– „Kuchenne rewolucje” to był jeden wielki czeski film. Nikt nie wiedział, co się wokół dzieje. Przyjechali na pięć dni, wykorzystali nas jak małpki i zrobili sobie naszym kosztem cyrk wyemitowany w telewizji – opowiedział o kulisach programu Tomasz Kozibąk z Lędzin.
Tomasz Kozibąk z Lędzin zdradził kulisy powstawania „Kuchennych rewolucji”. Jego restauracja „Feniks” chyliła się ku upadkowi. Knajpa istniała od 2013 roku i już od samego początku szło nie najlepiej. Miesięczny koszt utrzymania restauracji wynosił około 10 tysięcy złotych, za remont Kozibak zapłacił 30 tysięcy. Wszystko na kredyt. Decyzja o zgłoszeniu się do programu nie była łatwa. Właściciel chciał poradzić sobie z problemami sam.
– Na początku szukałem innego sposobu. Robiliśmy dyskoteki dla młodzieży, imprezy karaoke albo potańcówki w stylu lat 70. i 80. Próbowaliśmy też swoich sił w cateringu. Niestety, nic nie przynosiło efektów, pojawiła się frustracja. Pojechałem do pracy w Niemczech w charakterze opieki dla osoby starszej. To była niewidoma 90-latka, bez ręki, z demencją. Potrzebowała całodobowej opieki. To było trudne wyzwanie, miałem dosłownie dwie godziny przerwy w ciągu dnia na złapanie oddechu. Ze stresu w ciągu nieco ponad miesiąca schudłem 6 kilogramów – powiedział właściciel restauracji w rozmowie z Serwislokalny.com.
Kiedy skończyły się pomysły na ratowanie interesu, Kozibąk poprosił o pomoc Magdę Gessler. – Widziałem, że restauracje po „Kuchennych rewolucjach” jakoś funkcjonują, więc postanowiłem spróbować. Nie zależało mi na żadnych kokosach, ale żeby przynajmniej zacząć wychodzić na zero: móc na bieżąco spłacać kredyt, opłacać pracowników i mieć parę groszy dla siebie.
Twierdzi, że współpraca nie wyglądała tak, jak to sobie wyobrażał. – Wiedziałem, że będzie mi wyrzucać jakieś błędy i że będzie momentami ostro, byłem na to przygotowany. Liczyłem, że później jakoś się poukłada. Wierzyłem, że rzeczywiście jest tak, jak pokazują w telewizji. Jeszcze przed przyjazdem ekipy filmowej śmialiśmy się z pracownikami: w pierwsze dwa dni będzie wojna, na trzeci dzień będziemy się godzić, a w czwarty to już całować.
Rzeczywistość, według Kozibaka, okazała się jednak całkiem inna. – „Kuchenne rewolucje” to był jeden wielki czeski film. Nikt nie wiedział, co się wokół dzieje. Przyjechali na pięć dni, wykorzystali nas jak małpki i zrobili sobie naszym kosztem cyrk wyemitowany w telewizji.
Właściciel twierdzi, że ekipa „Feniksa” czekała w pełnej gotowości na pojawienie się Gessler ponad 8 godzin. – Była wulgarna, skakała po tych naszych lożach, piszczała i krzyczała. Nie wszystko pokazali w telewizji. Jej zachowanie to była jedyna rzecz o której w telewizji nie kłamią: ona rzeczywiście jest taka chamska, jak ją pokazują. I mówię to z pełną premedytacją. Wcześniej jeszcze myślałem, że wiadomo, przed kamerami pokrzyczy i tak dalej, ale poza kamerami będzie można z nią normalnie porozmawiać. Nie dało się, nie było z nią kontaktu prywatnie. Ja próbowałem i moi pracownicy próbowali, nic z tego – mówi.
– W restauracji „Feniks” (po rewolucji „Modra Pyza”) są aż trzy sale. Reżyserka wybrała jednak jedno pomieszczenie barowe, gdzie klienci przychodzili posiedzieć przy alkoholu. W programie pokazali jakby cała nasza restauracja to była tylko ta jedna mała pipidówka. Wybrali najmniej reprezentacyjne pomieszczenie, żeby pokazać jak największy efekt push-up jak najniższym kosztem. Ta sala była najmniejsza, więc najłatwiej było ją zrobić – wystarczyło wyrzucić stare loże, dać cztery nowe stoły, kilka krzeseł i pomalować – opowiada Kozibak.
– Nie pokazywali też rzeczy kompromitujących Magdę Gessler. Podała nam przepis na gołąbki, a później nas opieprzyła, że się rozwalają. Ja jej powiedziałem: pani Magdo, ale to jest według pani przepisu. Tego nie było w programie. Zupełnie też inaczej było z tą galaretą, z roladami, ze skręconą kostką kelnerki. Długo by wymieniać.
Kozibąk niemile wspomina także moment, w którym Gessler kazała jemu oraz pracownikom restauracji zjeść zgniłe ogórki. – Kazała nam wpierdalać ogórki. Zostały one kupione tego samego dnia w sklepie niedaleko restauracji. Ja miałem jakiś zgniły ogórek i wyrzuciłem go do śmietnika. Ona kazała mi go wyjąć, wypłukać i zjeść. Inaczej odejdzie i nie będzie rewolucji – opowiada bohater „Kuchennych rewolucji”.
Właściciel restauracji twierdzi, że twórcy programu dopuścili się mobbingu. Według niego rewolucja zrobiona była na potrzeby jak najbardziej kontrowersyjnego show i twórców nie interesował los knajpy. Ta zresztą upadła. – Zaraz po tym jak pojechała ekipa filmowa, zrobił się w restauracji większy ruch, ale jeszcze niewystarczająco. Lepiej było po emisji programu w listopadzie. Niestety takie zainteresowanie trwało zaledwie dwa tygodnie, później znowu wszystko wróciło do stanu sprzed „Kuchennych rewolucji”. 23 grudnia to był ostatni dzień, kiedy lokal był czynny. Teraz kończę rozprawiać się z formalnościami administracyjnymi, a jutro wieczorem jadę do pracy za granicę. Dostałem etat w czterogwiazdkowym hotelu, mam nadzieję dzięki pracy za granicą spłacać kredyt i jakoś się odbić – mówi Kozibak.
Stacja TVN wydała już oficjalne oświadczenie w sprawie informacji, które przekazał mediom Kozibak. – Przeprowadzenie zmian w funkcjonowaniu restauracji wymaga dyscypliny, ponieważ zadanie i czas, jakim dysponuje Magda w programie jest ściśle określony – w każdym odcinku są to 4 dni. Tak też było w trakcie rewolucji restauracji „Feniks”, której właścicielem jest Pan Tomasz Kozibąk. Magda Gessler zrobiła wszystko, żeby wskrzesić biznes Pana Tomasza oraz przekonać właściciela do świeżego i dobrego jedzenia i zmienić na lepsze nie tylko wygląd restauracji, ale także jego rozumienie odpowiedzialności, która spoczywa na restauratorze. Podczas kontrolnej wizyty, potrawy okazały się dalekie od polecanych przez nią standardów. Mimo to Magda dała restauratorowi bardzo duży kredyt zaufania, usprawiedliwiając go młodym wiekiem i brakiem doświadczenia, ale wierzyła, że będzie ciężko pracował na swój sukces naprawiając popełnione błędy. „Kuchenne rewolucje” są obecne na antenie TVN od 8 sezonów, a zasady programu pozostają niezmienne. Tak było i w tym przypadku – czytamy w oświadczeniu biura prasowego stacji TVN.