Polska

Jak oglądać reality show?

Zabierając głos w dyskusji, która ponad pięć lat temu rozgorzała wokół „Wielkiego Brata”, socjolog Zygmunt Bauman pisał o tym, że zamiast odwracać wzrok od tego programu, warto dojrzeć w nim swego rodzaju poligon doświadczalny nowych prądów kulturowych, społecznych norm i wartości…

„Nie jest 'Big Brother’ fotografią, kopią czy reprodukcją dzisiejszej społecznej rzeczywistości, ale jest tej rzeczywistości skondensowanym, wydestylowanym, oczyszczonym (i z tego tytułu uproszczonym!) modelem” – pisał Bauman. Rzec by można, że naszpikowana kamerami telewizyjnymi kwatera zawodników „Wielkiego Brata” jest czymś w rodzaju laboratorium, w jakim tendencje dzisiejszego zindywidualizowanego i indywidualizującego się, zderegulowanego i deregulującego się, sprywatyzowanego i prywatyzującego się społeczeństwa, tendencje w życiu codziennym rozwodnione i rozcieńczone i w natłoku spraw codziennych oczom umykające, poddawane są – widowisko po widowisku – próbom doświadczalnym, w których toku ich możliwości ekstremalne, krew w żyłach mrożące, wystawiane są na widok publiczny.

Obserwację tę można odnieść do całego tak popularnego w ostatnich latach gatunku reality shows, nie tylko do ikonicznego „Wielkiego Brata”, w którym Bauman widział model nowego nieobecnego społeczeństwa, gdzie rywalizacja zastępuje wspólne działanie, a zaufanie do innych jest strategicznie nieopłacalne. W istocie większość reality shows chce mówić do widzów nie tyle o bohaterach poszczególnych odcinków, ile o ludziach i świecie w ogóle. Oglądanie reality shows, podobnie jak ogólniej oglądanie telewizji mówiącej o „rzeczywistości”, polega więc na konfrontowaniu swoich doświadczeń i przekonań o świecie ze „światem” pokazanym na ekranie.

Reality shows mówią o świecie wprost (pokazując kursantów nauki jazdy) lub metaforycznie (pokazując walkę o przetrwanie na tropikalnej wyspie), wychodząc z kamerami w codzienność lub zamykając ludzi w domach-laboratoriach, jednak cel jest jeden: pokazać prawdziwe emocje i wywołać prawdziwe emocje.

Pamiętać należy jednak, że realizm telewizyjnego „reality show”, podobnie jak realizm kina, jest przy tym raczej konwencją przedstawiania niż zapisem ze „zwierciadła obnoszonego po gościńcu”. Z programów tych możemy więc dowiedzieć się dużo o świecie, lecz tylko pod warunkiem, że będziemy oglądać je wbrew nim – demaskując konwencje i ujawniając ukryte założenia.

Tak oglądane reality shows są znakomitym lustrem kultury konsumpcji, z kluczowymi dla niej kategoriami stylu, marki, mody i metamorfozy, którą możemy i powinniśmy od czasu do czasu przejść, by, stając się lepszymi konsumentami, być lepszymi ludźmi. Mamy więc programy randkowe polegające na zaglądaniu do pokojów poszczególnych kandydatów lub kandydatek. Zobaczmy, jakiej marki ubrania nosi, czy podąża za modą, a dowiemy się, jakim jest człowiekiem. Przedmioty, którymi obrastamy przez całe życie, niczym poszlaki w pracy policyjnych dochodzeniowców (kolejny temat fascynujący telewizję w ostatnich latach), mają tu mówić nie tylko o upodobaniach, ale i o osobowości. Sztuką jest nie tylko umiejętne gromadzenie i dobieranie przedmiotów, ale i pozbywanie się tych, które nie są już potrzebne. Ilu kandydatów na randkę przepadło przez ukrytą na dnie szafy maskotkę z dzieciństwa, która rujnowała ich image twardych mężczyzn! Problemem tym też się zajęto, przygotowując program, w którym grupa ekspertów pomagała mieszkańcom zagraconych mieszkań ustalić, co jest potrzebne, a co nie. Selekcja taka odbywa się oczywiście według określonych kryteriów prezentowanych jako „oczywiste” i „jedynie słuszne”. W konsumpcjonistycznym reality show nowsze jest wrogiem nowego i trzeba być na bieżąco z najnowszymi regułami dotyczącymi tego „jak się nie ubierać”.

Reality show chcą nie tylko opisywać świat, ale i ulepszać go, ulepszając ludzi: odsysając ich zbędny tłuszcz, prostując i wybielając zęby, przemeblowując ich dom tak, by czuli się w nim lepiej, ucząc ich, jak należy wychowywać dzieci, dając instrukcje, jak zachować się na randce, znajdując życiowych partnerów tym, którzy sami nie potrafili ich znaleźć. Dla tego nurtu reality shows kluczowa jest rola eksperta – może to być chirurg plastyczny lub stylistka, projektantka wnętrz bądź obsadzona w tej roli przez telewizję uczestniczka innego reality show, psycholożka czy chłopak uznany przez producentów za szczególnie skutecznego uwodziciela. Ekspert ów dysponuje wiedzą o tym, jak sprawy powinny się mieć, i sukces metamorfozy – a często chodzi tu o metamorfozę totalną – polega na tym, żeby ufnie oddać się w ręce specjalisty. Ekspert bywa policjantem – może zatrzymać nas na ulicy i ukarać mandatem za buty niepasujące do torebki. Jak w przypadku zwykłej policji stawką jest tu takie (definiowane przez telewizję) dobro publiczne: wolność jednych do noszenia gryzących się dodatków nie może przecież naruszać prawa innych do życia w świecie estetycznie ubranych. Warto przyglądać się temu, co wolno, a czego nie wolno w świecie reality show – czy tego chcemy, czy nie, to między innymi telewizja pisze dziś reguły etykiety.

Reality shows są również zwierciadłem nowych wzorów osobowych: kiedyś wymarzonym zawodem był inżynier czy astronauta, dziś będzie to aktor lub telewizyjna „osobowość”. W programie telewizyjnym z 1968 roku możemy znaleźć zapowiedź teleturnieju (w istocie – reality show), w którym grupa psychologów za pomocą specjalnych testów sprawdzała, która z grup – kobiety czy mężczyźni – lepiej nadaje się do zawodu maszynisty. Dziś telewizja raczej ocenia naszą przydatność do roli telewizyjnej gwiazdy, muzyka czy aktora. Jeżeli wybór maszynisty na promowany w telewizji cel kariery razi nas jako ideologiczny, dostrzeżmy ładunek zupełnie innej ideologii, ale wciąż ideologii, we współczesnych poszukiwaniach talentów.

Wiele programów reklamowanych jest – co charakterystyczne – nie jako „show”, lecz jako „społeczny eksperyment”. To nie cyrkowy gabinet osobliwości, lecz nauka – sugerują producenci. Mamy więc do czynienia z „poszukiwaczami prawdy o społeczeństwie”: pokażemy wam oblicze prawdziwych Polaków, czego naprawdę pragną kobiety, co to naprawdę znaczy być piękną. Wyższym niż rozrywkowe celom, mają też służyć takie eksperymenty, jak zamiana żon na kilka tygodni czy umieszczenie w domu z kamerami mężczyzn homo i heteroseksualnych. Nie wiemy, co będzie, ale cokolwiek się stanie, obiektywnie wam o tym opowiemy, bo tu tkwi prawda o ludziach. Jest to jednak rodzaj samoograniczającej się poppsychologii i popsocjologii, która jest zainteresowana ludźmi o tyle, o ile łatwo rozpoznać w nich można z góry założone typy: łysych i blondynki, gejów i heteryków, rodziców sterroryzowanych przez dzieci, zaniedbaną brzydulę, czy – w przypadku od niedawna emitowanego przez Polsat show – piękną i geniusza.

Ta zachowawczość przy pozorach prawdziwego zainteresowania jednostką pokazuje, że rzekoma rewolucja reality show to rewolucja pozorna. Twórcy telewizyjni wiedzą, że w masowych mediach przekraczać granice można tylko w obrębie szerzej zarysowanych, nieprzekraczalnych granic. Wiadomości telewizyjne oglądamy przecież zarówno po to, żeby dowiedzieć się, co nowego, jak i po to, by potwierdzić swoją wizję świata obserwacją, że w zasadzie nie dzieje się nic nowego, a świat i zamieszkujący go ludzie są takie, jakie są. Podobnie jest z reality shows: muszą one zachęcać nas tym, że powiedzą nam o człowieku coś nowego, a jednocześnie nie przekraczać bezpiecznych ram wiedzy potocznej – tego, co powszechnie i tak wiadomo.

[Mateusz Halawa – socjolog ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, Gazeta.pl]

Poprzedni artykułNastępny artykuł