Metamorfozy

„Brat Camp” w TVP2

TVP2 rozpoczyna emisję 4 odcinkowego reality show „Brat Camp”, opowiadającego o młodych rozpuszczonych Europejczykach dostających twardą szkołę w amerykańskim ośrodku wychowawczym. Program emitowany będzie w poniedziałki o 16:20 pod tytułem „Obóz dla łobuzów”.

Widowisko zostało uhonorowane nagrodą Emmy w 2004 roku. Jednak – jak to reality shows – niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Ale show będzie co nie miara. Europejczyk słysząc po raz pierwszy o instytucjach zwanych w USA „boot camps” robi wielkie oczy ze zdumienia. Niewiele chyba jest tak spektakularnych przykładów na różnice kulturowe po obu stronach Atlantyku.

Bez przebaczenia
Boot camps to obozy wychowawcze dla nastolatków, organizowane częściowo na wzór szkolenia wojskowego, ale z jeszcze większym naciskiem kładzionym na upokorzenie uczestników. W USA wprowadzono je w latach 80 uznając, że to właściwa kara za nastoletnie wykroczenia, takie jak używanie narkotyków czy przemoc uliczna. Od mniej więcej dziesięciu lat boot camps mają złą prasę w związku z serią wypadków śmiertelnych oraz seksualnych nadużyć ze strony personelu. W ubiegłym roku śmierć chorego na astmę nastolatka, którego poddano karze związania na kilka godzin i nie podano mu inhalatora z lekarstwem, sprowokowała parlamentarzystów do inicjatywy ustawodawczej, która ma położyć kres tego typu instytucjom w USA. W boot camps zmarło dwadzieścioro parę podopiecznych, najczęściej właśnie na skutek nakładanych na nich absurdalnie okrutnych kar (np. ćwiczeń gimnastycznych bardzo dosłownie prowadzonych „do upadłego”). W Europie amerykański eksperyment uważa się na ogół za nie wykazujący skuteczności.

Nie do wiary
Program „Brat Camp” brytyjskiej telewizji Channel 4, to reality show, w którym sześcioro brytyjskich nastolatków wysłano na 50 dni do amerykańskiego boot campu w towarzystwie kamery. Do programu wybrano jedną z łagodniejszych instytucji tego typu – Turnabout Ranch w stanie Utah, którego organizatorzy unikają nazwy boot camp. Wychowankowie mają tu prawo do korespondencji z rodzicami, mogących ich nawet odwiedzić w połowie kursu. Organizatorzy bardziej ponurych boot camps prawdopodobnie nie zgodziliby się na obecność kamer, a europejskiego nastolatka nie można by wysłać w takie miejsce bez jego zgody. I jeszcze to wszystko ma ładnie wyglądać w telewizji. Jak każde reality show, program ten udaje pokazywanie rzeczywistości, choć naprawdę pokazuje scenariuszową fikcję. Twórcy obiecują nam, że zobaczymy jak surowymi metodami przerabia się nastoletnich przestępców na grzecznych obywateli. Skoro jednak owi przestępcy dogadali się z rodzicami i ekipą telewizyjną w sprawie udziału w tym show, to czy naprawdę są to jakieś szczególnie trudne przypadki? Materiały archiwalne mają nas przekonać, że w programie występują prawdziwi degeneraci, ale są one przecież inscenizowane (mam uwierzyć w to, że ekipa Channel 4 przypadkowo sfilmowała policjanta znajdującego narkotyki u jednego z uczestników?). O jednym z bohaterów jego matka mówi do kamery, że na niczym mu nie zależy. On radośnie to potwierdza. Dowiadujemy się jednak, że zalicza wszystkie przedmioty w szkole (choć robi to „na odczepnego”). Widzimy też archiwalne materiały, w których ów rzekomy degenerat występuje na punkrockowym koncercie grając na gitarze i saksofonie. Według twórców programu ma to zapewne udokumentować demoralizację nastolatka, ale naprawdę dowodzi to tego, że chłopakowi na czymś w życiu zależy – do tego stopnia zależy mu na muzyce, że opanował grę na dwóch instrumentach.

Upokorzenie zakazane
Kiedy uczestnicy chwalą się przed kamerą tym, jak bardzo są zdemoralizowani („Nienawidzę Ameryki, nienawidzę kapitalizmu, nienawidzę pieniędzy!”, „Powiedziałam rodzicom: zamknijcie się, kurde!”), nasuwa się nieodparte skojarzenie z peerelowskimi filmami o trudnej młodzieży. Brakuje jeszcze okrzyku „Motyla noga” z „Misia” Barei. Wychowankom w obozie towarzyszą kamerzyści, którzy jednak nie pokazują wszystkiego. W pierwszym odcinku widzimy nastolatkę, która odmawia zmycia farby z włosów. „Nie zgadzam się” – mówi, po czym słyszymy głos narratora „cztery godziny później” i widzimy, jak te włosy już myje. Jak skłoniono ją do zmiany zdania? Biciem? Groźbą? A może reżyser programu powiedział: „To jest reality show, kochanie, nie możesz się zachowywać zbyt realistycznie”? Kary, jakie szefowie obozu aplikują podopiecznym w tym programie, nie są tak okrutne jak w typowych boot camps, ale ich sens też sprowadza się do bezsensownego upokarzania: spanie na gołych deskach, zakaz używania poduszki, ograniczenia w korzystaniu z toalety, zakaz mycia zębów, zakaz korzystania z prysznica, zakaz odzywania się bez pozwolenia. Dla mnie kluczową sceną w tym programie jest ta, w której matka jednego z uczestników ze śmiechem pokazuje do kamery list od syna: „Mamo, błagam zabierz mnie stąd”. Pomyślałem, że rodzice, którzy mają taki stosunek do dzieci, zasługują na wszelkie problemy wychowawcze. I zacząłem się zastanawiać nad uruchomieniem twardego obozu szkoleniowego dla rodziców – może ze mną też jakaś telewizja zawarłaby umowę szkoleniową?

[Wojciech Orliński, Gazeta.pl]

Poprzedni artykułNastępny artykuł