Bar 3: Bez Granic, Bar 4: Złoto dla Zuchwałych, Big Brother 3: Bitwa

Frykowska i Rutkowski: para nie do pary

Obydwoje budzą emocje, a kiedy pokazują się razem, temperatura wokół sięga zenitu. Paparazzi zrobili im zdjęcia, gdy spędzali wieczór w modnym warszawskim klubie. Czy skandalistka z „Big Brothera” i najbardziej znany polski detektyw mają romans? Frykowska i Rutkowski twierdzą, że nie widują się zbyt często, że nic oprócz spraw zawodowych ich nie łączy. Co w takim razie ona, w poufałym geście, szeptała mu do ucha w klubie? Po co ostentacyjnie obwożą się kabrioletem głównymi ulicami Łodzi? Oboje odżegnują się od plotek na swój temat, ale też nie dementują ich tak gwałtownie, jakby może wypadało.

Rozmowa z Krzysztofem Rutkowskim
-W prasie huczy od plotek. Ich tematem nie jest ostatnia brawurowa akcja, tylko fakt, że widuje się pana z Agnieszką Frykowską.
-Agnieszka przedstawiła się w nie najlepszym świetle, paradując nago przed widownią w całej Polsce. Myślę, że ona bardzo mocno pracuje, by zerwać z tamtym wizerunkiem. Pewnie powinienem brać pod uwagę, że pokazywanie się razem nie przyniesie nic dobrego. Wywoła tylko lawinę plotek, ale jestem ponad to. Agnieszka jest tylko moją koleżanką.

-Jest głupiutką blondynką?
-Nie, ale nie jest też intelektualistką. Można z nią pogadać godzinę, dwie, ale nic więcej. Nie jest moim ideałem kobiety. Nie wtrącam się w jej życie. Kiedy jednak prosi mnie o radę, mówię, co myślę.

-Faceci nie lubią takich mocnych babek jak ona?
-We wszystkim potrzebna jest finezja. Gra spojrzeń, rozmowa. Nikt nie lubi, gdy w sferze życia intymnego człowiek porusza się według takiej prostej germańskiej zasady – bez zabiegania. Jak tak może być? Zdarzyła mi się kiedyś historia, która pokazuje ten mechanizm. Bardzo podobała mi się dziewczyna, prezenterka z telewizji. Zaprosiłem ją na romantyczną przejażdżkę. Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej po czerwone wino i wtedy ona rzuciła: „Kup jeszcze prezerwatywy”. Cała finezja, piękno chwili, wszystko uleciało w jednej sekundzie. Poczułem się zażenowany. Tak jak ta dziewczyna mi się podobała, tak z miejsca przestała.

-Dlaczego więc pokazuje się pan z Frytką?
-Spotkałem się z nią pierwszy raz po roku, a prasa napisała: „Często są widywani”. Gdzie?

-Jednak w warszawskim Cynamonie zachowywaliście się…
-Jak? Rozmawialiśmy.

-I Kasia, pana dziewczyna, nie dostaje z powodu tych „rozmów” furii?
-Dostaje i dostała. Byliśmy akurat na wyjeździe, kiedy zadzwoniła do niej mama i powiedziała o materiale w prasie. Kasia krzyczała, rzucała telefonem. Mam nadzieję, że jednak ma do mnie zaufanie.

-Trudno o zaufanie, gdy flirtuje pan z kobietami.
-Zaraz flirtuję. Lubię rozmawiać. Z żoną przez całe siedem lat żyłem bardzo porządnie.

-Jak poznaliście się z Kasią?
-Jej rodzice, przez znajomego adwokata, zgłosili się do mnie z problemem. Były mąż Kasi był agresywny, śledził ją, chciał bić.

-Pamięta ją pan z tego pierwszego spotkania?
-Nie wywołało we mnie drżenia serca. Powiedziałem: pomogę, rzuciłem klienta na kolana, kazałem przeprosić dziewczynę i jej rodziców. Kasia wysłała mi SMS-a. Chciała podziękować, zapraszała na obiad. Oddzwoniłem: dlaczego nie na kolację? Zaiskrzyło. Włączyłem na całość, jak ją nazywam, płytę nr 17: kocham cię, jesteś piękna, nie mogę skupić się na pracy… I tak się zaczęło. Kasia kończy ASP, robi pracę dyplomową. Jej rodzice mają fabrykę odzieży w Oleśnicy. Projektowała dla nich i wszystko to dla mnie zostawiła.

-To, co przydarzyło się panu i Kasi, to miłość?
-Tak, to miłość. Teraz, w tej chwili. I broń Boże, z nikim się nie spotykam. A ten feralny wieczór z Frytką zdarzył się tylko raz. Nie myślałem wtedy, że sprawię bliskim ból. Widziałem chłopaka z aparacikiem i było mi to obojętne, czy robi nam zdjęcia. Gdyby poprosił, przyjęlibyśmy odpowiedniejsze pozy. A tak, jak go teraz spotkam, to dostanie w pysk.

-Kiedyś przyrzekał pan kobiecie: będziemy razem do końca świata. Jak jest dzisiaj z deklaracjami?
-Nic nie mówię. Jestem i zawsze byłem bardzo trudnym partnerem.

-Kocha pan z wzajemnością, żona wniosła trzeci pozew o rozwód i tym razem nie prosił jej pan, jak poprzednio, o wybaczenie.
-Tym razem poddałem się walkowerem.

Rozmowa z Agnieszką Frykowską
-Jesteś wampem. Nie masz już czasami dość takiej opinii o sobie?
-Ludzie wciąż patrzą na mnie przez pryzmat „Big Brothera”. Stałam się symbolem seksu. Mogę to śmiało powiedzieć. Myślę jednak, że wiele udało mi się zmienić i staram się zbudować wizerunek normalnej dziewczyny. Jestem stażystką w dzienniku. Marzę o pracy w telewizji, o aktorstwie. I uprzedzę twoje pytanie, przez łóżko niczego nie będę w życiu załatwiać. Seks jest intymnością, nie walutą przetargową.

-Nie boisz się, że i tak obsadzano by cię wyłącznie w rozbieranych rolach?
-Postanowiłam, że sama zrobię film. Razem z Piotrkiem Boruckim z trzeciej edycji „Big Brothera” przygotowujemy dokument, którego jestem pomysłodawcą, reżyserem. Chciałam pokazać, że nie jestem tylko tamtą dziewczyną z reality. A wszystkim zatroskanym paniom powiem, że naprawdę nie interesuje mnie żadna przypadkowa znajomość. Nie szukam faceta o wyglądzie supermodela, tylko kogoś, na kim mogę polegać.

-Wiesz o tym, że spotykając się z mężczyznami, bywasz powodem karczemnych scen zazdrości, jakie potem robią im ich dziewczyny? Ostatnio gorąco było u Krzysztofa Rutkowskiego.
-Nie wnikam w jego prywatne życie. Robi, co chce. Mam jednak takie zasady: jeśli chodzi o żonatych, zajętych facetów, staram się nie wykraczać z nimi poza relacje koleżeńskie. Potrafię uciąć najwspanialej zapowiadającą się historię. Choć mam świadomość, że niedługo powstanie legenda o tym, jaką jestem harpią i jak to ja uwodzę facetów. A Krzysztof wie, czego chce. Zawsze dobrze ubrany, stukający podkutymi butami, to cały on. Żeby być macho, trzeba się czuć macho, a on jest stuprocentowym twardzielem. Spotykamy się towarzysko, jest moim przyjacielem. Chętnie zwracam się do niego o pomoc. Obydwoje jesteśmy rozpoznawalni i jeśli gdziekolwiek pokazujemy się razem, wychodzi z tego wielkie halo. Nie mamy nic do ukrycia.

-Mężczyźni lubią takie mocne babki jak ty?
-Boją się ich, ale ja nie do końca jestem mocną babką. Czasem rzeczywiście, kiedy przejmuję pałeczkę, faceci uciekają. Jestem dziewczyną z pazurem, a żaden mężczyzna nie lubi być pod pantoflem. Nie mogłabym być, za żadne pieniądze, tylko ozdobą. Nie wyobrażam sobie całkowitego uzależnienia od mężczyzny. Z pewnością nie nadaję się na dziewczynę dla Krzysztofa Rutkowskiego. Jestem bardzo bezpośrednia. Nie potrafię owijać w bawełnę. To może odstraszać. Ale słowo daję, że mam serce.

-Potrafisz powiedzieć prosto w oczy mężczyźnie, że go chcesz?
-Z tym ostatnio jestem ostrożna. Myślę, że w końcu każdy facet jest w stanie ulec.

-Wciąż tylko kokietujesz, jesteś sama?
-Już ponad dwa lata. Czasem ogarnia mnie zwątpienie, myślę: „Boże, mam tyle spraw na głowie! Gdyby tak znalazł się obok mnie ktoś bliski, byłoby łatwiej”. Moja koleżanka mówi: „Jesteś sama, bo przebierasz w tych facetach, jak w zgniłych gruszkach”.

-I nikogo fajnego nie poznałaś?
-Czasem wydaje mi się, że wokół są sami mężczyźni, którzy patrzą na panienkę tylko pod kątem tego, czy można się z nią przespać. Mieć ją na jedną noc, a potem się z tym obnosić.

-Zdarzały ci się takie sytuacje?
-Mężczyźni, którzy nawet mnie nie dotknęli, przyznawali się do bardzo bliskiej znajomości. Taka jest cena popularności, ale nie chcę już dłużej być wyzwoloną Frytką. Chcę być Agnieszką Frykowską, zresztą zawsze nią byłam.

-Czym różni się Frytka od Agnieszki Frykowskiej? Ludzie i tak widzą w tobie wypieszczoną pannę z długimi różowymi paznokciami.
-Tak mogą mnie widzieć osoby zakompleksione i niedowartościowane.

-Pokazałabyś się nieopalona, bez makijażu?
-Nie wyobrażam sobie tego. Ale zaskoczę cię. Z pozoru jestem lalunią, jednak potrafię odnaleźć się w każdej sytuacji. Ale nie będę grzeczną dziewczynką, nigdy nią nie byłam. Seksapil ma się w sobie albo nie. Potrafię być i kobietą drapieżną, i łagodnym barankiem.

-Łagodnego baranka trudno w tobie dostrzec.
-Zobaczy go ta osoba, która będzie najbliżej mnie. Fakt, że teraz jej nie ma. Ale miałam trzy wielkie miłości: Adriana, Jaśka i Dominika. Dwa razy byłam zaręczona, raz miałam wziąć ślub. Ale, jak widać, to nie była jeszcze przeznaczona mi połówka.

-Mama mówi: już czas, żebyś się ustatkowała…
-Tak, a babcia pyta, kiedy będzie bawić moje dzieci.

-Co jej wtedy odpowiadasz?
-Nieprędko. Daję sobie na to jeszcze trzy, cztery lata. Muszę poczuć, że tego chcę. Nigdy nie miałam pełnej rodziny, to dla mnie ważne sprawdzić, jak to jest ją mieć.

-Masz kompleks?
-Obawę. Jaką będę matką, żoną. Nie mam wzorców. Ale w moim domu zawsze było dużo miłości. Pamiętam huczne imieniny i Wigilie z 14 osobami przy stole.

-Bardzo poważnie mówisz o planowaniu rodziny, nie ma mowy o wpadkach?
-Nie, jestem bardzo ostrożna. Nie zdobyłabym się na aborcję i nie chciałabym, żeby cokolwiek zdarzyło się przez przypadek. Ojciec mojego dziecka musi być moim mężem, kochać mnie i być ze mną na dobre i na złe.

-Przeprowadziłaś się do Warszawy.
-Tak. Od niedawna wynajmuję tu mieszkanie, z koleżanką Iwoną Fijałkowską. Poznaję dopiero warszawskie klimaty, ale nie czuję się tu jak ryba w wodzie.

-Jak spędzasz wieczory?
-Robię sobie maseczkę błotną z algami na twarz i czytam Freuda.

-Freuda? Śnisz o czymś szczególnym?
-Ostatnio śnił mi się mój świętej pamięci dziadziuś. Powiedział, żebym się o nic nie martwiła, że jest o mnie spokojny i wszystko mi się w życiu ułoży.

-Chodzisz do wróżki, radziłaś się jej może w sprawach sercowych?
-Ponoć to w stolicy mam znaleźć tego jedynego, ale to jeszcze potrwa. Wierzę w siebie. Na wszystko jest czas i miejsce. Ludzie, którzy myślą, że jestem zimną suką, się mylą.

[Rozmawiała Monika Berkowska, Gala / fot. Super Express]

Poprzedni artykułNastępny artykuł