Przez lata telewizja uchylała się od takich powinności, mimo że niespotykany rozmiar i bolesność przemian aż się prosiły o to, aby wyjaśnić, pomóc, nauczyć. A działo się przeciwnie – ludzie co dzień w informacjach, w reportażach, w dokumentach, w spektaklach oglądali nieszczęścia i bezradność. Powody tego były pewnie złożone – po pierwsze trwało przeświadczenie, że ludzie wiedzą najlepiej, jak żyć, i doradzanie im z góry, przez władzę choćby i czwartą, jest niestosowne. Po drugie – recepty na życie zawłaszczyli politycy i telewizja popychająca ludzi do aktywności i zaradności mogłaby wydać się wodzoną na pasku przez np. niecnych liberałów. Po trzecie – dziennikarzom zawsze łatwiej szło skrytykować władze i użalić się nad niedolą, niż opisywać zaradność i skuteczny wysiłek.
Co się zmieniło? Może telewizja dostrzegła, że minęło kilkanaście lat wolności, jej nieodwracalność stała się oczywista, nostalgia za opiekuńczym PRL-em zaczyna słabnąć. Może też uniezależniła się od bezpośrednich powiązań partyjnych. I jeszcze dostrzegła, że jest wielki popyt na poradnictwo. Zda się bowiem, że w miejsce przywódczych elit, tworzących wzorce zachowań społecznych, kulturalnych i innych dla warstw niższych, pojawiła się klasa specjalistów od wszystkiego. Gotowych doradzać, jak gotować, jak się ubierać, jak dbać o zdrowie, jak założyć firmę, jak zrobić karierę, jak być na topie, jak być trendy, jak wychowywać dzieci, jak żyć. W takim klimacie telewizja pokazująca sposoby wyrwania się z marazmu, kształtowania swego życia i swego miejsca na ziemi nie podejmuje już inteligenckiego posłannictwa, ani politycznej aktywności – tylko radzi ludziom, jak sobie radzić. I używa do tego całej palety sposobów czysto telewizyjnych. Przede wszystkim pokazuje dwa miasteczka, Czaplinek i Lesko, tym samym dając im prawdziwe życie, bowiem w potocznym przeświadczeniu, czego nie ma w telewizji, tego nie ma na świecie. Wprowadza element rywalizacji między nimi, a mecz na oczach widowni jest wszak najbardziej mobilizującą sytuacją. Oprawia ten mecz w ramy programu rozrywkowego – na rynkach estrady, na estradach modne zespoły, zgromadzone tłumy wspólnie się bawią – i oglądane przez całą Polskę czują się mieszkańcami swoich miast. A między niedzielnym koncertami widownia śledzi losy przedstawicieli obu miasteczek w telenoweli dokumentalnej.
To nowy gatunek, łączący dwa w jedno – filmowanie zwykłych ludzi połączone z autorskim komentarzem opowiadającym o sytuacji, zamiarach i stanach uczuciowych bohaterów. Do tego jeszcze dojdą podsumowania publicystyczne i głosowania telewidzów. TVP całość nazywa to reality show, obiecując widzom podniecające atrakcje. Może nie będą one na miarę Frytki i Kena figlujących w kąpieli, ale rzecz ma być atrakcyjna i zyskać stosowną oglądalność. I tak ważne zadanie społeczne jest wykonywane w formach właściwych masowej rozrywce. To już nie jest inteligenckie przewodzenie tym, którzy sami nie rozumieją konieczności, ni powinności. Przywódczą rolę w próbie zmieniania rzeczywistości przejmuje oto najsilniejszy środek przekazu – i używa do tego zachęt i sposobów atrakcyjnych, popularnych, modnych.
[felieton Teresy Boguckiej z cyklu „Świat według mediów”, Gazeta.pl]