Big Brother, Big Brother 3: Bitwa

Brenas przyjacielem… Gulczasa!

Oto wywiad z Piotrem Gulczyńskim – uczestnikiem pierwszej edycji „Big Brother”, z którego dowiadujemy się, że Piotr jest przyjacielem Wojtka Bernackiego.

-Czy zmieniło się twoje życie od czasu wyjścia z „Big Brother”?
-Moje życie nigdy nie było nudne, jednak od czasu programu nabrało jeszcze większych barw. Tak naprawdę jest super. Na każdym kroku jestem rozpoznawany i mile przyjmowany przez swoich sympatyków, których mi nie brakuje. Do tego dochodzą jeszcze profity finansowe.

-Zagrałeś w filmie, widać cię w reklamie…
-Zaraz po wyjściu z programu miałem wizję własnego produktu. To znaczy piwa „Gulczas”. Teraz pracuję nad jego dystrybucją. Co do filmu, to nie jest on jakiś tam górnolotny, ale można się pośmiać.

-Czy już wcześniej mówili na ciebie Gulczas?
-To moja ksywa od 15 roku życia.

-Oglądasz trzecią edycję „Big Brother”?
-Tak!

-Czy dogadałbyś się z ludźmi, którzy teraz walczą o główną nagrodę?
-Takiego przyjaciela jak Klaudiusz nie znalazłbym w żadnej edycji programu. A ludzie, którzy teraz siedzą w Domu Wielkiego Brata są bardzo dziwni. Nikt nie chce wygrać pieniędzy! Wszyscy się stawiają, unoszą honorem. Bez sensu…

-Ale twój przyjaciel „Brenas” (Wojtek Bernacki z Poznania) też sobie poszedł…
-Ja go rozumiem, bo to miała być prawdziwa bitwa: krew, pot i łzy. Dla mnie te wszystkie turnieje są prosto z przedszkola. Ani krwi, ani łez, tylko trochę potu. „Brenas” zaczął się nudzić i stwierdził, że ma wszystko w dupie.

-Utrzymujesz kontakt ze współmieszkańcami Domu Wielkiego Brata?
-Prywatny tylko z Klaudiuszem. Z całą resztą widuję się przy okazji spotkań i jakichś tam balików. Przez prawie 90 dni, jakie tam spędziłem, wszyscy zdążyliśmy się poznać jak łyse konie. Dlatego po wyjściu nikt mnie nie zaskoczył ani pozytywnie, ani negatywnie. To niemożliwe, by przez tyle dni grać. Chyba że ktoś jest profesjonalnym aktorem albo genialnym psychologiem.

-Dlaczego denerwowała cię Alicja?
-Ja do niej nic nie mam. Bardzo się lubimy, dzwonimy do siebie, składamy życzenia na urodziny. Po prostu nie nadawaliśmy na tej samej fali. Ala nie potrafiła zajarzyć mojego żartu i to mnie wkurwiało. Teraz nic złego nie mogę o niej powiedzieć. Mieszkamy od siebie 300 kilometrów i widujemy się bardzo rzadko.

-Masz powodzenie u kobiet?
-Mam, ale to nic nowego. Zawsze miałem. Zresztą ja już wybrałem swoją drogę życiową z Pauliną. A to, że wiele dziewczyn chciałoby mnie bliżej poznać? To chyba nic złego, nie?

-Ostatnio można cię oglądać w duecie z Małgorzatą Ostrowską…
-Fanem Gosi jestem od początku lat 80-tych i nigdy w życiu nie przypuszczałem, że będę z nią śpiewał na scenie. To raczej taka zabawa. Nigdy nie byłem dobrym wokalistą i pewnie nie będę. Ale podobno do rocka najbardziej potrzebne jest serce. A ja to serce mam. Dlatego przymierzam się do nagrania własnej płyty. Prywatnie Gosia jest żoną mojego brata.

-Jeździłeś kiedyś żukiem?
-Pewnie!

-I co, fajnie?
-Nie! A propos reklamy, w której mówię o żuku i klepię po brzuszku teściową. Tego w scenariuszu nie było. Tekst, wymyślony przez reżysera był tak nudny, że postanowiłem wymyślić swój. Gadałem głupoty, a potem okazało się, że to one się bardziej nadają. Kolejne reklamy będą jeszcze lepsze. Mam trochę pomysłów. Może udami się także napisać jakiś śmieszny scenariusz do filmu…

-Płacisz mandaty za szybką jazdę na motocyklu?
-Jeżdżę dość dynamicznie, ale nigdy po pijanemu. Zazwyczaj mój kontakt z policjantami kończy się co najwyżej na ostrzeżeniach…

-Zdarzyło się, że ktoś cię nie rozpoznał?
-W pewnej firmie chciałem załatwić ważną sprawę. Myślałem, że popularność mi w tym pomoże. Poznali mnie niemal wszyscy: i portierka, i sekretarka, tylko pani prezes zapytała: „Kto to?”.

Poprzedni artykułNastępny artykuł