„Nie wyobrażałam sobie, że można przez dwa miesiące chodzić w jednych majtkach! Teraz wiem, że można sobie wszystkiego odmówić i dać sobie radę” – mówi. O wygranej bliscy Kasi dowiedzieli się tak jak widzowie, dopiero wczoraj wieczorem. Choć jest gadułą, ten fakt postanowiła utrzymać w tajemnicy. „Chciałam, żeby sami stwierdzili, czy zasłużyłam na nagrodę” – tłumaczy. Mało brakowało, a Kasia zrezygnowałaby z udziału w programie. Bardzo tęskniła za rodziną, martwiła się o mamę. „Miesiąc przed wylotem do Malezji zmarł mój tata. Mama załamała się i wylądowała w szpitalu, a ja musiałam jeszcze myśleć o sesji na studiach. To był najcięższy okres w moim życiu – biegałam między szkołą, domem, cmentarzem i szpitalem” – mówi Kasia. Mimo to wytrwała w programie, bo stwierdziła, że skoro przeszła już tyle, nie warto rezygnować. Opłacało się – dzięki wyprawie do Malezji wygrała 100 tysięcy złotych. „Nie wydam tych pieniędzy na ciuszki ani samochód, tylko przeznaczę je na naukę” – mówi Kasia. Dziś z przyjemnością wspomina, jak uczyła się wędkować, patroszyć ryby i jak po jednej z konkurencji brała kąpiel w płatkach róż i mleku. Ale były i momenty mniej przyjemne. W czasie jednej z rywalizacji wiadro z żelaznym dnem bardzo mocno uderzyło Kasię w palec, który dotąd się nie zagoił. Po powrocie do Polski Kasia wróciła do poprzedniego życia. Od półtora roku, kiedy to po sześciu latach rozstała się z chłopakiem, jest sama. Obecnie pracuje jako fotomodelka, kończy studia na rehabilitacji. „Nie wiem, czy właśnie to chcę robić w przyszłości, więc od przyszłego roku wybiorę się na inny kierunek, może językowy?” – zastanawia się. „Bycie fotomodelką to hobby, nie wiążę z tym przyszłości. Nauka jest dla mnie najważniejsza” – dodaje. Kasia nadal utrzymuje kontakty z kilkoma uczestnikami „Wyprawy Robinson” – Agatą, Jarkiem i Agnieszką, a z Witem wspólnie wybiera się na Sylwestra.
[Bogumiła Szymanowicz, Super Express / fot. Jacek Kłoskowski]