Idol

Polsat pokaże „Idola”

Polsat zamierza wyprodukować polską wersję brytyjskiego programu „Pop Idol”.

Nowa produkcja daje widzom możliwość śledzenia na żywo całego procesu kreowania gwiazd. Najpierw w całym kraju trwają długie przesłuchania, podczas których są wyłaniani kandydaci o jakichkolwiek predyspozycjach muzycznych – potrafiący śpiewać, tańczyć czy grać na jakichś instrumentach muzycznych. Następnie grono talentów jest zawężane – w przypadku brytyjskiego pierwowzoru, który nazywa się „Pop Idol”, do 50 osób. Nagrodą dla najlepszego jest kontrakt płytowy z koncernem fonograficznym z „wielkiej piątki” (EMI, Sony Music, BMG, Universal Music czy Warner Music) i kariera na scenie.

To wciąga
Właścicielem tego formatu jest brytyjska spółka FremantleMedia, która jeszcze do niedawna nazywała się PearsonTV. To telewizyjne ramię koncernu Pearson Group, wydającego m.in. słynny dziennik „Financial Times”. W Wielkiej Brytanii na zwycięzcę „Pop-idol” czeka kontrakt z wytwórnią BMG. Nazwa polskiej edycji programu jeszcze nie jest ustalona. Piotr Fajks, dyrektor handlowy stacji Polsatu nie chce wdawać się w szczegóły. – Przyznam jedynie, że „Pop Idol” jest jednym z nielicznych przypadków, gdy po obejrzeniu kasety demonstracyjnej, natychmiast poprosiłem o następne – wyznał Fajks.

Produkcją tego programu w Polsce ma się zająć FremantleMedia wraz z Polsatem. W stacji Zygmunta Solorza przyznają, że program nie należy do najtańszych. Wystarczy pomyśleć o pierwszym etapie selekcji, kiedy trzeba zorganizować w terenie próby na zawodowym sprzęcie dla tysięcy osób. Do tego – podobnie jak w przypadku „Big Brothera” – trzeba zapłacić za licencję, oraz opłacić pobyt wybrańców w hotelu. W „Pop Idol” dochodzą do tego rachunki za pracę zawodowych muzyków, choreografów, operatorów dźwięku, innymi słowy wszelkiej maści zawodowców z uczestnikami programu. – Po raz pierwszy Polsat tworzy taki produkt i kieruje go do widowni wielkomiejskiej. Stąd koszty są proporcjonalnie wyższe niż do tej pory – tłumaczy enigmatycznie Piotr Fajks, handlowy szef Polsatu. Zdradza natomiast, że przesłuchania kandydatów zaplanowano na luty, a emisję – na wiosnę przyszłego roku.

Fakt przygotowywania polskiej edycji „Pop Idola” potwierdza Piotr Radzymiński z Fremantle Polska. – Obecnie dogrywamy ostatnie szczegóły – mówi. – Polska wersja programu nie będzie idealną kopią brytyjskiej, wprowadzimy nasze lokalne innowacje, żeby uczynić program atrakcyjniejszym dla polskiego widza. Fremantle Polska jest znaną na polskim rynku firmą. Jeszcze jako Pearson Television produkowało, współprodukowało lub sprzedawało licencje na wiele programów telewizyjnych m. in. „Śpiewające fortepiany” (TVP1), „Ananasy z naszej klasy” (TVN) czy „Familiadę” (TVP2). Produkcję muzyczną i część oprawy promocyjnej zapewni wytwórnia muzyczna BMG/Zic Zac. – To nasz oczywisty partner, ponieważ jesteśmy z nimi powiązani kapitałowo na świecie – tłumaczy Radzymiński. Samo BMG nie potrafiło jeszcze potwierdzić tej informacji.

Polsat kontratakuje
Walka, którą stoczy polski „Pop Idol” z konkurencyjnymi programami będzie ciężka. – Jeden program nie zmienia telewizji, ale kierunek jest jasny: inwestycje w sprawdzone zachodnie formaty. To bardzo dobrze, bo jeśli porównamy oglądalność stacji Solorza w wielkich miastach na tle TVP czy TVN, to widać, że ma tu mniej o jakieś 30 proc. od swojej konkurencji. To osłabia jej pozycję w negocjacjach z reklamodawcami. W czasach recesji na rynku reklamowym firmy zawężają swoje zainteresowanie właśnie do grup wielkomiejskich, które lepiej zarabiają i mają więcej do wydania – tłumaczy Tomasz Englert, dyrektor generalny domu mediowego MediaCom. Zastrzega jednak, że bardzo dużo będzie zależało od wykonania, które w przypadku takich produkcji, jak np. „Dwa Światy” czy „Amazonki” pozostawiało wiele do życzenia. Jego zdaniem efekt polskiej premiery „Big Brother” będzie bardzo trudno powtórzyć. – TVN spił śmietankę nowatora. Ale każdy format się zużywa i „Big Brother” nie jest wyjątkiem. Jeśli „Pop Idol” zderzy się z „Wielkim Bratem” w czasie, to niewykluczone, że nowy program będzie lepszy od starszego – uważa Englert. Polska premiera słynnego w całym świecie reality show pochłonęła widzów bez reszty. Odbiło się to na oglądalności – a co za tym idzie – na wpływach reklamowych wszystkich stacji. Antidotum Polsatu w postaci „Dwóch Światów” nic nie dało. Drugie wydanie „Wielkiego Brata” ustabilizowało ten sukces.

Ile zarobił drugi „Big Brother”?
Program nie generował już tak wielkiej widowni, jak poprzednio, ale wciąż dawał stacji Walterów dominującą pozycję w dużych miastach o wieczorowej porze najwyższej oglądalności (tzw. prime-time). A pasmo to daje stacji telewizyjnej 80 procent jej przychodów reklamowych. Według danych AGB Polska finał „Big Brother 2” zebrał przed telewizorami 6,4 mln osób. To oczywiście o dwa miliony mniej niż w pierwszej edycji, ale z drugiej strony – o tyle samo więcej niż w przypadku otwarcia poprzednich Mistrzostw Świata w piłce nożnej we Francji. Zatem ten wynik nie jest do pogardzenia. TVN nie zdradza na razie danych o wpływach z tytułu SMS-ów, sponsoringu, serwisu internetowego czy sprzedaży gadżetów. Jednak – według AGB Polska – do 9 grudnia stacja zainkasowała 116,3 mln zł z tytułu reklam emitowanych przy „Big Brother”. To już o 8,5 mln więcej niż przy pierwszej edycji. A trzeba pamiętać, że koszty produkcji drugiego wydania są znacznie niższe. Licencja Endemol Neovision jest opłacona, Dom w Sękocinie już stoi, podobnie zresztą, jak całe techniczne zaplecze służące do realizacji programu.

[Gazeta Wyborcza]

Poprzedni artykułNastępny artykuł