Miasto Marzeń

Telewizja marzeń?

”Miasto Marzeń” – nowy program TVP1 – niedawno wystartował, a już budzi nadzieję, że w telewizji publicznej nastąpiła istotna reorientacja. Mianowicie, że świadoma swego wpływu na ludzi i ich postrzeganie świata użyje tych mocy także do tego, by im pomóc, a nie tylko pokazywać rzeczywistość od atrakcyjnej strony nieszczęść, występków i biedy. Zwiastuny tej nowej postawy widać było od paru miesięcy – przez jakiś czas po „Telexpressie”, czyli w porze wymuszającej poniekąd oglądalność, nadawano krótkie reportaże „Polska z bocznej drogi”. Prezentowały one lokalną aktywność – i to nie tylko zaradność, umiejętność wyrwania się z niedostatku czy marazmu, ale i tę nakierowaną na wyższe sprawy – prowadzenie przytuliska dla zwierząt, odbudowę starych wiatraków, organizowanie stypendiów dla dzieci wiejskich, realizowanie swoich pasji np. motocyklowych. W lokalnej społeczności takie inicjatywy są wyraźnie widoczne, coś zmieniają, pokazują, że do tego, aby cokolwiek zrobić, wystarczy pomysł, chęć, trochę zapału. „Miasto marzeń” nie tylko dostrzega walory aktywności lokalnej, ale więcej – chce je pobudzać i upowszechniać. Celem programu jest zmienienie na lepsze przynajmniej dwóch miasteczek, a nawet więcej – pokazanie innym wzorów, które można skopiować, które innych mogą nauczyć, jak sobie radzić z trudami życia.

Przez lata telewizja uchylała się od takich powinności, mimo że niespotykany rozmiar i bolesność przemian aż się prosiły o to, aby wyjaśnić, pomóc, nauczyć. A działo się przeciwnie – ludzie co dzień w informacjach, w reportażach, w dokumentach, w spektaklach oglądali nieszczęścia i bezradność. Powody tego były pewnie złożone – po pierwsze trwało przeświadczenie, że ludzie wiedzą najlepiej, jak żyć, i doradzanie im z góry, przez władzę choćby i czwartą, jest niestosowne. Po drugie – recepty na życie zawłaszczyli politycy i telewizja popychająca ludzi do aktywności i zaradności mogłaby wydać się wodzoną na pasku przez np. niecnych liberałów. Po trzecie – dziennikarzom zawsze łatwiej szło skrytykować władze i użalić się nad niedolą, niż opisywać zaradność i skuteczny wysiłek.

Co się zmieniło? Może telewizja dostrzegła, że minęło kilkanaście lat wolności, jej nieodwracalność stała się oczywista, nostalgia za opiekuńczym PRL-em zaczyna słabnąć. Może też uniezależniła się od bezpośrednich powiązań partyjnych. I jeszcze dostrzegła, że jest wielki popyt na poradnictwo. Zda się bowiem, że w miejsce przywódczych elit, tworzących wzorce zachowań społecznych, kulturalnych i innych dla warstw niższych, pojawiła się klasa specjalistów od wszystkiego. Gotowych doradzać, jak gotować, jak się ubierać, jak dbać o zdrowie, jak założyć firmę, jak zrobić karierę, jak być na topie, jak być trendy, jak wychowywać dzieci, jak żyć. W takim klimacie telewizja pokazująca sposoby wyrwania się z marazmu, kształtowania swego życia i swego miejsca na ziemi nie podejmuje już inteligenckiego posłannictwa, ani politycznej aktywności – tylko radzi ludziom, jak sobie radzić. I używa do tego całej palety sposobów czysto telewizyjnych. Przede wszystkim pokazuje dwa miasteczka, Czaplinek i Lesko, tym samym dając im prawdziwe życie, bowiem w potocznym przeświadczeniu, czego nie ma w telewizji, tego nie ma na świecie. Wprowadza element rywalizacji między nimi, a mecz na oczach widowni jest wszak najbardziej mobilizującą sytuacją. Oprawia ten mecz w ramy programu rozrywkowego – na rynkach estrady, na estradach modne zespoły, zgromadzone tłumy wspólnie się bawią – i oglądane przez całą Polskę czują się mieszkańcami swoich miast. A między niedzielnym koncertami widownia śledzi losy przedstawicieli obu miasteczek w telenoweli dokumentalnej.

To nowy gatunek, łączący dwa w jedno – filmowanie zwykłych ludzi połączone z autorskim komentarzem opowiadającym o sytuacji, zamiarach i stanach uczuciowych bohaterów. Do tego jeszcze dojdą podsumowania publicystyczne i głosowania telewidzów. TVP całość nazywa to reality show, obiecując widzom podniecające atrakcje. Może nie będą one na miarę Frytki i Kena figlujących w kąpieli, ale rzecz ma być atrakcyjna i zyskać stosowną oglądalność. I tak ważne zadanie społeczne jest wykonywane w formach właściwych masowej rozrywce. To już nie jest inteligenckie przewodzenie tym, którzy sami nie rozumieją konieczności, ni powinności. Przywódczą rolę w próbie zmieniania rzeczywistości przejmuje oto najsilniejszy środek przekazu – i używa do tego zachęt i sposobów atrakcyjnych, popularnych, modnych.

[felieton Teresy Boguckiej z cyklu „Świat według mediów”, Gazeta.pl]

Poprzedni artykułNastępny artykuł