Big Brother

W co Dzięcioł wygraną zamienił?

Za pieniądze z „Big Brother”, 52-letni Janusz Dzięcioł zbudował dom. „To prezent dla żony na 25 rocznicę ślubu” – mówi zwycięzca pierwszej polskiej edycji „Wielkiego Brata” i zdobywca 500 tysięcy złotych. Niedawno wrócił z urlopu, ale nie była to Majorka, tylko ogródek przy własnym domu. „Od czasu, kiedy wybudowałem dom, mam tu taką Majorkę, że lepszej nigdzie nie znajdę” – śmieje się i opowiada o tym, jak spełniły się jego marzenia.

Jest poniedziałek. Janusz wcześnie rano wyjeżdża samochodem (volkswagen polo, ale w garażu zostawia niezłą brykę: passata) z Grudziądza do Świecia. Tu wciąż, tak jak i przed „Big Brotherem”, jest komendantem straży miejskiej. „Dobrze mi tu” – mówi. „Nigdy w życiu nie pomyślałem, że mógłbym zrezygnować z tej pracy. Ale popularność moja nie ma końca. Ot, w weekend byłem z zięciem (zawodowym kolarzem) w Bytowie na wyścigu. Podchodzi do mnie mężczyzna i pyta z naciskiem: 'Czy to pan Janusz Dzięcioł? Ten Dzięcioł?’. 'Tak, to ja’ – odparłem. 'No, to przegrałem zakład z rodziną. 200 złotych!’ – odpowiedział”. Z resztą uczestników reality show Janusz ma kontakty sporadyczne. „Rzadkie telefony, raczej od święta, ale też nie od wszystkich” – powiada. Największą karierę, według niego, zrobił Sebastian Florek, który został parlamentarzystą. Dzięcioł trochę mu tej kariery zazdrości, dlatego też sam myśli o polityce. „Wróciłem po programie zmęczony i psychicznie wyczerpany. W 'Big Brother’ nikomu nie zależało na tym, abyś się czuł szczęśliwy. A i psychologowie byli raczej po to, aby ci jeszcze dokopać. No i nikt nie spodziewał się, że człowiek w moim wieku może to reality show wygrać” – wspomina.

Wcześniej Janusz mieszkał w trzypokojowym mieszkaniu w bloku, z żoną Wiesią i córką Kasią, z meblami tymi samymi od 25 lat, czyli od ślubu. Kiedy na jego koncie pojawiło się pół miliona złotych, zaczął zmieniać swoje życie. „W pierwszych dniach kompletnie nie wiedziałem, co się ze mną dzieje” – przyznaje. „Wiedziałem, że stała się jakaś wielka sprawa, miałem w kieszeni koszuli czek na 500 tysięcy złotych, ale nawet nie było kiedy pójść do banku. Nagrania, wywiady, fotoreporterzy, zaproszenia. Pamiętam, kiedy z czekiem wyjechaliśmy od pana Waltera, ze służbowym kierowcą telewizyjnym, przejeżdżaliśmy obok salonu Mercedesa” – mówi. „Zobacz, Wiesiu. Moglibyśmy teraz wejść tam i kupić sobie merca” – powiedział wtedy do żony. „Nawet dwa mógłbyś” – odezwał się kierowca. „Tylko po co?”. Dzięcioł nie uległ kaprysowi. Kupił na początek hondę i poleciał z żoną na Teneryfę. „Miało być intymnie, mieliśmy we dwoje odpocząć po długiej rozłące, ale stało się tak, że kolacje spędzaliśmy wśród 40 osób i to jeszcze kłócili się, kto ma siedzieć bliżej nas. Polacy bez przerwy robili nam zdjęcia, a zagraniczni turyści w głowę zachodzili, kim jest ten facet” – opowiada Janusz. Wrócili z wakacji i spadła na nich lawina listów. Prośby o wsparcie, o pożyczkę, opisywanie tragedii, ale było też w nich sporo naciągactwa. „20 tysięcy złotych wpłaciłem dla domu dziecka w niedalekim Bąkowie” – mówi Dzięcioł. Przez rok pieniądze z wygranej leżały na koncie i pracowały na siebie. Janusz udzielał się w mediach, jeździł po Polsce, poznał najważniejszych ludzi z pierwszych stron gazet, sławnych aktorów, polityków. Nie czuł się od nich gorszy. Udział w programie i zwycięstwo dały mu odwagę. Tylko do rodzinnej wsi, Dąbrowy Chełmińskiej, gdzie wciąż mieszkają jego rodzice- – nie zaproszono go.

Po roku Dzięciołowie podjęli decyzję: „Budujemy dom!”. „Ten dom to prezent dla mojej małżonki na 25-lecie naszego pożycia” – mówi z dumą Janusz i aż kraśnieje z zadowolenia. Na kupno działki i budowę domu (190 metrów, do tego osobny garaż z wiatą – 56 metrów) poszła prawie cała wygrana. Janusz nie przeniósł się daleko – zaledwie tysiąc metrów od swojego starego mieszkania, na rogatkach miasta, przy jeziorze i lesie. Córce jedynaczce (kończy właśnie socjologię, wyszła za mąż za kolarza) zostawili trzypokojowe mieszkanie i opla astrę. Własny dom to spełnienie marzenia żony, ale Janusz Dzięcioł sam przyznaje, że nigdzie mu teraz nie jest lepiej jak tu, w domu, ogrodzie. Zostało jeszcze otynkowanie budynku, położenie glazury na tarasie i dopieszczenie podwórka. „Mam, co robić” – pokazuje. „To jest teraz mój świat. Tylko… o ogrodzeniu porządnym muszę pomyśleć. Nie da rady od tej popularności uciec, schować się przed nią. Ludzie jadą w weekend po zakupy do supermarketu, a potem robią sobie wycieczkę pod mój dom. Oglądają i komentują, w jaki sposób 'roztrwoniłem’ wygraną” – dodaje Janusz.

[Super Express]

Poprzedni artykułNastępny artykuł