Kuchenne rewolucje

Kuchenne antyrewolucje Magdy Gessler?

Magdalena Gessler | Foto: TVN

Nie cichną komentarze po drugim odcinku drugiego sezonu reality show Kuchenne Rewolucje Magdy Gessler. Znana restauratorska spotkała się ze sporą krytyką po tym, jak jedna z jej programowych rewolucji zakończyła się porażką. Gessler była zdania, że właściciele restauracji Jesz Burger z Lublina nie zastosowali się do jej porad. W ostatnich minutach reality show stwierdziła, że podawane mięso „śmierdzi trupem”. Ta opinia może dla restauracji okazać się gwoździem do trumny.

Magdalena Gessler | fot. TVN
Magdalena Gessler | fot. TVN

Sprawa odbiła się szerokim echem w mediach. Współwłaściciel sugeruje, że fiasko rewolucji – jeżeli nie wynikało z czystej złośliwości restauratorki – zostało wcześniej zaplanowane przez producentów. Gessler stanowczo temu zaprzecza. „Każdy ma swoją szansę i się angażuje w coś, co chce zrobić naprawdę, ale jeśli gra i cwaniakuje, to nie ma żadnych szans w moim programie. Byłam przekonana, że będzie bardzo dobrze. To było duże rozczarowanie i porażka, również moja. Jeśli ktoś nie ma honoru, godności, źle traktuje pracowników i samego siebie… taki jest rezultat!” – mówi Gessler w rozmowie z „Faktem”.

Maciej Kubejko, współwłaściciel restauracji Jesz Burger, jest odmiennego zdania. „Nie spodziewałem się, że będzie to tak wyglądało. Materiału nakręcili trochę więcej. Wszystko wypadło lepiej, niż zostało to przedstawione w telewizji. [Gessler] mówiła nam w programie, że jedzenie jest dobre i robimy w ciągu 4 dni naprawdę dobre rzeczy. Przychodzi, je hamburgera, który był robiony specjalnie dla niej, z mięsa świeżego. Wypluwa go. Nie wiem, jak szybko reagują jej kubki smakowe, ale było to bardzo przykro. Ja wiem, że było inaczej. Mięso było świeże” – stwierdza ze stanowczością.

Znana restauratorka idzie jednak w zaparte: „To był trup i śmierdział trupem. Takie mi mięso podali?!”. I dodaje z oburzeniem: „Dostali piękną lodówkę. To była prawdziwa chłodnia, jakiej używają w Hiszpanii i we Włoszech, gdzie na oczach widać to, co kupujemy”. Gessler przypomina, że właściciele mieli w niej prezentować świeże mięso, z którego robione były hamburgery. Twierdzi jednak, że zamiast mięsa, właściciele trzymali w niej mrożone frytki. „To wcale nie jest kwestia pieniędzy i oszczędności na każdym kroku, bo ci właściciele mają z 4-5 punktów w Lublinie. To tylko kwestia ludzi, stosunku do nich, do pracowników, klientów i siebie samego” – uważa.

Kubejko odpiera atak: „Ciężko było mi przekonać siebie i pracowników, by wystawiać lodówkę na 30 stopniowy upał w czerwcu”. Stwierdza, że zmian dokonanych przez Gessler nie było zbyt wiele. „Pani Magda poprawiła nam tylko żeberka. Wprowadzony został burger z bardziej szlachetnego mięsa. Nie wprowadziliśmy kremu z kukurydzy, który był ciekawy, ale był do zjedzenia raz, a my chcielibyśmy sprzedawać zupy częściej niż raz” – opowiada.

„Niebawem będziemy musieli zmierzyć się z Państwową Inspekcją Pracy. Słabo wyszły wypowiedzi kelnerek w programie. Zostało zasugerowane, że nie mają płacone przez trzy miesiące. Płacone mają jak najbardziej na bieżąco się da. Opóźnienia mogą sięgać góra jednego miesiąca. Zostało to przedstawione naprawdę fatalnie. Nie jest tak, że wykorzystujemy tych ludzi. Układamy się z nimi jak możemy najlepiej” – mówi współwłaściciel restauracji.

I dodaje: „Pani Magda zdawała sobie sprawę, że rynek lubelski nie jest łatwy. Myślę, że nie poradziła sobie z problemami, które mamy. Nie poradziła sobie nie po raz pierwszy w Lublinie. Można było zrobić z tego programu, z nas, program, który nie wyjdzie. Myślę, że to bardzo pomoże w przyszłości programowi. Nie kontaktowaliśmy się z tymi sympatycznymi paniami [producentkami], które miały przyjść pić szampana i opijać wielki sukces”.

Zwraca też uwagę na inną ważną kwestię: „Umowa, którą podpisałem, była tylko do podpisania, nie do przeczytania. Podpisaliśmy coś, czego nie dało się przeczytać w ciągu półgodzinnego spotkania. Cwaniackim sposobem obie umowy zostały zabrane”.

Poprzedni artykułNastępny artykuł