Nazajutrz po Wielkim Finale, na specjalnej sylwestrowej sesji dla „Gali”, spotkaliśmy się ze wszystkimi czternastoma uczestnikami drugiej edycji polskiego programu „Big Brother”. Byli zmęczeni i niewyspani, ale doskonale się bawili.
Dziewczyny ożywiły się na widok złoto-czerwonych kreacji, panowie wspaniale prezentowali się w eleganckich garniturach. Kilkanaście godzin wcześniej w Domu Wielkiego Brata była jeszcze trójka finalistów: Marzena, David i Wojtek. – Dla mnie wygraną był już sam udział w programie Big Brother – powtarzali jedno po drugim jak papużki. Tymczasem z większości rankingów na stronach internetowych oraz w oficjalnym tygodniku programu wynikało, że zwycięży któryś z panów: David albo Wojtek. Nieco większe szanse dawano temu drugiemu. Kiedy Andrzej Sołtysik otwierał kopertę z nazwiskiem osoby, która za moment miała zająć trzecie miejsce (czyli ostatnie w finale), zebrany w podwarszawskim Sękocinie tłum krzyczał z emocji. Ale gdy padło nazwisko Wojtka, nastąpiła spora konsternacja.W kilkunastosekundowej ciszy słychać było trzaskający mróz. Żona Wojtka – Ada, szlochała, a Sołtysik pytał: – To z radości, że zobaczysz się z mężem, czy z powodu jego porażki? Odpowiedzi nie było – sam „przegrany” (pseudonim „Carlos”, najstarszy zawodnik – 41 lat) założył czarną kurtkę, czarne okulary i nadrabiał miną. W telewizyjnym studiu Wojtek przyznał, że liczył na wygraną, ale rozczarowany nie jest: – Dostałem „brązowy medal”, a jeszcze niedawno wątpiłem, czy dotrwam do finału, bo tak bardzo tęskniłem za rodziną: Adą i dwoma synami. – Co teraz? Mam dwie rączki, jestem pracusiem, nie zginę. Będę robił to, co przedtem (Wojtek jest złotnikiem i handlowcem), potem może dostanę jakieś propozycje – mówił z wciąż mało radosnym uśmiechem. Zespół De Mono zagrał mu piosenkę „Żyj tylko chwilą”.
Kubano jak Pchła Szachrajka
David Enrique Abreu Rubasiński (pseudonim „Kubano” – najmłodszy, 24 letni uczestnik gry, urodzony na Kubie) od początku zyskał przychylność telewidzów. Nie tylko dzięki egzotycznej urodzie a la latin lover i chłopięcemu wdziękowi. Byt naturalny, spontaniczny i jak Pchła Szachrajka z zamiłowaniem płatał niewinne figle współmieszkańcom. Sam ułożył sobie motto „Trzeba wyciągać z życia jak najwięcej”. Chłopak z pewnością podobał się i współlokatorkom i dziewczynom przed telewizorami, ale okazał się „nie do ruszenia” – często zapewniał o miłości do pozostawionej na zewnątrz narzeczonej, Moniki. Co ciekawe, w męskiej sypialni sękocińskiego Domu to właśnie David najczęściej mówił o seksie, przy czym – nawet w całkiem niewinnych zwierzeniach nigdy nie używał całych (dla niego wstydliwych!) słów, a jedynie wymieniał ich pierwsze litery. Brzmiało to mniej więcej tak: – Chłopaki, wam też brakuje tu „s” i „o” (czytaj: seksu i orgazmu)?. Po koncercie Moniki Sewioło i zespołu Nietykalni organizatorzy show znali już nazwisko „srebrnego medalisty”, a tym samym i zwycięzcy całego programu. Ale Wielki Brat go nie zdradził. Wciąż zwlekał, stopniował napięcie. Powoli podkręcał i tak już rozgrzaną do granic możliwości atmosferę. Postanowił odliczać, jak przed startem w kosmos. Marzenie i Davidowi puściły nerwy. On prosił: „Brachu, kończ już tę imprechę”. W ostatniej minucie próbował pobiec do toalety. Ona, powtarzając w kółko: „Cala się trzęsę!”, zanurzyła ręce w akwarium ze świątecznym karpiem i… ucałowała rybkę. David na wiadomość, że przegrał, zareagował buńczucznie, ale i pogodnie: – Dopiero pokażę, ile jestem wart! A Marzena to superbabka. Należało się jej!
Ludzie wierzą aktorom
-Co ja takiego zrobiłam?! – wykrzyknęła zapłakana Marzena Wieczorek, gdy usłyszała, że wygrała drugą edycję polskiego programu Big Brother – 30-letnia aktorka z Gorzowa Wielkopolskiego zainkasowała 500 tysięcy złotych i przeszła do historii jako ósma kobieta, która została laureatką Big Brother (na świecie było do tej pory 26 edycji programu) – Ludzie wierzą aktorom – tak Marzena, bez wątpienia najlepsza aktorka w Domu, skomentowała swoją Wielką Wygraną. – Chłopcy, zapraszajcie swoje dziewczyny do teatru! – apelowała – Nie będziecie mogli się tam całować w ostatnim rzędzie, ale za to, jak możecie się pięknie trzymać za ręce w pierwszym! Otoczona ramionami swojego chłopaka – Rafała, Marzena przepraszała, że nie wie, co jeszcze ma powiedzieć. – Dajcie mi dwa, trzy dni, bo teraz nie rozumiem, co tu się dzieje! Miewałam niezłe doły. Ale gdzieś w połowie programu złapałam oddech i moje małe płuca stały się bardzo, bardzo duże – tłumaczyła odurzona sukcesem, dopóki nie zniknęła w niedźwiedzim uścisku swojego poprzednika-Janusza Dzięcioła.
W Gali z Madonną
Na co wyda pół miliona?
Marzena nie wie, co zrobi z nagrodą. – Zapytam o radę Rafała – mówi – bo sama nie najlepiej radzę sobie z finansami. – Tym bardziej że pieniędzy jeszcze nie ma – dodaje Rafał. – W walizce były papiery i fałszywe setki, sam się nawet na to nabrałem – Nie sądzę, żeby udział Marzeny w programie zmienił nasz stosunek do życia. Ona pragnie wrócić do swojego teatru, nie chce od razu zmieniać mieszkania na większe ani kupować drogiego samochodu. Chce żyć, jak żyła. To zdrowe nastawienie. Marzena myśli o podarowaniu części pieniędzy domom dziecka w Gorzowie i Koszalinie. „Muszę dobrze się zastanowić, jak sprawić, żeby te pieniądze dotarły do osób, które naprawdę ich potrzebują” – mówi Marzena. – A jest ich wiele. Widzowie programu często zadają sobie pytanie, czy ludzie w Domu Wielkiego Brata są naturalni, czy odgrywają wymyślone przez siebie role. Zapytaliśmy o to naszych bohaterów. – Któż lepiej poradziłby sobie w takiej sytuacji od zawodowej aktorki? – Jak wysyłałam SMS ze zgłoszeniem do programu, myślałam, że mnie odrzucą – właśnie dlatego, że jestem aktorką – mówi Marzena. – A tu proszę, żadna aktorka. Marzenka jestem (śmiech)! Wydaje mi się, że i widzowie, i mieszkańcy, którzy przecież tak długo mnie oszczędzali, polubili mnie raczej za charakter, a nie za to, czym się zawodowo zajmuję.
Dwóch wielkich przegranych
David twierdzi, że na początku, jak każdy, chciał być aniołkiem. Potem – dodaje – coraz bardziej się wyluzowywałem, a po wejściu Ilony jakiś diabeł wstąpił we mnie. Powiedziała mi parę miłych słów i to mnie ruszyło. Poczułem się pewnie. Zresztą od początku wierzyłem w siebie. Jak człowiek wierzy, to wiele rzeczy się udaje. Lecz na zwycięzcę typowałem Wojtka. – Nie jestem zaskoczony, że nie wygrałem, bo przecież nie wiedziałem, jak widzowie oceniają moją osobę – mówi Wojtek. – Oczywiście, gdy bytem w finale, miałem nadzieję na zwycięstwo. Będąc tak blisko, trudno o tym nie myśleć. Walka między nami była bardzo wyrównana. Wojtek jest opanowany. – Życie nauczyło mnie pokory – mówi. – Jestem silny psychicznie – dodaje. Nie przypuszczał, że kiedykolwiek znajdzie się w Domu Wielkiego Brata. Mój znajomy startował do pierwszej edycji, a ja nic nie wiedziałem o tym programie i zapytałem go, o co chodzi? Powiedział, że zamykają 12 osób na 106 dni w domu i podglądają. Przeraziłem się, pomyślałem, że to chyba dla nienormalnych, a później – proszę – sam się tam znalazłem! Zgłosiłem się, ponieważ nagle w moim życiu zawodowym zrobiło się szaro. Chciałem, żeby coś zaczęło się dziać. David też czeka na zmiany, bo lubi jak coś się w życiu dzieje. Wie, że teraz ma swoje pięć minut i musi ten czas wykorzystać. – Po to przecież tam byłem – mówi. – Odpocznę sobie później – ciągle jeszcze jest oszołomiony. – Bez przerwy szukam mikroportu – śmieje się. Nie ukrywa, że chciał wygrać. Gdyby tak się stało, kupiłby mieszkanie i nowy samochód. Wtedy mógłby pomyśleć o założeniu rodziny. Monika, ukochana Davida, na sesję nie przyjechała. – Śpi – tłumaczy David – jest bardzo zmęczona.
11 września nic nie wiedzieli
Odcięci od świata, nauczyli się odmierzać czas bez zegarków. Wiedzieli, że codziennie o godzinie 17.15 mieli występ na żywo. David nie chce wiedzieć, co się zdarzyło na świecie i w Polsce. – Jak wrócę do Poznania, spokojnie przy herbatce wszystko sobie przeczytam – mówi. Wojtek Witczak o ataku terrorystycznym na Nowy Jork dowiedział się od psychologa. Już po wyjściu. Marzenka na pytanie, czy wie, co się zdarzyło, odpowiedziała zdumiona: – Nie. A coś się stało?
Dramat z 11 września to był szok dla wszystkich. Najgorzej wiadomość przyjęła Karolina Jakubik (z programu wyszła na własne życzenie), do której podczas konferencji prasowej jedna z dziennikarek wykrzyknęła: – Czy pani wie, że jest wojna?! Mieszkańcy Domu w Sękocinie zgodnie twierdzą: dobrze się stało, że nic nie wiedzieli o wydarzeniach na świecie. Gdyby było inaczej, pewnie wiele osób zdecydowałoby się wyjść wcześniej. Agnieszka Lorek mówi, że uświadomiła sobie, jaki to luksus nie mieć dostępu do informacji – żyliśmy w zupełnie innej rzeczywistości. Tylko Wojtek Glanc, brzuchomówca, który z Domu Wielkiego Brata wyszedł jako pierwszy, uważa, że o ataku na Nowy Jork uczestnicy programu powinni byli wiedzieć – To tylko show telewizyjny, który nie może być ważniejszy od spraw najistotniejszych – tłumaczy z przekonaniem. Większość z nich żałuje, że już nie wejdzie do Domu Wielkiego Brata. Tylko Ilona i Karolina mówią, że nie chciałyby jeszcze raz się tam znaleźć. Ilona, bo „za dużo już wie” i bałaby się, że nie byłaby sobą, a Karolina – bo już osiągnęła to, na czym jej zależało. – Weszłam do Domu Wielkiego Brata jako anonimowa osoba, teraz jestem sławna – mówi. – Ludzie zaczepiają mnie na ulicy, ciągle dzwoni telefon. Miałam kilka sesji zdjęciowych, również na okładki pism – a przecież wszystko dopiero się zaczyna – opowiada. Dla Bogusi już sam fakt, że dostała się do programu, jest sukcesem. – Nie wiedziałam, że zostanę tam aż 64 dni. Myślałam, że wyjdę jako pierwsza. Barbara Knap nie wahałaby się ani chwili, gdyby mogła wrócić do Domu w Sękocinie – To były 43 dni wakacji – mówi – świetni ludzie i szalone pomysły. Arek Nowakowski też ma same miłe wspomnienia. – No, może czasami Wielki Brat mnie męczył, np. wtedy, gdy zabrał mi flaki, bo mieliśmy zakaz jedzenia mięsa, a ja byłem głodny i znalazłem garnek z resztką zupy. Ale i tak uważam, że odniosłem wielki sukces. Wchodząc w połowie programu, byłem pewien, że odpadnę podczas pierwszych nominacji, a przetrwałem aż trzy! Irek Grzegorczyk, jedna z najbarwniejszych postaci programu, tuż po zakończeniu Wielkiego Finału wślizgnął się cichaczem do Domu w Sękocinie – z tęsknoty. Chciałem to przeżyć jeszcze raz i pobyć tam przez chwilę. To miejsce wyswatało we mnie wiele pozytywnych emocji i różnych ciekawych wizji. Najmilej wspominam piękne ciepłe dni – słoneczko, obłoczki, chmurki! – mówi Irek. – Oglądając pierwszą edycję, marzyłam o tym, by usiąść w Pokoju Zwierzeń i żeby Wielki Brat przemówił właśnie do mnie – wspomina Agnieszka Lorek.
Pierwsze godziny po wyjściu
Co każdy z nich zrobił po wyjściu z Domu Wielkiego Brata? – Gdy wreszcie trafiliśmy do hotelu – wspomina Jurek Kulicki, przystojny strażak, który przez długi czas był liderem grupy (nazywano go drugim Januszem Dzięciołem) – nie rzuciłem się do telewizji i gazet, ale kochałem się z żoną… To było niesamowite, jakbym to robił pierwszy raz! Wojtek Glanc zapalił papierosa – Bogusia bawiła się z przyjaciółmi. – Napiłam się alkoholu i wypaliłam mnóstwo papierosów – wspomina. – To nie było może najmądrzejsze, ale bardzo mi tego brakowało. Ilona Stachura nie może się jeszcze pozbierać. – Jakby ktoś dał mi ugryźć ciasteczko i nie pozwolił go zjeść do końca – skarży się. – Byłam za krótko, by się tym zmęczyć. W dodatku po wyjściu dowiedziałam się, że jestem „kontrowersyjna i wulgarna”. A ja się sobie wydawałam taka nudna.
Nie są już tacy sami
Kto oglądał
Wielki finał programu „Big Brother” oglądało 6 milionów Polaków. Przed telewizorami zasiadło niemal tyle samo kobiet (3 mln 600 tys.), co mężczyzn. Program oglądali głównie mieszkańcy miast i osoby z wykształceniem średnim (po 40% widzów). Telewidzowie z wykształceniem wyższym stanowili 8%, a z podstawowym – 26% publiczności (źródło TNS OBOP).
Wielki Finał Wielkiego Brata
Ostatni mieszkańcy wyszli z Domu Big Brother po 106 dniach. Z Wielkim Bratem każdy rozmawiał w tak Pokoju Zwierzeń. Drzwi do tego „cichotajnego” pomieszczenia w czasie trwania programu otworzyły się 6828 razy (łącznie z ostatnią wizytą Marzeny i Davida). Zakupy przynosili ze spiżarni w nagrodę za zaliczone zadania. Wykonali ich 96 – w większości były to popisy sprawnościowe. Zużyli 175 tysięcy litrów wody (najwięcej w jacuzzi), wypili 250 litrów mleka i 95 litrów wina. Zjedli 80 kilogramów mięsa i 220 bochenków chleba.
[Gala]