Niektórych programów nie da się oglądać kątem oka. Bo gdy z ekranu uśmiecha się jakaś sympatyczna pani i przepytuje parę ludzi, co im nie leży w seksie – a oni odpowiadają – no nie, czegoś takiego nie można przegapić. Siedzieliśmy ze znajomymi, kiedy pojawili się na ekranie. Rozmowa między nami zamarła, bo na naszych oczach właśnie zaczęli działać seksinspektorzy.

2 tysiące funtów zostawione w sex-shopie
Tracey Cox, seksinspektorka, mówi, że od dzieciństwa była otoczona kondomami. Starsza siostra pracowała w poradni małżeńskiej. Tracey pracowała jako dziennikarka i redaktorka w „Cosmopolitanie”. Kiedy wykryto u niej raka, postanowiła, że zmieni swoje życie, i zrezygnowała z etatu. Zaczęła prowadzić reality show „Sex Inspectors”. Daisy Goodwin, producentka, wcześniej robiła inne programy, m.in. „Czy twoje mieszkanie jest naprawdę czyste?”. Chodziło o to, żeby pokazać, że tak naprawdę bardzo trudno jest porządnie wysprzątać własne M. „Wszystko już pokazaliśmy” – tłumaczyła Goodwin decyzję o narodzinach „Sex Inspectors”. „Były programy o sprzątaniu, jedzeniu, wychowywaniu dzieci, w których specjaliści pokazywali rodzicom, jakie popełniają błędy. Program o seksie był logiczną konsekwencją. Skoro ludzie już wiedzieli, jak urządzić ogród, jak się ubrać, wychować dziecko, znaleźć pracę – powinni też wiedzieć, jak uprawiać seks” – mówi.
Każdy odcinek wygląda mniej więcej tak samo. Para seksinspektorów: Tracey Cox i Michael Alvear, przybywa do domu, którego mieszkańcy mają problemy z seksem. Każdy problem jest inny, na pierwszy rzut oka dziwaczny, na drugi – całkiem zwykły. Choćby taki: on chce seksu, a ona nie, bo nie ma orgazmu. „To nic wstydliwego. 70% kobiet ma trudności z osiągnięciem orgazmu pochwowego” – tłumaczy narrator. Jak tu się nie dziwić, kiedy śliczna modelka opowiada, że od pół roku nie miała orgazmu. Jej mąż potwierdza i narzeka, że z seksem im nie wychodzi. Potem wyciągają wielkie pudło zapchane wibratorami, łańcuchami, lateksowymi wdziankami. Narrator informuje, że wydali dotąd 2 tysiące funtów na erotyczne zabawki. A orgazmu jak nie było, tak nie ma.
W moim mieszkaniu rozmowa już całkiem zamarła, bo to ogląda się z większym napięciem niż thriller. Do czego się posuną na oczach widzów? Aha – do wszystkiego. On ubiera ją w skórzany skąpy strój z łańcuchami, który ma rozbudzić w niej żądzę. Ona ukradkiem ziewa. I właściwie nie wiadomo, co jest bardziej szokujące. Chyba jednak ziewanie. Bo demonstrowanie lateksowych ubiorów już widziałem, ale demonstrowania nudy w czasie seksu – jeszcze nie. Seksinspektorzy oglądają obraz z ukrytej kamery i komentują: „To jej w ogóle nie podnieca, ubiera ją jak lalkę”.
Widzowie również nie spuszczają oczu z ekranu. „W telewizji jest cała masa erotyki. Ale to co innego. Każdy się zastanawia, jak uprawiają seks zwykli ludzie. W tym programie możemy to zobaczyć” – mówi Daisy Goodwin. A kiedy już zobaczyliśmy, wiemy to samo, co seksinspektorzy. U innych ludzi jest z seksem bardzo kiepsko. Seks ich nudzi, nie mają na niego czasu albo ochoty, chcą w łóżku czegoś innego, nie mają odwagi ze sobą o tym porozmawiać. Męczą się straszliwie. „Bo Sex Inspectors to program z misją. Edukacja i informacja” – twierdzi Julian Bellamy z Channel 4, producent. „40% małżeństw rozpada się, bo ludzie są znudzeni seksem” – mówi narrator. Takiego programu misyjnego nigdy by nie zrobiła polska telewizja… „Pary, które pokazały się u nas, dzięki swojej odwadze pomogą wszystkim” – twierdzi Tracey. No to oglądamy dalej.
On mnie już nie podnieca
Ludzie chyba naprawdę męczą się straszliwie, bo kiedy szukano chętnych do wystąpienia w programie, zgłosiły się tłumy. Przecież nie po to, by zyskać sławę – reality show jest już tyle, że nikt nie wierzy, że wystąpienie w jednym z nich przyniesie sławę. Nawet nie po to, żeby wywołać skandal – bo skandalu nie wywołali. Ale żeby coś z tym seksem zrobić. Zaakceptowali to, że będą mówili przed kamerą, czego by chcieli w łóżku – a to nie są rzeczy, o których rozmawia się publicznie. I zgodzili się na współżycie pod okiem kamer. W „Big Brotherze” sceny łóżkowe wycinano. A tu są same sceny łóżkowe. Wycina się to, co nie jest z łóżkiem związane. Kamery są wszędzie. W jadalni i w sypialni. Zwłaszcza w sypialni. Gaszą światło i kamera łapie ich w podczerwieni. Dużo nie widać, ale za to sporo słychać. Potem opowiadają o tym, jak było, i chłoszczą się bez litości. „Chyba ją nudzę” – wyznaje mąż. „On mnie już nie podnieca” – mówi żona. To dopiero jest podniecające. Co stanie się z parą, która tak się rani? No dobra, dobra, ale czego właściwie by chcieli? Seksinspektorzy rysują wielką sylwetkę człowieka, a pary zaznaczają na niej swoje strefy erogenne. Rzecz jasna on myśli, że ją podnieca masowanie piersi, a ona od tego niemal zasypia. Ona chciałaby seksu oralnego, a on się dziwi, bo słyszy o tym pierwszy raz w życiu. Są nową parą? A gdzie tam. Mieszkają ze sobą od wielu lat, ale jakoś nigdy tego nie przegadali. Ona – jak w szkole – zapisuje pieszczoty, które lubi, a jego zadaniem jest zgadnąć, co zapisała. Oczywiście nie trafia ani razu.
Seksinspektorzy czasem są ludzcy i uśmiechnięci. Tłumaczą, że nic na siłę. Że może warto zacząć od tego, że posprząta się po obiedzie i zmyje naczynia. Narrator ponownie wyskakuje z informacją, że 90% kobiet nie ma ochoty na seks, bo są zbyt zmęczone pracą zawodową i prowadzeniem domu. Chcecie seksu? Zróbcie zakupy, pomóżcie zrobić obiad, spotka was nagroda w łóżku. Hm, to było niezłe.
Kiedy Tracey i Michael oglądają obraz z ukrytych kamer, stają się już złośliwi. Para budzi się rano, ona go zaczepia, a on mruczy: „Kawy? Kawy, chcesz kawy?”. „Na miłość boską, ona nie chce kawy, chce czego innego” – irytują się inspektorzy. To jasne nawet dla nas – widzów. Pójdą na całość, czy on zrobi kawę? „Dziecko śpi, sytuacja jest idealna, a on proponuje kawę” – zżyma się Michael. Potem on też chciałby seksu, ale ona nie ma ochoty. „Nie tak” – mruczą zgodnie Tracey i Michael. Łatwiej jest pogadać w cztery oczy, więc facet skarży się Michaelowi, że chciałby robić to dłużej, a Michael proponuje ćwiczenia (w międzyczasie narrator informuje, że 38% mężczyzn skarży się, że chciałoby uprawiać seks dłużej). Recepta Michaela to 300 ćwiczeń na penisa dziennie. Chociażby taka: zawiesić sobie ręcznik i podnosić, podnosić, podnosić. No nie. Czy ten facet się na to zgodzi? Głupie pytanie. W następnym ujęciu już ćwiczy. Ręcznik chodzi mu w górę i w dół aż miło. A partnerka? Pytana po kilku miesiącach, czy stwierdziła jakąś zmianę: „Tak, jasne”.
Popatrzeć sobie w oczy
Kolejna para ma inny problem. Ona by chciała ciągle, a on ciągle nie może i najchętniej by poszedł spać. Jak sobie z tym poradzą? Michael bierze go na stronę i pokazuje, jak się masturbować, żeby ćwiczyć erekcję. A Tracey zabiera ją do sex-shopu, żeby kupiła sobie wibrator. Seksinspektorzy są logiczni. Co poradzić parze, która od lat kocha się na misjonarza i szczerze się tym nudzi? Wycieczka do sex-shopu i trochę przebieranek załatwi sprawę. Może jakiś striptiz? Albo udawanie kogoś innego? A co powiedzieć parze, która przebiera się od miesięcy i też ją to szczerze nudzi? Że wystarczy odstawić gadżety i zamiast wyuzdanego sztucznego seksu popatrzeć sobie w oczy.
W Wielkiej Brytanii „Sex Inspectors” zrobili furorę. I mimo że twórcy programu trochę obawiali się złamania tabu, nikt nie protestował. Może dlatego, że w Anglii więcej kobiet posiada własny wibrator niż własną pralkę (to oczywiście kolejna zastanawiająca wiadomość rzucona przez narratora). Najdziwniejsze, że nikt nie protestował w Polsce, kiedy TVN Style rozpoczęła emisję tego programu. Jakieś listy protestacyjne? „Nie” – zaprzecza Yvette Żółtowska-Darska, dyrektor kanału. Protesty polityków? Kościoła? Prawicy? Feministek? Kogokolwiek? „Nie, sami się dziwiliśmy, bo mieliśmy obawy, że ten program łamie tabu, choć jest emitowany późnym wieczorem. Tymczasem dostajemy tylko listy z prośbą o więcej odcinków” – mówi Żółtowska-Darska.
Seksinspektorzy wrócili po kilku miesiącach do par, które ćwiczyli, żeby zapytać, co się zmieniło w ich życiu. Jasne, wszystkim poprawił się seks. A co zrobili przyjaciele, szefowie, znajomi, kiedy zobaczyli na ekranie, jak opowiadają o swoich obsesjach seksualnych albo jęczą z rozkoszy lub ziewają z nudów? „Znajomi powiedzieli mi, że jestem straszna megiera. Kiedy się zobaczyłam w telewizji, zrozumiałam, że to prawda” – wyznała jedna z bohaterek. Miała wreszcie orgazm. I urodziła dziecko. „Jaka wskazówka była dla was najważniejsza?” – zapytała Tracey jednego z bohaterów. „Żeby popatrzeć sobie w oczy. Wcześniej patrzyłem głównie na swoje stopy. I żeby rozmawiać. W ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy. A teraz rozmawiamy. Nie tylko o seksie” – mówi mężczyzna. Tylko trochę dziwnie o tym rozmawiać. O najbardziej szokującym programie, o którym nikt nie mówi, bo nie wie jak. Można rzucać porozumiewawcze spojrzenia na znajomych, z którymi przywarliśmy do ekranu. „Te rady Michaela…” – rzuca znajomy. „Jasne, jasne” – przytakuję.
[Leszek K. Talko, Duży Format]