Big Brother 3: Bitwa

Rozmowa z Agnieszką Frykowską

Prezentujemy wywiad z Agnieszką Frykowską, jaki został opublikowany na łamach „Vivy”.

-Co straciłaś przez „Big Brothera”?
-Nic nie straciłam. Stałam się bogatsza o pewne doznania…

-To już słyszeliśmy w programie. Nie mów jak nakręcona katarynka.
-Co tak naprawdę straciłam? Może intymność. Złapałam się na tym, że kiedy w pokoju hotelowym byli u mnie koledzy, rozebrałam się przed nimi, idąc do kąpieli. Zrobili duże oczy, ale ze śmiechem uznali, że i tak nic nowego nie zobaczą. Potem przy moim serdecznym przyjacielu Rafim siedziałam w papilotach i z maseczką na twarzy. Nie mam już odruchu zawstydzenia.

-To jest moralne?
-Niemoralna jest sztuczność. Byłam sobą, robiłam to, na co miałam ochotę. Staram się nikogo nie urazić, nie robić nikomu przykrości.

-A twoi najbliżsi? Nie zrobiłaś im przykrości?
-…

-Wszystko jest dozwolone?
-Uważam, że wszystkiego w życiu trzeba spróbować, jeśli się ma na to ochotę. Nie chcę dożyć takiego momenty, że będę stara, spojrzę w lustro i będę czegoś żałowała.

-Obawiam się, że możesz spojrzeć w lustro i pożałować, że właśnie wszystkiego już spróbowałaś. Naprawdę warto wszystkiego spróbować?
– No, może nie uprawiałabym seksu dla pieniędzy. Nie zagrałabym w filmie pornograficznym.

-Ale właśnie to zrobiłaś.
-Nie zrobiłam tego na rozkaz. Robiłam to dla przyjemności.

-Za 50 tysięcy złotych wiele można sobie wmówić.
-W filmie pornograficznym wybierają mi partnera, a tu ja sama go wybrałam. Feromony zadziałały.

-I ani razu nie zapaliła ci się czerwona lampka: „Frytka nie rób tego, bo babcia patrzy”?
-Nie chciałam zranić najbliższych. Oni mnie kochają bez względu na wszystko. Za to, że jestem.

-Nie udawaj. Zraniłaś ich.
-Wiem, że babcię spotkały niemiłe komentarze ze strony sąsiadek. Była nauczycielką, pedagogiem szkolnym. Ma 65 lat. W czasach jej młodości kobiety używały buraków zamiast różu i udawały, że seks nie istnieje. Ale on istnieje i dotyczy nas wszystkich. Wszyscy to robimy. Nie wszyscy jednak czerpią z niego radość i dlatego mnie krytykują.

-Jaki był pierwszy telefon od mamy?
-Krzyknęła w słuchawkę: „Zrobili z ciebie szmatę”.

-I?
-Jakbym dostała głowę. Pierwsza myśl: „Boże, zostałam sama. Muszę sobie sama radzić”.

-Tłumaczyłaś się?
-Odłożyłam słuchawkę. Mam świetnych znajomych, którzy są ze mną.

-Oni ci jej nie zastąpią.
-Zadzwoniłam do niej następnego dnia. Powiedziałam, że chcę wiedzieć na czym stoję, gdzie mam wracać. Ucieszyła się. Przyznała, że dała się ponieść emocją.

-Kiedy się przestraszyłaś, że poszłaś za daleko?
-Po awanturze z Kenem. Był dziwny. W dzień mnie upokarzał, a w nocy się kochaliśmy. Więź była nam potrzebna.

-Jaka więź?!
-Masz rację. Nie byliśmy w sobie zakochani. Oj, po prostu miałam na to ochotę i sobie to wzięłam.

-Kto tu kogo wykorzystał?
-Ludzie zawsze uważają, że to mężczyzna wykorzystuje kobietę.

-Warto było spędzić noc z nim i zranić najbliższych?
-Tak. Nie zostawiłam na zewnątrz narzeczonego, męża, dzieci. Jestem sama i odpowiadam za siebie.

-Jesteś zepsuta?
-Trudne pytanie… Nie, raczej jestem naturalna. Ale o co ci właściwie chodzi? Mam atrakcyjne ciało, często opalam się topless. W domu z narzeczonym często chodziliśmy nago, znaliśmy swój zapach, dotyk.

-Kim był narzeczony?
-Sędzią piłki nożnej. Kochałam go mocno, a on umiał to wykorzystać. Dałam paluszek, a on chciał całą rękę. Utrzymywałam tego faceta.

-Zostawiłaś go?
-Myślę, że to jest największa porażka w moim życiu. Było mi bardzo trudno od niego odejść. Bardzo go kochałam. Byłam jednak tym zmęczona. Utrzymywać dom, wyżywić się i ubrać nie jest tak łatwo.

-Czuję, że musiało chodzić o coś jeszcze.
-Czasami używał siły. Lecz spędziłam z nim najpiękniejsze chwile życia. Stanowiliśmy jedność. Moja szefowa z salonów telefonów komórkowych dostawała szału, bo potrafiłam rozmawiać z klientem, a w drugiej słuchawce miałam Dominika.

-Uzależnienie?
-Ciągle powtarzał, że musi mnie dotknąć, poczuć, bo zwariuje. Jeśli chodzi o zbliżenia intymne, to nigdy w życiu nie czułam czegoś takiego. Byliśmy jednym ciałem. Nie musieliśmy nic mówić.

-Kiedy zaczęło się psuć?
-Kiedy stracił pracę. Byłam o niego tak zazdrosna, że pozwoliłam, żeby siedział w domu. Kiedyś zimą wyszedł na pocztę. Nie było go 10 minut. Wybiegłam za nim. Padał śnieg, zaspy. Wpadłam na niego zapłakana. Przerażony wziął mnie na ręce i zaniósł do domu. Byłam w piżamie.

-Jak można coś takiego zmarnować?
-Przestaliśmy się rozumieć. Przekroczyliśmy barierę. Zaczęliśmy źle myśleć o sobie – i poleciało. Z nudów mu się w głowie pomieszało.

-Od tej pory żyjesz już inaczej?
-Jestem nieufna. Dlatego to, co się stało z Kenem, nie za bardzo mnie dotknęło. Ja już się sparzyłam na mężczyźnie.

-Nie rozumiem?
-Więcej się nie zaangażuję. Stawiam na zabawę i przyjemność. Ken też był zraniony. Jego problem polega na tym, że on mści się na kobietach, tak jak ja na facetach. I ja go rozumiem. Chciał mnie uwieść, żebym ja nie zdążyła tego zrobić. Kto pierwszy, ten lepszy, ten dyktuje warunki. Potem trzeba szybko porzucić.

-Idziecie do łóżka, bo bierzecie odwet za porażki w miłości? Seks jako zemsta?
-My pokazaliśmy światu, jak można się pozornie otworzyć. Myśmy się ukryli w tym seksie. Udawaliśmy luzaków, którzy z łatwością idą ze sobą do łóżka. Oboje rozebraliśmy się, ale tym bardziej ukryliśmy uczucia. Kamery i tak nie pokazały tego najważniejszego, co jest w nas. Naszych ran, lęków. Seksem można bardzo kłamać. Ken stworzył wizerunek macho, żeby nikt nie mógł dotrzeć do jego wnętrze. I ja to odkryłam.

-To samo można powiedzieć o tobie.
-Tak.

-Nie boisz się, że twój przyszły mąż będzie już zawsze pamiętał, że pół Polski widziało Cię nagą?
-Jeśli będzie chciał być ze mną, to zaakceptuje mnie taką, jaką jestem.

-Masz na nazwisko Frykowska. Wiedziałaś, że stając się osobą publiczną będziesz musiała mówić o bolesnych sprawach twojej rodziny.
-Liczyłam się z tym, ale nie sądziłam, że sprawa nabierze takich obrotów.

-Nie zgrywaj naiwnej. Nazwisko miało ci pomóc.
-Nikt przy selekcji nie wiedział, kto to jest Wojtek albo Bartek Frykowski. Poza tym z rodziną Frykowskich nie utrzymuję bliższych kontaktów. Jedyną naszą wspólną rodzinną imprezą był pogrzeb ojca.

-Jak zapamiętałaś ojca?
-Bartek nas zostawił, kiedy miałam trzy latka. Mama zawsze mówiła, że był jej jedyną miłością. Po rozwodzie została bez środków do życia i musiała wyjechać z kraju. Robiła to, co Polacy robili wtedy za granicą, czyli pracowała na czarno.

-Jak się poznali?
-Mój dziadek, Wojtek Frykowski, mógł być ojcem mojej mamy, ale został ojcem mojego taty. Zanim poznał swoją przyszłą żonę Ewę podrywał wiele dziewczyn. Między innymi Jadwigę – moją drugą babcię. Przyjechał nawet kiedyś do niej na bal maturalny. Był bardzo zamożny, a babcię to krępowało. Onieśmielał ją. Nie wierzyła w jego uczucie. Później babcia wyszła za dyrektora szkoły i urodziła się moja mama. W tym czasie Wojtek Frykowski poślubił Ewę. Z tego związku narodził się Bartek. Kiedyś obie pary spotkały się na Piotrkowskiej w Łodzi. A w wózeczkach byli moja mama i mój tata.

-Dlaczego ojciec odszedł?
-Nie wiem. Nigdy o to nie pytałam. Pewnego dnia ktoś mnie potrącił w pubie. Chciałam przekląć i stanęłam jak wryta. To był mój ojciec. Od razu wiedziałam, że to on. Złapał mnie za płaszcz, wyciągnął z knajpy, krzyczał, co ja robię o tej porze w knajpie. Zaśmiałam mu się w twarz. Potem poszliśmy na kolację.

-Wcześniej nie zdobył się na telefon do was?
-Nie, ale ja podświadomie do szukałam. Kiedyś zaczęłam gonić obcego faceta. Babcia powiedziała, że mam urojenia, więc zapomniałam o sprawie. Później okazało się, że ojciec mieszkał w Łodzi, jedno osiedle dalej.

-Był ci jeszcze potrzebny?
-Chciałam zobaczyć, jak to jest mieć ojca. Chciałam mu powiedzieć, że założę rodzinę. Pokazać, jaką jestem fajną córką. Ale stała się tragedia. Nie sądziłam, że to tak mocno przeżyję, bo nie miałam z nim przecież mocnej więzi.

-Rozmawiałaś z ojcem o dziadku?
-Nigdy. Miał dziewięć lat, kiedy dziadek został zamordowany. Wiem, że Wojtek Frykowski zawsze chciał mieć wnuczkę.

-O co byś go zapytała, gdyby tu był z nami?
-Co o mnie sądzi. On by mnie zrozumiał. Sam był nieźle odjechany. Może by powiedział tym wszystkim dziennikarzom: „Co wy wiecie o życiu?”.

-Śni ci się ojciec?
-Tak. Raz. Powiedział, że jest mu naprawdę dobrze tam, gdzie jest teraz.

-Jesteś wierząca?
-Tak, ale niepraktykująca.

-Wyspowiadasz się z tego co zrobiłaś?
-Kiedyś tak. Ale nie wiem czy dostanę rozgrzeszenie. Bo nie powiem, że tego żaluę. Bóg jest, modlę się codziennie do niego. Wspiera mnie. To On jest moim Ojcem.

-Czego wstydzi się Agnieszka Frykowska?
-Agnieszki Frykowskiej. Tego, co zobaczyło pięć milionów osób. Ale dalej nie będę.

-Co teraz czujesz?
-Czuję się samotna. Flesze zgasły. Dużo hien. Niejasna sprawa z mamą.

-Chce ci się płakać?
-Dotarło do mnie, że nie będzie tak kolorowo… Wiesz co? Pamiętam, jak któregoś wieczora siedzieliśmy z Kenem sami w Domu Wielkiego Brata. Każde z nas gładziło własną rękę. Każde szeptało do siebie: „Biedny Ken, biedna Frytka…”.

[Viva]

Poprzedni artykułNastępny artykuł