Big Brother 2

Rozmowa z Irkiem Grzegorczykiem

Najbardziej kontrowersyjny i barwny uczestnik drugiej edycji programu „Big Brother” – Irek Grzegorczyk, opuścił Dom Wielkiego Brata po 66 dniach.

Jak sam mówi, nie wytrzymał życia w zamknięciu i tęsknoty za rodziną. Trudno go przegadać i niełatwo za nim nadążyć. Irek ustawiał się do zdjęć tam, gdzie chciał, zbierał z ziemi kamyki i wypychał nimi kieszenie, podziwiał własny cień, podrzucał czapeczkę z McDonald’sa, którą zabrał dla dzieci. Cały czas była przy nim żona Ewa – wyciszona, uśmiechnięta, ocean spokoju przy tym wulkanie energii.

Gala: Jaki jest Irek Grzegorczyk?
Irek: Prawdziwy. Żadna podróba.

Gala: Wszyscy mieszkańcy Domu Wielkiego Brata podkreślają, że w programie zachowują się naturalnie i są po prostu sobą. Tak jest rzeczywiście, czy to przyjęta taktyka?
Irek: Ja byłem naturalny przez cały czas, nie muszę mieć żadnej taktyki. Jak inni – tego nie wiem.

Gala: Na co dzień też ubierasz się tak fantazyjnie jak w programie?
Irek: No przecież widzisz.

Gala: Widzę, że jesteś w garniturze.
Irek: Garnitur? Spodnie pożyczone są od taty, bo z „Big Brothera” nie dostałem jeszcze ciuchów, które dano nam w tygodniu sponsorskim. Bardzo podobały mi się ogrodniczki i chciałbym je mieć z powrotem. Słyszałem, że dostaniemy te ubrania po programie, a ja już jestem po programie.

Gala: Czy twoja kolekcja niesamowitych czapek to też prezent od sponsora?
Irek: To zbiory rodzinne, wszystkie przyniosłem do programu ze sobą. Ten kapelusz, który teraz mam na głowie jest od siostry z Irlandii.
Ewa: Na co dzień Irek nie ubiera się tak ekstrawagancko. W pracy i w domu nie ma zresztą czasu na dobieranie strojów. Tylko kiedy wyjeżdżamy na jakieś imprezy, koncerty, kombinuje, jak by się tu przebrać. W programie miał mnóstwo czasu, więc starał się, aby było zabawnie i kolorowo.
Irek: Ale w życiu nosiłem już ciuchy i po mamie, i po tacie, po siostrze, po bracie, którego nie mam, ale chciałbym mieć (śmiech). Noszę Ewy ciuchy, czapki naszych dzieci, wszystko, co wpadnie pod rękę. Wszelkie wynalazki są zawsze mile widziane.

Gala: Gdybyś miał teraz możliwość powrotu do Domu Wielkiego Brata, skorzystałbyś z niej?
Irek: Pewnie, jak najbardziej. Bardzo mi się tam podobało i chciałbym tam jeszcze pobyć. Może po zakończeniu programu będzie jeszcze taka możliwość, żeby tam wejść, zobaczyć swoje malowidła, prześcieradła, które tam powiesiłem na ścianach. Chętnie spotkałbym się z resztą mieszkańców…

Gala: Kto był ci najbliższy z całej grupy?
Irek: Jurek i Agnieszka. I jeszcze Wojtek Witczak, bardzo dobry kumpel i kompan, chyba najlepszy. Davidek też jest w porządku.

Gala: A z kim najtrudniej było się porozumieć?
Irek: Z Anią. Nie wiem dlaczego, może jesteśmy z innych klimatów. Ona jest z innej epoki, z innego świata, ja jestem z innego.

Gala: W programie „Big Brother” przeżyłeś więcej stresu czy zabawy?
Irek: To jest wszystko do kupy razem wzięte. Jest stres – to zresztą po mnie widać – byłem w środku, ale wyleciałem, bo nie potrafiłem się dostosować do reguł gry. Opuściłem trochę mikrofon w jacuzzi, przez to wyleciałem. Tęskniłem za Ewą, za dzieciakami, skończyło się tak, jak się skończyło. Wylądowałem w szpitalu, takim i takim, bo mnie tam zawieźli.
Ewa: Irek był dwa dni w szpitalu na badaniach, kryzys przeżył, gdy zobaczył gazety
ze swoimi zdjęciami. Czego tam nie było… Ale już jest w domu i jesteśmy szczęśliwi, że znowu możemy być razem. Ja się cieszę, że wyszedł z Domu Wielkiego Brata, bo bardzo to wszystko przeżywałam.

Gala: Czy wasze dzieci oglądały program?
Ewa: Oczywiście, ten o 20:00, bo o 17:00 tematy były dla nich zbyt poważne. Czasem tata je niesamowicie rozweselał.

Gala: Bardzo tęskniłeś za rodziną?
Irek: Pewnie, jak skurczybyk. Bez dzieciaków człowiek jest całkiem skołowany. Dzieci to po prostu kosmos kosmiczny.
Ewa: Może tym, którzy nie mają małych dzieci, jest w tym programie łatwiej. Irek bardzo przeżył to, że nie mógł na przykład odprowadzić syna, który pierwszy raz szedł do szkoły.
Irek: Strasznie żałowałem, że nie mogłem go w tym dniu wziąć za rękę jak prawdziwy ojciec.

Gala: Jak się teraz czujesz?
Irek: Jestem pod dobrą opieką, mam lekarza. Mam kłopoty z oczami, światłowstręt, chyba od mocnych lamp, które były w Domu BB. Miałem kłopoty ze snem. Bolą mnie żebra, ale może sam sobie stłukłem. Właziłem tam, gdzie nie trzeba.

Gala: Powiedziałbyś o sobie, że jesteś odporny na stres?
Irek: Generalnie tak. Nie rusza mnie ani mróz, ani upał, ani nic, więc stres też nie (śmiech). Ale tam, w zamknięciu, okazało się jednak, że na dłuższą metę nie mogę tego wytrzymać. Po tych sześćdziesięciu paru dniach okazało się, że ta jazda nie jest dla mnie. Tęsknota mnie pokonała.

Gala: A dlaczego w ogóle zdecydowałeś się na udział w programie?
Irek: Pod wpływem sukcesu pierwszej edycji ” Big Brothera”.

Gala: Ale mogłeś przewidzieć, że będziesz tęsknić za bliskimi.
Irek: Powiem ci, że nie zdawałem sobie z tego aż tak sprawy, nie spodziewałem się, że ten czas będzie się tak dłużył. Myślałem, że trzy miesiące to betka – mam kumpli w wojsku, którzy jeżdżą na kilka miesięcy za granicę w ramach misji pokojowych, do Chorwacji czy do Afryki, czy gdzieś tam, i wytrzymują to. Ale może dlatego, że mają do dyspozycji telefony, jakiś kontakt ze światem. A tutaj człowiek siedzi bez zegarka, bez telefonu, bez kontaktu z rodziną, bez zdjęć… No i okazało się, że ja na dłuższą metę tego nie zniosę, i niestety wyleciałem.
Ewa: Irek kocha przestrzeń, naturę i czuł się tam jak w klatce.
Irek: Moją wolnością było tylko niebo. Obłoki, ptaki, które latały. Siatki, które tam założono, powodowały, że człowiek czuł się jeszcze bardziej zamknięty. W jedną siatkę wpadł ptak i się zabił. Kuba z Januszem Dzięciołem zrobili mu mały grób. Jak były wybory parlamentarne, to nie mogliśmy głosować. Zgodziliśmy się na to, ale mimo wszystko człowiek czuł się ubezwłasnowolniony.

Gala: Słyszałeś, co się wydarzyło 11 września?
Ewa: Nie, nic nie słyszał.

Gala: Nie wiesz nic o wojnie z terroryzmem?
Irek: Nie, skąd ja takie rzeczy mogę wiedzieć?
Ewa: Na razie nie słuchamy radia, czasem tylko muzyki.
Irek: Tak, tylko muzyczka, łatwo wpadająca w ucho. Powiem ci, że polityka to niby mnie interesuje na co dzień, ale na razie wolę się za bardzo w to nie wgłębiać, bo to może być za duży szok. Wiesz, o co chodzi. Człowiek pozbawiony przez dwa miesiące informacji jakby się teraz dowiedział, że są jakieś wojny, czy że spadają samoloty, to może by mu się w głowie poprzewracało (śmiech). A wojny widać muszą być – i tak dzieją się bez mojej wiedzy i nic na to nie poradzę.

Gala: Oglądałeś program „Big Brother” już po swoim wyjściu?
Irek: Raz czy dwa. Trochę jest nudny. Jak siedzę w fotelu widza, to mam wrażenie, że raczej smętnie w tym domu.

Gala: A ty się tam czasem nudziłeś?
Irek: Nie. Cały czas robiłem jakieś swoje układanki, trochę szmatami, trochę jogurtami, kawałkami mięsa, talerzami. Jestem facetem, który na wolności przewala codziennie tony drewna, ziemniaków czy jakiegoś towaru – mamy mały sklep odzieżowy i tam też przenoszę ciągle dużo rzeczy. Brakowało mi fizycznego wyżycia się. Seksu też. Facet 31 lat, wszystko ma na miejscu, czasem mi głupoty po głowie chodziły. Trochę się dziewczyny podrywało, dla żartów, ale cały czas myślałem o Ewie. Na szczęście teraz intensywnie wszystko nadrabiamy.
Ewa: I zastanawiamy się, co będziemy robić z dalszym życiem.

Gala: Masz jakiś plan na wykorzystanie popularności, którą zdobyłeś w programie?
Irek: Nie mam świadomości tego, że jestem popularny. Co ma być, to będzie. Cośtam cośtam. Zobaczymy.

Gala: Przed wejściem do Domu Wielkiego Brata powiedziałeś, że udział w tym programie to twój życiowy sukces. Nadal tak uważasz?
Irek: Absolutnie. Ale człowiek ciągle się pnie do góry i ja też się będę piął. Mamy czas, życie jest długie. Może prezydentem kiedyś będę? Może będę gwiazdą telewizyjną? Nie mam pojęcia.

Gala: Jak wygląda w Domu Wielkiego Brata ta słynna opieka psychologów?
Irek: Bardzo dobrze. W każdej chwili można pójść do Pokoju Zwierzeń, do Wielkiego Brata i powiedzieć, że masz problem. Ma się gwarancję, że takie rozmowy nie będą pokazane na antenie. Sam dwa razy rozmawiałem z psychologiem, poprosiłem o takie spotkanie, bo miałem momenty załamania, tęskniłem za domem. Dzięki temu wytrzymałem ponad dwa miesiące, bez tego może bym wyszedł po dwóch tygodniach. Szczerze mówiąc, pod sam koniec zamówiłem też księdza, bo chciałem się wyspowiadać z tego grzesznego życia, ale złożyło się tak, że wyleciałem z programu i teraz ze wszystkiego wyspowiadałem się żonie.

Gala: Czy były chwile, w których czuteś się odrzucony przez grupę?
Irek: Na samym początku był taki moment, kiedy myślałem, że wszyscy są podstawieni i tylko ja jestem prawdziwy. Ale z czasem uświadomiłem sobie, że to tylko moja bujna wyobraźnia. Wszyscy przyjechali z różnych stron Polski, z miasta i z ciasta, i po prostu graliśmy sobie w tę grę. W życiogrę.

Gala: Dlaczego tak bardzo przeżywałeś wyjście Bogusi?
Irek: Bogusia – mamusia. To było tak, jakby moja matka odeszła z programu. Chociaż mieliśmy wcześniej kilka ostrych spięć, ale z rodzicami też przecież człowiek nie zawsze się dogada. Jak wyszła, to nawet się rozryczałem.

Gala: Bardziej zabolało cię jej wyjście, czy fakt, że grupa ją nominowała?
Irek: Wyjście. Na mnie nominacje nie robiły większego wrażenia. Przejąłem się tylko tą pierwszą, bo może myślałem, że za szybko wylecę, a tego nie chciałem. Człowiek w końcu potrzebuje pieniędzy, nie da się ukryć. Przecież, nie ma co udawać, myślało się o tych pięciu bańkach, żeby sobie i rodzinie jakoś życie poukładać, przydałyby się. I myśli się dalej, ale inaczej.

Gala: Chciałbyś, żeby który z uczestników programu je dostał?
Irek: Najlepszy, ten który zasługuje.

Gala: A kto jest twoim faworytem?
Irek: Wojtek Witczak. Ma dzieci, w tym niepełnosprawne, jemu ta kasa się przyda. Może nawet by się z kimś podzielił, pomógł komu trzeba.

[Gala]

Poprzedni artykułNastępny artykuł