Talent shows

Polityczny reality show w TVN?

Czy pod koniec tego roku w telewizji zobaczymy polityczną wersję „Idola”? TVN prowadzi na ten temat wstępne rozmowy z holenderską firmą Endemol, która wyprodukowała słynnego „Big Brothera”. Program miałby na wzór muzycznego „Idola” wykreować nowe twarze w polskiej polityce. Przed telewizorami śledzilibyśmy popisy kandydatów, i to my – wysyłając SMSy – decydowalibyśmy, kto przechodzi dalej. Główną atrakcją – podobnie jak w muzycznym „Idolu”, którego w Polsce trzecią edycję wyemitował Polsat – byłyby dowcipne, a czasami złośliwe komentarze jury. W jego skład weszliby profesjonalni politycy, specjaliści od kreowania publicznego wizerunku i dziennikarze. Oczywiście, zwycięstwo w programie nie daje gwarancji wygrania wyborów. Daje jednak szansę zaprezentowania się przed wielomilionową widownią.

„Propozycja jest ciekawa pod względem obyczajowym. Zamówiłem już dokładny opis projektu. Starannie rozważymy możliwość zakupienia licencji” – mówi Edward Miszczak, dyrektor programowy TVN. Zakupu licencji nie wyklucza również Polsat – informuje Bogusław Chrabota, dyrektor programowy telewizji Zygmunta Solorza. Jednak to TVN ma prawo do pierwokupu licencji. Według szefa Endemola Petera Bazalgette’a polityczny „Idol” poza walorami rozrywkowymi, miałby pełnić ważną funkcję edukacyjną. „To może być sposób, by wciągnąć młodszych wyborców do politycznej debaty. Do młodych ludzi trzeba mówić językiem popkultury. Dlaczego nie zrobić programu cieszącego się dużą popularnością, który dotyczyłby demokracji i państwa obywatelskiego?” – uważa Bazalgette. Endemol negocjuje sprzedaż licencji między innymi do Wielkiej Brytanii i Niemiec. W Anglii „Pop-Idol” pobił rekordy oglądalności i wykreował gwiazdy muzyki, których płyty sprzedają się w milionowych nakładach. Zdaniem Gaby Hinsliff z tygodnika „Observer” polityczna wersja programu może liczyć na podobną popularność. „Ludziom podoba się idea głosowania na niezależnych kandydatów, ale nasz system wyborczy bardzo to utrudnia. Polityczny Idol mógłby stać się rodzajem forum dla niezależnych kandydatów do polityki, outsiderów skazanych na izolację przez partyjne koterie” – mówi. Dyrektorzy z polskich telewizji boją się jednak, że nowy program nie zgromadzi młodej widowni. „Polityką interesuje się raczej starsza publiczność” – przypomina Edward Miszczak. Bogusław Chrabota martwi się też, że polityczny „Idol” byłby kuźnią niebezpiecznych populistów. „W Polsce politykiem może zostać byle Dyzma, więc taki program mógłby się okazać mało zabawny. W USA powstaje podobny program pod tytułem American Candidate. Ale w Stanach demokracja jest stara, polityka jest profesją i sztuką. Obywatele doskonale wiedzą, jakie cechy powinien mieć polityk, więc bez specjalnego ryzyka można o tym zrobić program rozrywkowy” – ocenia Chrabota. Mimo podobnych obaw program chętnie obejrzałby kontrowersyjny prezenter Kuba Wojewódzki, który dzięki muzycznemu „Idolowi” ma dziś w Polsacie własny talk-show: „Pomysł jest znakomity. Dowodem na to jest choćby oglądalność komisji badającej sprawę Rywina, która bardzo przypomina Idola. Wylansowała swoje gwiazdy – zresztą tak jak w Idolu – głównie z jury”. „Sam z przyjemnością zostałbym jurorem. Każdy pomysł lansujący nawet przelotnie nowe twarze w życiu publicznym jest cenny, bo na scenie są wyłącznie ojcowie założyciele” – deklaruje nowy wicepremier Józef Oleksy. Czy Sejm zaroi się od gwiazd reality show pokroju Sebastiana Florka? 33-letni Florek zasłynął jako „Lisek” z Domu Wielkiego Brata. Chociaż przegrał wyścig o przychylność widzów z Januszem Dzięciołem – komendantem straży miejskiej w Świeciu, to wygrał w 2001 roku wybory do Sejmu. Jako gwiazda reality show rozdawał na festynach przedwyborczych najwięcej autografów. Głosowało na niego 7654 osoby. Według danych Kancelarii Sejmu od początku kadencji Florek stanął na mównicy 12 razy, zgłosił siedem interpelacji, nie zadał żadnych zapytań ani nie wygłosił żadnych oświadczeń. Interpelacje dotyczyły głównie zalesiania i wykorzystania ekologicznych źródeł energii elektrycznej. Florek zasiada w komisjach rolnictwa i rozwoju wsi oraz ochrony środowiska, zasobów naturalnych i leśnictwa. Ale zaczynał od komisji edukacji, nauki i młodzieży, w której, jak przyznał „Gazecie”, nic nie robił, bo się na tych sprawach nie zna. Co miesiąc kosztuje podatników około 13 tysięcy złotych.

[Mikołaj Lizut, Gazeta Wyborcza]

Poprzedni artykułNastępny artykuł