Big Brother

Grzegorz Mielec: Polak z brazylijską duszą

Uczestnicy programu „Big Brother” ponownie ruszyli w trasę po Polsce i za odpowiednim wynagrodzeniem nakłaniają ludzi do wzięcia udziału w castingach mających na celu umieszczenie zdjęć zwykłych ludzi w tak zwanym „banku twarzy”. Takim sposobem w ubiegłym tygodniu do Konina trafili między innymi: Agnieszka Lorek, Irek Grzegorczyk i Grzegorz Mielec. Ten ostatni udzielił krótkiego wywiadu dla jednej z lokalnych gazet.

-Co się dzieje z Grzegorzem Mielcem dwa lata po programie „Wielki Brat”?
-Tak jak kochałem podróże, tak nadal je kocham. Zeszły rok i początek tego spędziłem daleko w ciepłych krajach. Byłem bardzo zestresowany tym wszystkim, co się działo po programie. Oczywiście dla wielu to się wydawało takie normalne, jeździłem po całej Polsce, byłem gościem różnych imprez, festynów. Przez ten rok po „Big Brotherze” poznaliśmy kraj wzdłuż i wszerz. Zarobiłem wtedy trochę pieniędzy i postanowiłem, że znów chcę pojechać do Brazylii, gdzieś do Ameryki Południowej, żeby odpocząć. Naprawdę tego potrzebowałem. Tam nikt mnie nie znał i kiedy wysiadłem z samolotu, nie czułem tego zainteresowania moją osobą. W tamtym roku byłem dwa razy w Brazylii, raz w Indiach, w tym połowę zimy spędziłem znów w Brazylii.

-Wystąpiłeś wspólnie z uczestnikami „Big Brothera” w dwóch filmach. Czy swoją przyszłość chciałbyś związać z telewizją?
-Wydaje mi się, że praca w telewizji to nie jest jakieś bardzo ciężkie zajęcie. Mieliśmy okazję zagrać w dwóch filmach. Pierwszy to był stres, nasze kroki były może trochę nieporadne, przy drugim one były już o wiele lepsze. To dało się zauważyć na ekranie. Widziałem na przykład, jaki stres towarzyszył kręceniu scen uczestnikom drugiej edycji Wielkiego Brata, inaczej natomiast do tego podchodziliśmy my. Gdybyśmy mieli możliwość zrobienia tego jeszcze kilka razy, można byłoby dojść do perfekcji. Człowiek uczy się przecież przez całe życie. Jakieś zdolności już w tym kierunku miałem, w szkole nieraz bawiłem się w teatr, więc byłoby to do przeskoczenia.

-Czym był dla Ciebie Big Brother?
-Dla mnie to była zabawa. Wiadomo, że każdy z nas miał jakieś inne podejście do tego programu. Ktoś liczył na sławę, pracę w telewizji, inni na pieniądze. Jeśli idzie o mnie, to tak naprawdę prawie nie wiedziałem co to jest „Big Brother”. Na niemieckiej stacji ten program oglądał mój młodszy brat i kiedy zobaczył, że Wielki Brat będzie w Polsce, tak długo mi marudził, aż się w końcu zgodziłem wysłać zgłoszenie z kilkoma zdaniami o sobie i zdjęciem. Wchodząc do programu wiedziałem tylko, że w jednym domu będzie zamknięta grupa ludzi, wszędzie są kamery, mikrofony i nie ma prywatności. Zgodziłem się na wzięcie udziału w „Big Brotherze”, żeby sprawdzić się w tej niecodziennej sytuacji. Nowością dla mnie było również to, co działo się po wyjściu z domu. Zmieniło się całe moje życie, a ja pozostałem taki sam!

-Jak traktowałeś postać Wielkiego Brata i jak przeżyłeś spotkanie z nim twarzą w twarz?
-Zobaczyłem się z nim zaraz po wyjściu. Nigdy nie traktowałem go personalnie, to nie była dla mnie osoba, tylko instytucja. Wielki Brat to była funkcja, którą pełnili różni ludzie. Czasami mówiły do nas wielkie siostry, czy inne osoby. Nie potrafiłem więc w Pokoju Zwierzeń z tym głosem za bardzo rozmawiać, bo wiedziałem, że jego wypowiedzi są schematyczne. Wielki Brat był więc dla mnie postacią sztuczną. Oczywiście były osoby, które chodziły do niego, żeby się wypłakać, otwierały się przed nim. Dla mnie to było niepojęte. Spotkanie z nim twarzą w twarz nie było wielkim przeżyciem. Oczywiście chciałem poznać tego człowieka, powiedzieć mu cześć i porozmawiać chwilę. Wielki Brat był raczej częścią scenografii.

[Przegląd Koniński]

Poprzedni artykułNastępny artykuł