Wyprawa Robinson 2004

„Wyprawa Robinson” – odcinek 3

9 kobiet i 9 mężczyzn wyruszyło w daleką podróż, w nieznane. Wszyscy pochodzą z różnych regionów Polski, są przedstawicielami odmiennych zawodów, znajdują się w różnym wieku. Każdego z nich przywiodła ciekawość, chęć zobaczenia innego kawałka świata i pragnienie wygranej. Pozostawieni na malajskich wyspach, muszą zrobić wszystko, by przetrwać. 18 rozbitków, 55 dni, 100 tysięcy złotych i tylko jeden zwycięzca…

Dzień 6, 20 czerwca 2004

Zostało ich już szesnaścioro. Zaczynają przyzwyczajać się do myśli, że bezludne wyspy to ich nowy dom. Każdy z nich zostawił za sobą cywilizację, teraz uczą się jak przetrwać i jak zapewnić sobie jak najlepsze warunki do życia. Szósty dzień na wyspie zaczyna się u obu grup bardzo pracowicie. Wincenty z drużyny północnej uczy Witolda rąbać drzewo. Witold nie radzi sobie. W spowiedniku (specjalna budka z zainstalowaną kamerą, gdzie każdy może bez świadków podzielić się swoimi myślami) Witold mówi, że Włosi mają dwie lewe ręce i on nie jest „złotą rączką”. Reszta grupy zauważa, że Witold bardziej lubi śpiewać, rozśmieszać i dyskutować, niż podejmować się prac fizycznych. Jednym to nie przeszkadza, inni krytykują jego postępowanie, bo nikt nie przyjechał tu na wakacje. Głód powoduje, że uczestnicy na różne sposoby starają się znaleźć coś do zjedzenia. Dziewczyny odkrywają nowe owoce, niestety rosnące bardzo wysoko. Kasia wchodzi na drzewo i próbuje je strącić. Wytrwałość popłaca, owoc – pandan, spada na ziemię. Zawodnicy twierdzą, że owoc z wyglądu przypomina trochę ananasa, a po ugotowaniu smakuje jak marchewka. To wreszcie coś nowego, odmiana po codziennych daniach z kokosów, które już wszystkim obrzydły. Mężczyźni zapamiętale konstruują ławeczkę. Kasia ich krytykuje, uważa, że to bezsensowne w największy upał pracować, zamiast oszczędzać siły.

Żółci (zawodnicy z drużyny południowej) także znajdują pandany. Kuba bez zastanowienia próbuje nowego owocu. Pozostali upominają go, że to niebezpieczne albo niezdrowe, bo przecież nie wiadomo czy ten owoc jest jadalny. Łukasz mówi, że trzeba najpierw polizać i sprawdzić czy nie jest gorzki. Jego zdaniem to, co nie jest gorzkie, na pewno można jeść. Pandan przechodzi próbę zwycięsko. Ponieważ owoc jest bardzo twardy, uczestnicy decydują się go zjeść dopiero po ugotowaniu. Kuba powraca do łowienia ryb. Ma do tego chyba najwięcej cierpliwości. Wreszcie sukces! Mała ryba, ale cieszy. Oprawianiem zdobyczy zajmuje się Lidka. Magda przygląda się wszystkiemu z pewnym obrzydzeniem. Dziewczyny smażą rybę na ognisku, a resztki zabiera Igor. Mężczyzna postanowił wyhodować białe robaki, które posłużą jako przynęta na ryby, a wnętrzności ryby posłużą mu jako zaczątek hodowli. Podczas obiadu okazuje się, że ryba jest niedopieczona i smakuje jak guma. Magda i Gosia mają o to pretensje do Agnieszki. Magda denerwuje się i mówi, że już tyle razy prosiła i tłumaczyła, aby wszystko dogotowywać, dosmażać, a Aga się do tego nie stosuje. Monolog Magdy nie trafia do Agnieszki, która zajęta jest żłobieniem czegoś nożem na drzewie. Dziewczyny nadają chyba na innych falach. Nie potrafią, lub może nie chcą zrozumieć się nawzajem. Zieloni (zawodnicy z drużyny północnej) miło spędzają wieczór. Chłopcy bawią się pływając na deskach, które znaleźli w dżungli. W nocy Jarkowi udaje się złapać modliszkę. Uczestnicy umieszczają ją w łupinie kokosa, chcąc mieć żywą przynętę na ryby.

Dzień 7, 21 czerwca 2004
O świcie Jarek i Wincenty przyrządzają przynętę z modliszki. Zastanawiają się, w które miejsce wbić haczyk, żeby nie zabić owada, bo na ruszającego się łatwiej złowić rybę. Modliszka jest tylko jedna, ważne jest więc, żeby nie zerwała się z haczyka. Zadanie powiodło się, ale niestety, na tą wspaniałą przynętę nic nie złowili. O głodzie mówią wszyscy uczestnicy, ale chyba nie doskwiera im jeszcze tak bardzo. Jak zauważa Wincenty, nikt dotychczas nie zaczął na własną rękę, potajemnie, szukać strawy, nikt nie jest też w bardzo złym nastroju, a przecież „Polak, jak głodny, to zły”. Uczestnicy zaczynają się przygotowywać do rywalizacji o nagrody rzeczowe. Zawodnicy z drużyny południowej wyruszają do gry w barwach wojennych. Pomalowali swoje twarze, są wypoczęci i pełni zapału.

Konkurencja o nagrodę rzeczową

W tej konkurencji biorą udział wszyscy zawodnicy obu grup. Przed uczestnikami do pokonania skomplikowany tor przeszkód. Muszą go przejść pojedynczo, zaczepieni do liny. Lina pętli się wokół każdej przeszkody. Każdy z zespołów ma własny tor. Dopiero w momencie, kiedy jeden zawodnik przekroczy linię mety i krzyknie (Zieloni lub Żółci), następny z jego drużyny może zacząć biec. Tor ma tylko 17 metrów, ale w zadaniu ważne jest, aby nie dać się zaplątać i nie zmarnować tym samym czasu. Jako pierwsi startują Gosia z Żółtych i Wincenty z Zielonych. W miarę zbliżania się do mety, wzrasta przewaga Gosi, która pokonuje przeszkody bezkonkurencyjnie. Kiedy ona kończy, Wincenty ma do pokonania jeszcze kilka metrów. Kolejna para to Lidka i Patrycja. Patrycja musi czekać, aż Wincenty odczepi się od liny na mecie, dlatego też startuje z dużą stratą czasu. Mimo to, dziewczynie udaje się sporo nadrobić. Kolejno do rywalizacji przystępują obie Magdy. Magda Śliwko z Zielonych zeskakuje na ziemię. Dziewczyna dociera do mety, po czym upada i krzywi się z bólu. Kolejnym zawodnikom z Zielonych nie udaje się już doścignąć Żółtych. Witold i Tomek jeszcze czekają na starcie, gdy Hubert ogłasza zwycięstwo zawodników z drużyny południowej. Wszyscy martwią się stanem Magdy. Bardzo boli ją noga, nie może wstać. Hubert przez walkie-talkie wzywa lekarzy i aby skrócić czas oczekiwania, prezentuje obu grupom nagrodę. Do wyboru są trzy skrzynie. Jedna to niespodzianka, druga zawiera sieci i sprzęt do nurkowania, trzecia pełna jest ryżu, mąki, konserw i przypraw. Żółci wybierają skrzynię – niespodziankę. Hubert mówi, że mogą ją otworzyć dopiero, gdy znajdą się na swojej wyspie. Tymczasem przypływają lekarze i po obejrzeniu nogi, zabierają kontuzjowaną Magdę do szpitala. Uraz jest na tyle poważny, że Magda nie może już wrócić do gry. To był jej ostatni dzień w „Wyprawie Robinson”. Drużyny odpływają na swoje wyspy.

Zieloni (zawodnicy z drużyny północnej) są smutni i źli. Znowu przegrali i stracili jednego zawodnika. Na pocieszenie pojawia się tęcza. Uczestnicy oglądają ją z brzegu. Dziewczyny siedzą na piasku, a mężczyźni w płytkiej wodzie. Wszyscy dyskutują o przegranej. Agata cieszy się, że Żółci wzięli niespodziankę. Uważa, że w skrzyni nie ma nic wartościowego i przeciwnicy będą musieli walczyć o jedzenie tak, jak Zieloni. Tomek i Wincenty dziwią się i śmieją z Agaty, że cieszy ją czyjeś nieszczęście. Między Agatą a Wincentym narasta przepaść, nie dogadują się, nie lubią, traktują w lekceważący sposób.

Żółci (zawodnicy z drużyny południowej) medytują nad skrzynią. W końcu otwiera ją Marcin, bardzo powoli, bo chociaż wierzą, że będzie w niej coś wartościowego, to podświadomie boją się pułapki. W skrzyni jest duży wąż. W pierwszym odruchu uczestnicy zamykają wieko, jednak po chwili ponownie otwierają skrzynię. Łukasz krzyczy, iż jest to wąż boa (chociaż ewidentnie widać, że to pyton) i dobrze by było go zabić i zjeść. „Dajcie kamienia! Utłuczemy go! Dajcie siekierę!” – woła Łukasz. Igor proponuje, żeby nie zabijać węża, tylko zwrócić mu wolność. Kuba uważa, że uczestnikom zrobiono niezły dowcip. Łukasz przekonuje, że wąż ma dużo smacznego mięsa. Gosia stwierdza, że zwierze wygląda na zmęczone życiem, więc trzeba mu pomóc w cierpieniu. Igor prosi o głosowanie. Tylko on i Kuba są przeciwni zabiciu gada. U pozostałych odzywają się pierwotne instynkty. Łukasz wyciąga pytona ze skrzyni. W ostatniej walce zwierzę zawija mu się wokół ręki, ale Gosia pomaga rozciągnąć węża, po chwili dołącza do niej Lidka. Już trzy osoby trzymają gada. Igor i Kuba odchodzą, nie chcą patrzeć na ten widok. Łukasz odrąbuje siekierą łeb węża, ale to nie załatwia sprawy. Głowa z kawałkiem tułowia wciąż się rusza. Łukasz wali w nią trzonkiem siekiery, ale nie daje to rezultatu. Uczestnicy zostawiają wijący się w trawie łeb i odchodzą. Igor mówi, że zawodnicy zrobili krzywdę samym sobie: mają przecież ponad 20 kilogramów ryżu, olej, mąkę i kokosy, więc nie musieli zabijać zwierzęcia. Łukasz napawa się swoim zwycięstwem nad gadem. Owija go wokół szyi i mówiąc o sobie stwierdza, że „To już nie jest Kenio”. Zawodnicy z drużyny południowej oprawiają węża. Marcin i Łukasz ściągają z niego skórę. Całkiem dobrze z tym sobie radzą, chociaż to przecież ich pierwszy raz. Zapada wieczór. Zieloni (zawodnicy z drużyny północnej) siedzą przy ognisku smutni i zamyśleni. Żółci (zawodnicy z drużyny południowej) pieką nad ogniskiem węża. Próbują nieśmiało, ale okazuje się, że mięso jest bardzo smaczne. Igor je ryż. Odmawia zjedzenia węża, wciąż ma żal, że zabili zwierzę.

Trzecia wyeliminowana: Magdalena Śliwko
Lat: 27
Waga: 59 kg
Schudła: 6 kg
Informacje: Magdalena wraz z mężem mieszka w Olsztynie. Ukończyła Liceum Sztuk Plastycznych, a pracuje w rodzinnej firmie jako… pracownik pomocy drogowej. Wykonując ten typowo męski zawód, wzbudza często zainteresowanie przy kolizjach drogowych, do których jest wzywana. Jej codzienny strój do pracy to wojskowe spodnie z demobilu, buty traktory i odblaskowa kurtka pomocy drogowej. Zna się na samochodowych usterkach nie gorzej niż mężczyźni. Marzy o podróży na Alaskę i to koniecznie w zimie, żeby przejechać się psim zaprzęgiem. Największym autorytetem są dla niej rodzice. Jej hobby to malowanie i fotografia. Uwielbia golonkę na piwie i kaszę z gulaszem. Aczkolwiek kilka kilo wagi mniej mogłoby jej sprawić przyjemność. Jest bardzo energiczna i spontaniczna. Nie lubi pająków, ale lubi zapalić sobie papieroska i bez tego może być jej trudno na bezludnej wyspie.
Odpadła z gry: siódmego dnia
Powód: kontuzja nogi podczas konkurencji o nagrodę rzeczową. Diagnoza: zerwanie ścięgna i torebki stawowej w wyniku poważnego skręcenia kostki. Lekarze nie pozwolili na dalszy udział Magdy w programie
Po powrocie do Polski powiedziała: „Noga boli jak diabli. Ledwo stoję, mam spuchniętą do kolana… Było super, tego się nie da opisać. Rewelacja, ale tu też jest fajnie. Wracam do domu, do mojego męża. To jest gra, niestety bardzo szybko chciałam coś zrobić i skończyło się, jak się skończyło… ale było super. Cieszę się strasznie, że już jestem w domu, bo podróż to była masakra. Za rok zamierzam się wybrać z mężem prywatnie na urlop do Malezji”.

Poprzedni artykułNastępny artykuł