Z programu „Idol” w Polsacie wynika, że nie „wystarczy być”, żeby robić karierę w świecie popkultury. To dobra lekcja. Pytanie, czy okaże się trwała.
Jeszcze niedawno wydawało się, że „wystarczy być” to jedyna recepta na karierę telewizyjnego idola nowego typu. Przepustką do serc publiczności okazywała się głupia odzywka, zaraźliwy śmiech, w ostateczności rozebranie się pod prysznicem. W programie „Idol” bohaterowie muszą umieć śpiewać, a na dodatek są podpatrywani przez kamerę, gdy przygotowując się do kolejnych programów, wytrwale ćwiczą. Okazuje się, że najbardziej błahy występ musi być poprzedzony pracą. To dobry morał dla młodych Polaków.
Za ten morał można wybaczyć „Idolowi” wiele. Na przykład to, że jest kopią „Idoli” produkowanych w różnych krajach na to samo kopyto. Że wymyślone jest tam wszystko – od skontrastowanych typów jurorów po manierę prowadzącego. Że nie ma pewności, czy to reżyseria nie wpływa na to, kto będzie zwycięzcą. Tym to ważniejsze, że „Idol” to także lekcja psychologii społecznej. Jurorzy ganią i chwalą, ale decyduje publiczność. Jury składa się z ludzi inteligentnych, a jednak popada często w przesadę. Czy dla lepszej dramaturgii, czy dlatego, że część sędziów taka już jest – trudno dociec. Jury ocenia przecież grupę w sumie dość podobnych młodych ludzi. Ani strasznie dennych, ani wybitnych. Usiłując utwierdzić swój autorytet, jurorzy – w pierwszej edycji celował w tym Kuba Wojewódzki, teraz w podobne tony uderzają Maciej Maleńczuk i Robert Leszczyński – przekonują, że mamy do czynienia z kandydatami na wielkich artystów albo z partaczami. To iście gombrowiczowska wojna na miny. Z jednej strony niektórzy jurorzy, aby napiętnować kogoś, kto ma nieco słabszy głos, za to próbuje jechać na dowcipach, nadużywają zaklęć o zagrożonym smaku. Z drugiej, widzowie próbują ukarać zarozumialstwo arbitralnych wyroków, głosując na tych, których jury próbuje utłuc.
Z tych przekomarzanek płynie zaskakujący morał. Uważny widz może zauważyć, jak sprzeczne i kapryśne bywają opinie speców od show-biznesu. Jak niesprawiedliwy i arbitralny to świat – mówiła o tym niedawno dla „Newsweeka” jurorka „Idola” Elżbieta Zapendowska.
[Piotr Zaremba, Newsweek]