Osoba podająca się za kelnera w restauracji należącej do Magdy Gessler w ostrych słowach wypowiedziała się na temat swojej pracy. Na łamach serwisu Wykop.pl mówi wprost, że Gessler powinna przeprowadzić rewolucje we własnym lokalu.
Kelner pracujący w Restauracji Polka Magdy Gessler postanowił odpowiedzieć na wszelkie pytania internautów i na łamach serwisu Wykop.pl zdradza kulisy pracy w lokalu należącym do znanej restauratorki.
Na początek pracownik rozjaśnił temat, o którym zrobiło się głośno w ostatnich dniach: klienci restauracji należących do Magdy Gessler muszą płacić obowiązkowy napiwek, który wynosi 10% od zamówionej kwoty. – Problem ma drugie dno: z tych 10% dostaję jedynie ok. 1%. Około 90% mojego napiwku ląduje w kieszeni nie wiadomo nawet kogo. Myślę, że jednak nie samej Magdy Gessler. Mój 1% jest mi przyznawany jako premia uznaniowa, więc również mogę go nie dostać. Załoga kuchni nie dostaje ani grosza, choć im obiecywano. Nam tez obiecywano około 5%. Niektórzy z sali też nic nie dostają. Nie wiem, kto kładzie na tym łapę, ale wszyscy jesteśmy tym sfrustrowani – zdradza kelner.
I dodaje: – Od początku wszyscy byliśmy przeciwni temu rozwiązaniu. Oczywiście nie wolno mówić gościom o problemie. Grozi to zwolnieniem. Goście bywają jednak tak zadowoleni, że zostawią coś ponad ten obowiązkowy, złodziejski serwis. Z tej kasy muszę z resztą załogi uzbierać określoną kwotę – „haracz” dla kierownika. Jeśli nie uda mi się uzyskać tyle, by tę kwotę spłacić… muszę pożyczyć, albo wypłacić z bankomatu. „Haracz” to składka niemająca nic wspólnego z tym 10% serwisem. To pieniądze, które musisz zapłacić zawsze, gdy przyjdziesz do pracy. Jak przychodzę, to daję od razu swoją składkę, żeby się nie denerwować cały dzień czy zarobię, czy nie. Dlatego właśnie nazywam to haraczem – po imieniu. Nie wiem czy pani Gessler wie o „haraczu”, nie mam możliwości porozmawiania z nią. Widziałem ją jak dotąd dwa razy: na otwarciu i gdy przyszła raz na obiad. (…) Istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że pani Magda nie ma pojęcia, że w jej restauracjach mają miejsce wyłudzenia.
Jakby tego było mało, w restauracji Magdy Gessler trudno o przyjazną atmosferę. – Jesteśmy wszyscy traktowani bardzo surowo. Kierownik z ego nie mieszczącym się w drzwiach, czuje się królem. Mogę znosić fochy i pomiatanie, jeśli dużo zarabiam. Na początku restauracja pękała w szwach. Teraz, przez pustki na sali zarabiamy jak w znacznie gorszych restauracjach. Trudno już znosić takie traktowanie. Jest znacznie więcej tego typu spraw – kontynuuje pracownik.
Kelner oświadcza, że musi pozostać anonimowy. – Gdybym został przez szefa zdemaskowany – wyleciałbym. (…) Oglądałem trzy odcinki „Kuchennych rewolucji”. Nie lubię tego programu, ale widzę, że (Magda Gessler – dop. red.) lansuje wyobrażenie restauracji jako ciepłego miejsca, gdzie wszystkim jest dobrze. Praca w jej restauracji niewiele ma wspólnego z wartościami, jakie przekazuje w swoich programach – opowiada kelner.
Zapytany, czy stać go, by zjeść posiłek w restauracji w której pracuje, odpowiada krótko: – Nie.
I dodaje: – Może czas na rewolucje we własnej restauracji?