Kid Nation

„Kid Nation” – dobry przykład czy zły przykład?

40 dzieci przez 40 dni żyjących bez wygód w miasteczku na pustyni, bez wyraźnej superwizji dorosłych. Oto „Kid Nation” – jeden z najbardziej kontrowersyjnych reality shows.

Moralne czy niemoralne? Dobre czy złe? Kaja Szafrańska z vortalu Popcorner.pl przedstawiła kilka subiektywnych uwag na temat programu „Kid Nation”.

Program, emitowany jest od 19 września. Jeszcze zanim powstał wywołał wiele kontrowersji. Przyrównywano go do współczesnego „Władcy much” – powieści Williama Goldinga. Ta uznana za jedną z najbardziej pesymistycznych w historii książka opowiada smutną historię rozbitków – dzieci zamożnych rodzin wyrzuconych na brzeg bezludnej wyspy. Golding opisał w niej jak niedojrzali chłopcy podejmują próbę zbudowania małego społeczeństwa i tego jak szybko zamieniają się w zdziczałych morderców. Książka Goldinga doczekała się kilku ekranizacji.

Ale produkcję CBS z „Władcą much” łączy tak naprawdę tylko młody wiek bohaterów. W Kid Nation 40 dzieci w różnym wieku, między 8 a 15 rokiem życia, trafia do opuszczonego miasteczka Bonanza w stanie Nowy Meksyk. Przez 40 dni mieszkają tam same, bez nadzoru dorosłych. Same się sobą opiekują, prowadzą kuchnię, sklepy. Tworzą małą dziecięcą demokrację i rywalizują ze sobą. W programie występują dzieci różniące się pochodzeniem etnicznym, zamożnością, wiekiem, inteligencją. Są dzieci z miasta i dzieci farmerów, dzieci rozpieszczane i takie, które na co dzień opiekują się rodzeństwem. Jedne są bystrzejsze, inne silniejsze. Jednym słowem – przekrój społeczny.

W Bonanza City dzieci muszą poradzić sobie same, bez dorosłych. Pracują (np. sprzedają w sklepie), zarabiają, dzielą się na klasy społeczne (to się zmienia w zależności od efektów ich działań). Wybierają liderów i na koniec każdego odcinka nagradzają najbardziej zasłużoną osobę złotą gwiazdą wartą 20 tys. dolarów. Takie gwiazdy trafiają do rąk tych, którzy najbardziej przysłużyli się wspólnocie.

Bohaterowie programu (…) wyglądali tak jakby naprawdę się czegoś uczyli. Te dzieci „zachodniej cywilizacji”, które na co dzień otoczone są gadżetami, rozrywką i plastikowym jedzeniem, muszą przetrwać w surowych warunkach. Na początku odcinka okazuje się na przykład, że żadne z nich nie umie gotować. Nawet piętnastolatkowie. W końcu znajduje się jedna dziewczynka, która potrafi zrobić jedzenie dla całej grupy i to ona zostaje nagrodzona złotą gwiazdą.

Wszystkie dzieci za udział w programie dostały po 5 tys. dolarów (wywołało to dyskusję, czy suma nie jest zbyt mała). No i niektóre dostały wymarzoną złotą gwiazdę. Technicznie program zrealizowazny jest naprawdę efektownie. Odcinek trzyma w napięciu. Show jest świetnie filmowane i dynamicznie zmontowane (trochę jak „Fear Factor”), a ścieżka dźwiękowa przyprawia czasem o dreszcz ekscytacji. Wciąż coś się dzieje, choć w fabule wyczuwa się niepokojącą sztuczność. Nienaturalny jest zwłaszcza prowadzący Jonathan Karsh, którego przesadnie entuzjastyczna postawa wobec zmęczonych, głodnych i sfrustrowanych dzieci delikatnie mówiąc – irytuje.

Przejdźmy teraz do kontrowersji. Prócz złośliwego porównywania „Kid Nation” do książki Goldinga, przeciwnicy programu postawili kilka naprawdę poważnych zarzutów, jak na przykład to, że umowy jakie podpisali rodzice uczestników programu ze stacją CBS były nie do końca zgodne z prawem, a tzw. „odejście na życzenie” o jakie poprosić mogło każde z dzieci powodowało, że dziecko traciło wszystkie pieniądze jakie w czasie programu otrzymało. Cała odpowiedzialność za zdrowie psychiczne i fizyczne dzieci leżała po stronie rodziców, którzy jednocześnie w trakcie zdjęć nie mieli na nie praktycznie żadnego wpływu. Ponadto stacji CBS zarzucono, że chce zarabiać na dzieciach, a konkretnie na manipulacji nimi. Żyjące w trudnych warunkach, bez kontaktu z rodzicami, zmęczone, brudne, zestresowane, zachowywały się tak, jak życzyli sobie tego producenci programu. Obszerny artykuł na ten temat opublikował m.in. „New York Times”, zapowiadając, że ze strony rodziców szykują się sądowe pozwy przeciw stacji CBS. Podczas realizacji programu kilkoro dzieci uległo wypadkowi (wypiło żrącą substancję), jedna z dziewczynek poparzyła się podczas gotowania. Wygranie ewentualnego procesu ze stacją CBS będzie jednak trudne, bo ujawnienie przed sądem tego, co stało się dzieciom będzie jednocześnie złamaniem restrykcyjnej umowy milczenia podpisanej przez rodziców z CBS. Reality show wywołało prawdziwą burzę w opiniotwórczych amerykańskich mediach. Prócz wspomnianego „New York Times’a” w dyskusji udział wziął m.in felietonista „Variety” Brian Lowry, który napisał: „Takie programy są dużo mniej okropne, niż telewizje chcą je przedstawiać. Ale zostawiają w psychice, zwłaszcza dzieci, mocne ślady. Producenci i szefowie telewizji powinni sobie zadać proste pytanie: Czy chcieliby, by ich dzieci w czymś takim brały udział?”.

Na portalu MSNBC, po premierze programu znalazło się kilka pochwał pod adresem dzieci występujących w show oraz uwaga skierowana w stronę krytyków: „Te dzieci potrzebują oczywiście nadzoru dorosłych, ale udowodniły, że nie powinny być tak infantylizowane jak próbowali je pokazać liczni krytycy programu, jeszcze przed jego wejściem na antenę. Krzyczeli oni, że takie małe dzieci nie powinny pracować i gotować bo mogą zrobić sobie krzywdę i najchętniej trzymaliby je pod kloszem aż do pełnoletniości”.
Niezależnie od cząstkowych ocen programu (czy dzieci podołały zadaniom, czy program jest dobrze zrealizowany), we wszystkich wypowiedziach na temat „Kid Nation” powtarza się jeden zarzut: dzieci wykorzystano, robiąc z nich medialny eksperyment. Tylko dlaczego do tego doszło?

(…) W całej tej awanturze o „Kid Nation” problem leży znacznie głębiej, niż tylko w nieuczciwym producencie, czy stresie jakiemu poddane zostały dzieci. Bo nie jest to pierwszy przypadek, kiedy dzieci zostają wykorzystane przez show business. Czy media nie zarabiają na nich od lat w takich programach jak np. „Dzieciaki z klasą” czy „Mały geniusz”, gdzie wyuczone jak papugi kilkulatki recytują encyklopedie, niejednokrotnie realizując tym samym przerośnięte ambicje swoich rodziców? Czy nie widzimy na co dzień chorych dzieci, cierpiących dzieci, płaczących dzieci, biednych dzieci – w wiadomościach, programach reporterskich? Bo to się najlepiej sprzedaje. CBS nie pokazuje niczego nowego – jedyna różnica to inny format, czyli reality show. Co jest groźniejsze: pokazywanie 40 dzieci w „Kid Nation” czy wytapetowanych sześciolatek z trwałą ondulacją na konkursie piękności?

Setki tysięcy amerykańskich mam prowadza swoje dzieci na castingi, żeby zrobić z nich gwiazdy. Britney Spears, Drew Barymoore czy Lindsay Lohan to tylko przykłady gwiazd, które od małego pracowały na swoją popularność (i zapłaciły wysoką cenę). Dzieci w USA są od lat z premedytacją eksploatowane w przemyśle rozrywkowym. A prym wiedzie Hollywood.

Pretensje do stacji CBS za to, że zrealizowała program, są z pewnością w dużym stopniu uzasadnione, ale nie należy zrzucać na nią całej odpowiedzialności. Programy takie jak „Kid Nation” nie powstawałyby, gdyby nie było na nie zapotrzebowania widowni. Gdyby ludzie ich nie oglądali, a przede wszystkim, gdyby brakowało chętnych do zaprezentowania w nich swoich dzieci. Bo przecież w „Kid Nation” nie wystąpiły dzieci z ulicznej łapanki i ktoś je na casting przyprowadził. Ktoś też podpisał umowy z producentem, gdzie za chwilę telewizyjnej sławy wymagano praktycznie zrzeczenia się praw rodzicielskich.

[Kaja Szafrańska / popcorner.pl]

Poprzedni artykułNastępny artykuł