Chcę być piękna

Listy kandydatek do „Chcę być piękna”

Powstaje polska wersja holenderskiego reality show „Make me Beautiful” („Uczyń mnie piękną”), który TV4 pokazywała pod tytułem „Chcę być piękna”. Polski wersja nosić będzie taki sam tytuł, nadawana będzie w Polsacie, a start zaplanowano na wiosnę. W każdym odcinku będziemy oglądać kolejne etapy przemian dwóch uczestniczek, które zdecydowały się poddać operacji plastycznej i zmienić swój wygląd na oczach widzów. Kamera będzie im towarzyszyć na sali operacyjnej, w gabinecie stomatologicznym i okulistycznym, na siłowni i podczas rozmów z psychologiem. Zobaczymy, jak styliści dobierają bohaterkom nowe fryzury i makijaże. Rehabilitację po operacji uczestniczki będą przechodzić w luksusowym hotelu. Po sześciu tygodniach spotkają się z najbliższymi. Zobaczymy, jak rodzina zareaguje na zmiany w ich wyglądzie. Do uczestnictwa w programie zgłosiło się 70 tysięcy chętnych. To w Polsce rekord. Do popularnego „Baru” chętnych było 18 tysięcy. Realizatorzy na podstawie listów wybrali ponad 300 osób i zaprosili je na casting do Wrocławia. W programie znajdzie się tylko 36. Uczestniczki nie będą płacić za żadne zabiegi, a kosztują one niemało: np. odsysanie tłuszczu od 2,5 do 12 tys. zł, plastyka brzucha 10 tys. zł., lifting od 9 do12 tys. zł, powiększenie biustu około 7,5 tys. zł oraz koszt implantów – od 3 do 9 tys. zł.

Z listów do realizatorów programu „Chcę być piękna”

Iza Wodnicka z Gorzowa Wielkopolskiego
Jestem 30-letnią panną i nie wyglądam raczej na swój wiek (opinie innych osób), może dlatego że nie jestem wysoka (tylko 162 cm wzrostu) i raczej jestem drobną osobą (ok. 46 kg wagi). Nie narzekam na brak przyjaciół, mimo że nie jest to oszałamiająco liczne grono, są to jednak osoby mi bliskie, które lubią mnie za to, jaka jestem, a nie, jak wyglądam. Niestety, większość z moich bliskich koleżanek ma już pozakładane rodziny (mężowie, dzieci), co powoli zaczęło mi uświadamiać to, że coś po drodze mi umknęło. Nie będąc bardzo ładną dziewczyną, musiałam inaczej udowadniać swoją wartość. Skończyłam studia, zrobiłam prawo jazdy, umiem wiele rzeczy i wciąż staram się rozwijać. Chyba brak wiary w siebie powodował, że starałam się być prawie we wszystkim samodzielna, aby nie musieć innych prosić o pomoc, by nie słyszeć odmowy, prędzej sama innym pomagając. Nie lubiłam zwracać na siebie zbytniej uwagi, nigdy się nie spóźniałam, by nie wchodzić samej np. do pełnej sali wykładowej itp. Jednakże starałam się zachować indywidualność, nigdy nie chciałam wyglądać czy ubierać się jak większość dziewczyn w moim mieście. I tak ostatnimi laty zrobiłam wiele dla siebie, w miarę polubiłam siebie i poznałam swoją wartość. Najbardziej się podobałam sobie, gdy patrzyłam na siebie oczami osoby, która mnie kochała, a przynajmniej mi się zdawało, że mnie kocha. I właśnie taka osoba zburzyła wszystko, co w swoim życiu zbudowałam. Miesiąc temu chciałam popełnić samobójstwo. Myślałam nawet, co komu zostawić. Od szkoły średniej prowadziłam pamiętniki, grube zeszyty – postanowiłam przesłać je przyjaciółce z Wrocławia. Codziennie rano wstawałam i pisałam do niej pożegnalny list. W grudniu straciłam posadę w banku, gdzie pracowałam jako księgowa i na dodatek zostawił mnie chłopak – po trzech latach. Znajomi uważają mnie za pogodną 30-latkę. Ćwiczyłam się w byciu perfekcyjną. Zawsze nienaganna fryzura, idealnie odprasowane ubrania, tak by nikt nie mógł się przyczepić. Wiadomo, ładnym wiele uchodzi, a ja przeważnie nie czułam się ładna. Bywało, że się sobie podobałam, ale wystarczyło czyjeś złe słowo, by ten obraz się zmienił w moich oczach. Stałam się jakby przezroczysta. W liceum i na studiach byłam jedną z najlepszych. Chodziłam na wszystkie wykłady i robiłam staranne notatki. Miałam ładny charakter pisma, więc koledzy chętnie korzystali. Duszą towarzystwa nigdy nie byłam, ale raczej mnie lubili. Tym razem jednak coś we mnie pękło, miałam dość uśmiechania się do złej gry. Ostatnie lata poświęciłam komuś, kogo bardzo kochałam i wciąż kocham mimo zła, jakie mi cały czas wyrządzał. Tak bardzo pragnęłam kochać i być kochaną, że całkowicie zatraciłam się dla tego 'związku’. Pomyślałam, iż jedynym sposobem na uwolnienie się od niego jest moje całkowite odejście. Na dwa tygodnie zamknęłam się w swoim pokoiku. Marzyłam, że zdarzy się cud, który pozwoli mi odmienić swoje życie. Gdy zobaczyłam informację, że można się zgłaszać do programu, pomyślałam o sobie. Do programu zgłosiły się przeważnie panie, którym trzeba co nieco odjąć, ja odwrotnie – chciałabym wyjść z programu trochę bardziej krągła. Sama nie mogę przytyć. Chudnę ze stresu. Jeśli tyję, to tylko w pasie, a ręce i nogi dalej są chude. Nauczyłam się chodzić z ciągle wciągniętym brzuchem, by był płaski i napięty. Chciałabym też mieć większy biust, bo jest wiele strojów o fasonach, które mi się podobają, ale nie można ich nosić bez stanika. Moją największą bolączką jest profil. Nawet obcy ludzie potrafili mi z tego powodu strasznie dopiec. Nieraz przez to płakałam. Niedawno kupiłam sobie aparat cyfrowy i nauczyłam się komputerowej obróbki zdjęć. Wolę sama się fotografować, niż drżeć, że ktoś mnie uchwyci z profilu. Nie czuję się samotna, teraz jest moda na singli. Ale wciąż wierzę w wielką miłość, że znajdę drugą połówkę. Nie liczę jednak na to, że jak się fizycznie zmienię, to zaraz kogoś poznam. Żeby podobać się innym, trzeba podobać się sobie. Nie będę szukała faceta na siłę, ale mam już trochę dość, jak co roku przy wigilijnym stole muszę wysłuchiwać życzeń: 'Obyś urządziła sobie życie’. Żaden z moich wcześniejszych chłopaków nie wytykał mi wyglądu, ja też starałam się akceptować siebie. Przecież się nie powieszę, że wyglądam tak, jak wyglądam. To przykre, że wygląd jest dzisiaj tak ważny. Ja staram się zwracać uwagę na inne rzeczy. Staram się rozwijać w innych kierunkach. W wolnych chwilach projektuję stroje, szyję je często z tkanin, które później sama maluję. Na casting do Wrocławia przyjechałam w różowym żakiecie własnej roboty. Lubię też szlafroczek ze złotej satyny, poświęciłam mu wiele pracy. Zawsze byłam nieśmiała i wolałam nie rzucać się w oczy, ale szyję ciuchy, które się wyróżniają. Ludzie oglądali się za mną, gdy latem wracałam z jeziora w swojej sukience. Chcę sobie poprawić wygląd, by zdobyć nową pracę. Nie zamierzam wracać za biurko do banku. Marzę o otworzeniu sklepu ze strojami wieczorowymi, takimi nieszablonowymi z oryginalnymi dodatkami. Mój udział w programie może być różnie komentowany. Ale na osiedlu, gdzie mieszkam, praktycznie nikogo nie znam. Liczę się tylko ze zdaniem przyjaciół, ale myślę, że oni to zrozumieją. Jeśli ludzie będą się za mną oglądać, to teraz przynajmniej będę wiedziała dlaczego. Wcześniej myślałam, że patrzą, bo się gdzieś ubrudziłam.

Ryszarda Uliasz z Warszawy
Mam 43 lata. Jestem mężatką od 23 lat. Radością mojego życia są trzy prześliczne córki. Uwielbiam ludzi, a najbardziej dzieci i starsze osoby. Dlatego też pracuję dorywczo jako opiekunka. Moje życie było bardzo ciężkie. Nie chcę się żalić, są tacy, co mieli ciężej. Pięć domów dziecka, pogotowie opiekuńcze. Wieczna walka o przetrwanie. Pomoc innym pozwalała mi zapomnieć o własnych problemach i zapominałam. Myślę, że nadszedł czas, żeby pomyśleć o sobie. Tak bardzo pragnę poczuć się piękna dla siebie, moich dzieci i męża. Tak bardzo wstydzę się swojego ciała, nigdy nie rozbieram się przy mężu. Mam okropny brzuch, po przebytych operacjach wygląda to masakrycznie. Nie mogę od wielu lat poradzić sobie z otyłością. W dzieciństwie nie spotkało mnie szczęście, kiedy byłam panienką, raczej też (pomijając poznanie męża i urodzenie dzieci). Dzieciaki wychowywane w domach dziecka zawsze były gorsze. Tak mówiono i tak też się czułam, do dziś mi to zostało, a nie chcę tak żyć. Chcę być piękna, cieszyć się życiem, być szczęśliwa. Niestety, blokada, jaka we mnie siedzi, nie pozwala na to. Tak bym chciała wyrzucić ją z siebie! Jestem po czterdziestce, a czuję się jak 70-latka. Nie śpię po nocach i wciąż zadaję sobie pytania o przeszłość. Dlaczego tak się ułożył mój los? Mężowi nie mogę się zwierzyć, on był ze szczęśliwej rodziny. Urodziłam się jako jedno z bliźniąt. Od brata byłam starsza tylko o 13 minut. Różniła nas jedna litera – Ryszard i Ryszarda. Jemu się poszczęściło, mnie nie. Jak tylko zaczęłam cokolwiek rozumieć, czułam, że jestem odpychana. Ojciec miał już starszą córkę, marzył o synu. Ja byłam nieprzewidzianym dodatkiem. Raz mama zabrała mnie na sanki. Jak ojciec to zobaczył, połamał je natychmiast. Kiedyś mnie tak skatował, że miałam sine pręgi na plecach. Zawsze to ja dostawałam lanie, brat się jakoś wywinął. Na domiar złego urodziłam się osobą leworęczną. Jak jadłam lewą ręką, ojciec walił w stół, aż podskakiwałam pod sufit. Przywiązywał mi tę rękę za plecami, by mnie odzwyczaić. Do tego doszła moja dysgrafia i dysleksja. W szkole uważali mnie więc za głupka. Gdy miałam 11 lat, przyszedł dzień, którego nigdy nie zapomnę. Moje rodzeństwo poszło na wagary. Ja sumiennie na lekcje. Byłam w szkole, gdy na rowerach przyjechały dzieci z mojej wioski i kazały szybko wracać do domu. Do dziś jestem przekonana, że to przeze mnie tato popełnił samobójstwo. Gdybym tego dnia nie poszła do szkoły, może bym go uratowała. Po śmierci ojca mama zupełnie się załamała. Było biednie, ale pewnie dalibyśmy sobie jakoś radę. Tylko że ona zdecydowała inaczej. Któregoś dnia matka zaczęła mnie i bratu opowiadać, jak to cudownie jest na koloniach, że są tam dzieci, że fajnie się bawią. Spakowała nasze walizki. Zawiozła nas do domu dziecka. To był ładny budynek otoczony ogrodem, od razu czuło się, że to przyjemne miejsce. Mama zostawiła tam mojego brata, a ze mną z powrotem wsiadła do tramwaju. Dojechałyśmy na Żoliborz, do pogotowia opiekuńczego. Trafiały tu dzieci, które uciekły z domu, dokonały jakichś przestępstw lub pochodziły z rodzin patologicznych. Od razu mi wszystko ukradły. Tu nie mówiło się po imieniu, ale wyzwiskami. Przez rok żyłam jak w koszmarze. Po latach matka tłumaczyła, że rozdzieliła nas, bliźnięta, dlatego że wciąż się biliśmy. Brat trafił do dobrego, przyjaznego domu dziecka, a ja pod wspólny dach z trudną młodzieżą. Mama mówiła, że chciała dla mnie dobrze, tylko pomylili się w papierach, bo z bratem różniła nas jedynie literka „a”. To on według niej był większym rozrabiaką i miał być poddany surowszej dyscyplinie. Pięć razy zmieniałam domy dziecka. Jako 16-latka wróciłam do rodzinnego domu. Ale u matki nie wytrzymałam długo. Chodziłam wtedy do szkoły średniej. Uczyłam się krawiectwa męskiego. Szkolna pielęgniarka wpisała mi w karcie: „Uczennica nie chce się rozbierać do badań lekarskich”. Nie chciałam też ćwiczyć na wf. Nauczycielka zadręczała mnie pytaniami: „Dlaczego?”, więc się wkurzyłam i jej pokazałam zbite przez matkę plecy. Gdy miałam niespełna 17 lat, lekarz w szpitalu stwierdził u mnie guza piersi. Drugiego miałam na plecach. Wolałam nic nie mówić matce i na oddział zgłosiłam się sama. W miejscu po guzie zupełnie oklapła mi pierś, pozostała mi po prostu dziura. Uciekłam ze szpitala. Pięć godzin jechałam autobusami do domu. Popękały mi szwy. Gdy taka pokrwawiona stanęłam w drzwiach, matka oskarżyła mnie, że jestem pijana i że gdzieś się szlajałam. Pomyślałam, że tu nie ma miejsca dla mnie, ale i w ogóle nie ma dla mnie miejsca na tym świecie. Próbowałam podciąć sobie żyły. Siostra mnie znalazła. Wyprowadziłam się od matki do kolejnego domu dziecka. Jako 20-latka wyszłam za mąż. Przez 23 lata małżeństwa mąż był w domu może pięć lat. Pracuje jako kierowca tira. Kocha jeździć. Wstydzę się go, nie pozwalam mu się dotykać. Dlatego cieszy się, że zgłosiłam się do „Chcę być piękna”. Też ma dość, że wchodzi do sypialni, a ja leżę okutana po uszy. W moim domu nie ma żadnego lusterka. Nienawidzę swojego wyglądu i przez to cierpi moje małżeństwo. Chciałabym, by los raz się do mnie uśmiechnął.

Małgorzata Wilanowska z Warszawy
Mam 37 lat. Od 12 lat jestem mężatką, mam dwuipółroczną córeczkę; wykształcenie wyższe, z zawodu jestem fizjoterapeutką. Rok temu zwolniono mnie z pracy z powodu likwidacji mojego stanowiska. Moje kłopoty zaczęły się po skończeniu kariery sportowej. Przez 12 lat wyczynowo uprawiałam trójbój siłowy i wyciskanie w leżeniu. Mam duże osiągnięcia. Jestem dziewięciokrotną mistrzynią Polski w trójboju siłowym i wyciskaniu leżąc, dwukrotną mistrzynią Europy w trójboju siłowym i mistrzynią świata w wyciskaniu leżąc. Wyglądałam wtedy świetnie. Jędrne, umięśnione ciało bez grama tłuszczu, zawsze opalona. Potem przyszła praca, sport zszedł na plan dalszy, stopniowo zaczęłam się zaniedbywać, aż w końcu w ogóle przestałam bywać na siłowni. Zwiotczała skóra zaczęła wisieć. Zaczęłam się wstydzić własnego ciała. Ciąża, na którą tak długo czekałam (urodziłam w wieku 35 lat), nie wyszła mi na dobre. Przytyłam 14 kilogramów. Moje piersi straciły jędrność. Zaczęłam mieć problemy natury seksualnej. Z mężem źle się układa. Wstydzę się przy nim rozbierać, bo mam wrażenie, że on widzi każdą zmarszczkę na mojej twarzy, obwisłe piersi i pośladki, paskudne nogi z obrzydliwymi naczyniakami. Utrata pracy dobiła mnie jeszcze bardziej. Mój stan psychiczny jest tak zły, że kwalifikuję się do leczenia. Nie widzę dla siebie żadnych perspektyw. Najchętniej nie wychodziłabym z domu, ale mam przecież córkę, którą kocham nad życie i chcę być dla niej najlepszą matką, ale nie wiem, czy podołam. Nie wiem, czy moje małżeństwo się nie rozpadnie. Prosiliście o fotografie. Moją ostatnią jest ta z mężem i córeczką – wtedy jeszcze się uśmiechałam. Od tego czasu nie zrobiłam sobie ani jednego zdjęcia. Bo i po co? Jestem brzydka, stara. Moja twarz nie wygląda na 37 lat, tylko na 50. Po dziewięciu latach małżeństwa urodziłam córeczkę Łucję i mój problem z akceptacją własnego wyglądu stał się jeszcze bardziej dotkliwy. Jestem jednym wielkim flakiem. Zaczęło psuć się w małżeństwie. Mam wieczną kotłowaninę z mężem o byle co. On mi nie robi przytyków, ale raz powiedział, że nogi mam nie za ładne i że mam nos jak kartofel. Zaczęły się problemy z seksem, ale mnie się po prostu nic nie chce. Mam taką blokadę, że nie dopuszczam go do siebie. Może mnie rzuci, ale nie wyobrażam sobie, że mógłby mnie zobaczyć nago. Chcę się dostać do programu, by zmienić się fizycznie, a przez to i psychicznie. Bo nawet nie chce mi się szukać pracy. Kiedy wysłałam zgłoszenie do „Chcę być piękna”, odezwała się we mnie żyłka sportowca. Jak tam pojadę, to wszystkich powalę. Miałam kiedyś 10-12 zawodniczek w wadze i musiałam je wszystkie pokonać. Jakoś poradzę sobie ze wstydem przed nagością. Na zawodach często przebierałam się przy ludziach, gdy zakładałam koszulkę do wyciskania.

Inne listy…

Magda: Non stop słyszę od chłopaka: „Jesteś gruba, jesteś brzydka”.

Barbara: Mąż się cieszy, powiedział: „Wreszcie przestaniesz marudzić”.

Ewa: Na co dzień jestem robotem wieloczynnościowym bez prawa głosu. Mam taki trójkąt bermudzki: szkoła, dom, sklep. Teraz się zbuntowałam. Zawsze robiłam to, czego inni ode mnie oczekiwali. Ale teraz podjęłam decyzję o odejściu od męża. Start w castingu to pierwszy krok, by wreszcie zrobić coś dla siebie.

Jolanta: Mąż oświadczył mi, że nie będzie się kochał z baleronem.

Elżbieta: W wieku 18 lat wyszłam za mąż. Nie zdążyłam być młoda, nigdy się nie bawiłam. Mąż nie był dla mnie dobry. Zostały mi blizny po jego uderzeniach i przypaleniach. Teraz żyję z kimś dobrym. Ale jesteśmy ze sobą od trzech lat i nie doświadczyłam wspaniałego seksu. Zawsze szybko, żeby mnie nie przytulał, bo wstydzę się swojego brzucha.

Joanna: Mąż cały czas uszczypliwie ze mnie żartuje. Liczy mi fałdy na brzuchu. Jest dużo młodszy ode mnie i to widać. To on za mnie wysłał SMS-a ze zgłoszeniem. Oglądaliśmy oryginalną wersję programu na TV4. Był zszokowany, że można sobie tak diametralnie poprawić wygląd.

Jola: Z mężem robimy to zawsze po ciemku, bo się wstydzę. Straciłam po ciąży zęby, mam obwisły biust. Dobija mnie, gdy ktoś mówi, że jestem gruba. Ale piersi mam duże i nie chcę zmniejszać, bo to w kobiecie najpiękniejsze, co może być. Sąsiadka mówi, że będę druga Pamela Anderson, i o to mi właśnie chodzi.

Do programu zgłosiło się dwóch mężczyzn. Obaj odpadli podczas wstępnych kwalifikacji…

Tomek: Mam twarz pokrytą trądzikiem, z tego powodu chciałem kiedyś popełnić samobójstwo. Byłem z tym u kilkunastu lekarzy, ale mi nie pomogli. Tępili mnie koledzy w szkole. Mam przez to problemy w nauce. Nigdy nie miałem dziewczyny.

Józef: Skończyłem 55 lat. Mam dużo młodszą od siebie żonę. Jest wspaniała, bardzo ładna, koledzy na budowie mi zazdroszczą. Nic więc chyba dziwnego, że chcę się dla niej odmłodzić – zrobić lifting twarzy i skorygować wadę wzroku.

[Magda Nogaj, Wysokie Obcasy]

Poprzedni artykułNastępny artykuł