma to jednak większego znaczenia. Dowody empiryczne wskazują bowiem, że bez względu na treść, bohaterów czy poziom intensywności programu, „Big Brother” ma na Wyspach wierną widownię plasującą się na poziomie 4 milionów. Czyli nawet najnudniejsze z sezonów dają Channel 4 udział w rynku na poziomie 21%.

Dlaczego tak się dzieje? Otóż Brytyjczycy to naród tabloidowców. Oni uwielbiają swoje five-minute-celebrities. Lubują się w plotkarskich gazetach i programach. Czytują „Hello” nie tylko u dentysty. I wcale się tego nie wstydzą. „Big Brother” idealnie wpisuje się więc w ich mentalność. Trudno w zasadzie, żeby ten program mógł trafić na bardziej podatny grunt. Kiedy tylko pojawia się nowa seria, społeczeństwo zasiada w fotelach i z zapartym tchem, obgryzając paznokcie śledzi każdy odcinek. A następnego dnia rano do południa nikt nie pracuje. Wszyscy dyskutują o tym, co się poprzedniego dnia wydarzyło w „Big Brotcherze”. Jak nie wiesz, to nie jesteś w temacie. Kiedy kolejna seria dobiega końca, zastępy dziewcząt lamentują: „Big Brother się skończył… Co ja teraz będę robić?”.

„Big Brother” to kopalnia złota. A Channel 4 wie jak kopać. Jeden z kanałów stacji nadaje relacje z domu na żywo, 24 godziny na dobę. Oprócz tego jest oczywiście wieczorne streszczenie najgorętszych momentów poprzedzone panelem dyskusyjnym. Potem natomiast pojawia się program rozrywkowy komentujący najgorętsze momenty. W sumie około czterech oddzielnych programów. Po zakończeniu każdej edycji gwiazdeczki spopularyzowane przez program dostają swoje własne programy. Na wszystkim oczywiście zarabia Channel 4.

W świetle tego wszystkiego co napisałam, zastanawiają mnie plany reanimowania polskiej wersji „Big Brothera”. Polskie społeczeństwo szybko uczy się od społeczeństw zachodnich. Nie jestem jednak pewna, czy przyjmie „Big Brothera” z takim entuzjazmem jak Brytyjczycy. A jeśli przyjmie, to chyba nie będzie się z czego cieszyć…

[Anna Wendzikowska, dziennikarka prasowa i telewizyjna / Wirtualne Media]

Poprzedni artykułNastępny artykuł