Derren Brown

Prawda o „Rosyjskiej Ruletce”

Wczoraj stacja TVN zaprezentowała jednoodcinkowy reality show, którego sednem było pytanie, czy jego uczestnik zastrzeli się, czy nie. Bohater programu „Rosyjska Ruletka” Derren Brown wybrał osobę, która załadowała rewolwer jednym pociskiem. Brown przewidywał następnie, w której komorze jest nabój, jednocześnie naciskając spust broni trzymanej przy własnej skroni.

Program po raz pierwszy został wyemitowany w brytyjskiej telewizji, na żywo jesienią 2004 roku. Na Wyspach Brytyjskich o Derrenie Brownie mówi się iluzjonista-psycholog. To sztukmistrz mistrzowsko wykorzystujący w swoich pokazach umiejętności polegające na odczytaniu lub przewidzeniu reakcji drugiego człowieka. Wśród jego ciekawszych sztuczek jest m.in. przechodzenie z zawiązanymi oczami zaminowaną ścieżką, kierując się jedynie głosem sapera, który wcześniej drogę zaminował i za wszelką cenę stara się wprowadzić Browna na minę.

„Rosyjska Ruletka” to także zbiór jego typowych motywów. W części poświęconej wyborowi odpowiedniej osoby Brown prezentuje katalog swoich chwytów z „czytaniem umysłów” poprzez obserwację ludzkich reakcji. Czy zatem występ w „Rosyjskiej ruletce” był niebezpieczny? Nie. Po jego zakończeniu ujawniono, że w programie nie wykorzystywano ostrej broni, a całość realizowała firma specjalizującą się w pirotechnice i charakteryzacji używanych np. w filmach. Autentyczna była tylko zgadywanka Browna.

Ciekawy był jednak nie fakt, że Brown namówił kogoś na emisję tak ryzykownego programu, tylko fakt, że widzowie i dziennikarze uwierzyli w podaną w nim informację – w możliwość śmierci na ekranie dla rozrywki. Nie ma już dzisiaj idiotyzmu, którego byśmy się po telewizji nie spodziewali. Telewizja przecież nie powie nam, że zabawa jest udawana, tylko będzie podkręcać niezdrowe zainteresowanie potencjalnym zgonem. Jednak „ustawiane” programy, takie jak występ Browna, powodują, że chyba coraz mniej wierzymy telewizji. A formuła reality shows, przynajmniej tych skandalizujących, powoli się wyczerpuje. Bo na co komu reality show, w którym zabrakło reality?

[Michał Chaciński, Gazeta.pl]

Poprzedni artykułNastępny artykuł