Bar 3: Bez Granic

Edyta wychodzi, Koch oszukał barmanów

We wtorek Iwona Guzowska uczyła Maćka bosku, natomiast Damian, Marco i „Frytka” zostali zawiezieni do świątyni Kriszny, gdzie zostali przyjęci przez kapłanów – wyznawców hinduizmu. Leszek drugi dzień z rzędu nagrywał w studio swoją piosenkę „Co ja tutaj robię”. Magda i Agnieszka Tomala otrzymały od realizatorów zadanie – miały kupić sobie nawzajem bieliznę. Panie wylądowały w różnych sklepach. Wkrótce okazała się rzecz niemożliwa – dziewczyny zakupiły bieliznę o identycznym kroju, kolorze i marce. Agnieszka Frykowska i Maciek nie rozmawiali ze sobą od paru dni. W końcu wymienili ze sobą kilka dłuższych zdań.

„Myślę, że już nie będzie tematu Maciek-Agnieszka F. Z mojej strony jest to przemyślane. Nie mam żadnych ciśnień, nie ma żadnej nagonki, jest OK. Teraz będziesz wiedzieć jak postępować na przyszłość tam na zewnątrz. Ja nie pozwolę z siebie robić kretynki. Nie lubię, jak ktoś się mną bawi. Jeśli ktoś przeholuje, to jest tak, jak jest. Przeliczyłeś się, jeśli chodzi o mnie” – mówiła „Frytka”. Maciek natomiast przyznał, że nie czuje winy w swoim zachowaniu i po trzech dniach ochłodzonych stosunków z Agą pomyślał o tym, aby się do niej przytulić. „Należę do klubu niezrozumianych serc. Heeej! Wojtek Glanc, Irek Grzegorczyk, Łukasz Wiewiórski. Witam w klubie!” – mówiła Aga. Edyta przez cały dzień starała się dodzwonić do swojego męża, który prosił ją o rozmowę telefoniczną. Wszelkie połączenia kończyły się niepowodzeniem. Wieczorem drużyna żółtych udała się do pracy, gdzie Edyta dowiedziała się, że w dzisiejszym odcinku „Baru bez granic” pokazano zmanipulowany materiał filmowy sugerujący, iż pomiędzy Edytą i Marco coś zaiskrzyło. Dziewczyna od razu zorientowała się, w jakiej sprawie chciał się z nią skontaktować mąż, dlatego ponownie starała się zatelefonować. Edyta nie pomyliła się w swoich przypuszczeniach – jej mąż powiedział, że jeżeli Marco ponownie wzbudzi w nim zazdrość, osobiście przyjedzie i zrobi niego makaron: „Bardzo mi się nie podoba twoje zachowanie w stosunku do tego kłapouchego makaroniarza. Widziałem, że leżałaś na nim, a on trzymał ręce pod twoją kurtką i się bawił?! Najpierw mu powiedziałaś, żeby dał ci znać, kiedy będzie miał ochotę na ciebie, a potem wskoczyłaś na niego. Ocieraliście się policzkami”. „Nie wierz w to, co widzisz w telewizorze. Nie bój się. Ja kontroluję to, co robię. Nie masz racji. Myślałam, że jesteś dorosłym człowiekiem. Pamiętaj o tym, że ten człowiek mnie naprawdę nie interesuje. Ja nie mogę stać gdzieś, z boku i w tym nie uczestniczyć i nie bawić się. Dobra. Jeśli chcesz mogę spakować walizki i wrócić do domu! Mam wyjść z programu?” – pytała Edyta. „Zostań w programie, ale uważaj. Nie chce mieć więcej takich sytuacji, nie chcę żeby się powtarzały. Pamiętaj, jeśli jest miłość, to zawsze jest też trochę zazdrości” – odpowiedział mąż. „Ja mam dosyć. Tobie jest teraz łatwiej. Wracam do pracy i bądź pewny, że to się nie powtórzy. Obiecuję, że nic się nie powtórzy, bo nic się nie stało. Ten człowiek dla mnie może nie istnieć. Twoje zarzuty są dla mnie bardzo niekorzystne. Teraz w programie na żywo pokażą mnie i Marco. Jeśli to zobaczę, nawet nie będę się tłumaczyć, bo nie ma z czego. Kiedyś prosiłam cię, żebyś miał do mnie pełne zaufanie. Pamiętaj, nie chcę, żeby moja reputacja została zszargana, a ja się tylko dobrze bawiłam. Powiedz słowo, a wyjdę z tego programu” – mówiła Edyta do męża. Na koniec dodała, że ta rozmowa ostatecznie zaważyła na jej decyzji. Barmani w rozmowie z Jackiem Kochem – właścicielem Baru, zasypywali go pytaniami o wynagrodzenie. Koch tłumaczył, że bierze pod uwagę głownie utarg i podatki. Zarzucił uczestnikom, że nie podoba mu się to jak pracują. „Tu jest jakiś paradoks. Ty chcesz, żebyśmy robili utargi, a producent, żebyśmy robili show. Mamy udzielać wywiadów, rozmawiać z klientami, tańczyć na scenie. Kogo mamy słuchać? Kto ma rację? Przecież, gdy przychodzi do mnie klient i chce autograf, to nie mogę mu powiedzieć, że ma go w dupie?!” – mówił Leszek. „Pracowali tu już uczestnicy dwóch edycji. Wiem, że możliwe jest pogodzenie programu i pracy w barze. Powinniście dzielić się obowiązkami. Nie wychodzą na raz trzy osoby zza baru, tylko jedna. Ktoś zostaje i pracuje, i zastępuje kogoś innego. Jesteście takimi samymi pracownikami, jak moi pozostali ludzie. Nie bronię wam dopieszczać klientów, ale musicie też dopieszczać Bar, dopieszczajcie interes! Myślcie też o tym, jak ściągnąć ludzi do Baru. Grupa powinna przynosić spisane pomysły wraz z kosztorysem. Mogliście na przykład rozreklamować koncert. Marco mógł biegać po ulicy Świdnickiej, zapraszać ludzi. Nie macie inicjatywy” – odpowiedział Koch. Barmani byli oburzeni, bowiem mieli już setki pomysłów na przyciągnięcie klientów, ale nigdy nie dostali od producentów żadnych odpowiedzi. Poza tym wściekli się na Jacka Kocha, który z jednej strony kazał barmanom reklamować koncert zespołu Golden Life, o którym dowiedzieli się na parę minut przed jego rozpoczęciem, a z drugiej strony żądał, aby wszyscy wyzbyli się celebracji i spełniali swoje obowiązki w pracy. W tym czasie drużyna czerwonych przebywała w domu. „Frytka” nie wybrała się do pracy z powodu przeziębienia. Wszyscy przeglądali artykuł dotyczący „Baru” z najnowszego numeru „Na żywo”. Z okładki czasopisma usunięto Leszka Fedorowicza. W jego miejsce wstawiono zdjęcie prowadzącego – Krzysztofa Ibisza. Maciej czytał wywiad z Iwoną, z którego dowiedział się, że jakieś dwa lata temu dziewczyna wróciła pewnego dnia do domu i nie zastała w nim kompletnie nic. Iwona dodała, że złodzieje wynieśli z jej mieszkania niemal wszystko co było możliwe: bojlery, lampy, krany, umywalki, słuchawkę od prysznica, a nawet… kaloryfery. Włamywacze zabrali się nawet za muszlę klozetową, która ostatecznie dziwnym trafem się ostała. W „Na żywo” znalazł się również wywiad z „Kenem”. Łukasz Wiewiórski (uczestnik programu „Big Brother – Bitwa”) mówił w nim, że Polsat starał się go podkupić do „Baru”, jednak stacja TVN szybko na to zareagowała. „Taaa… bili się o niego” – podsumowała „Frytka” dając do zrozumienia, że Łukasz Wiewiórski opowiada w wywiadach niestworzone historie. Uczestnicy udawali, że mają psa. Urojonemu zwierzęciu dali na imię „Fafik”. Po pierwszej w nocy z pracy wróciła drużyna żółtych. Wszyscy oczekiwali zaległych wypłat za pracę w Barze z sześciu ostatnich tygodni. „Przez cały miesiąc zarobiłam 220 złotych!” – powiedziała na powitanie Agnieszka Tomala. Okazało się, że zarobki barmanów wyniosły od 200 do 300 złotych! Leszek dowiadując się o takiej kwocie, w ogóle nie przyjął pieniędzy. „Sąd pracy!” – powiedział na pożegnanie, gdy opuszczał Bar. „To jest śmiech! Po co te pieprzone umowy były? Umowa była na 1500 złotych!” – mówiła oburzona Iwona. „Ja tu przyszłam pracować, przyszłam zarobić. A to nie jest dla mnie żaden zarobek!” – dodała Edyta. „Śmiech na sali!”, „Ludzie przychodzą do tego Baru dla nas!” – padały przeróżne wypowiedzi. Mieszkańcy chcieli, aby przyszedł do nich ktoś z produkcji i porozmawiał na temat wypłat. Jacek Koch stwierdził, że resztę pieniędzy powinien wypłacić barmanom… ATM. „Po prostu nas orżnięto. Gdyby nie ludzie i żywce, nikt by nie przyszedł do tego gównianego Baru! Ja w takim razie mam to w dupie i jutro nie idę do pracy. Na co ja mam siedzieć w tym dymie? Co prawda pracowałam z was najmniej, ale ja to pieprzę i ja to pierdolę. Umowa jest umową i zaraz ją znajdę. My jakoś przeżyjemy bez tych pieniędzy. Ale Edyta z czym ma wrócić do domu? Za stoma złotymi?! Ja nigdzie jutro nie idę, do żadnej pracy!” – mówiła Iwona. „Mnie te pieniądze nie są potrzebne, ale chodzi o samą zasadę” – stwierdził Leszek. Dzisiaj w pracy barmani dowiedzieli się także, że uczestnicy poprzednich edycji „Baru” rzadko kiedy uzyskiwali w ciągu dnia utarg wynoszący 5 tysięcy złotych. Okazało się więc, że sobotnie słowa Jacka Kocha, w których zarzucał uczestnikom żenująco niskie zyski, były jedną wielką bzdurą, wymyśloną najprawdopodobniej na potrzeby telewidzów. Iwona Guzowska była oburzona takim traktowaniem barmanów przez Jacka Kocha. „Jeszcze użyczamy mu swojego wizerunku, żeby reklamować jego gównianą knajpę!” – dodała. Edyta okazała się być pewna co do swojej decyzji dotyczącej opuszczenia programu. Dziewczyna stwierdziła, że jej mąż będzie potrafił zrozumieć to, co zostało pokazane w telewizji, ale zwykli widzowie i mieszkańcy jej miejscowości mogą to odebrać inaczej. Poza tym Edyta nie chce dawać mężowi powodów do zazdrości. „Nie mam do niego pretensji. Zostało to tak zmontowane, jak zostało zmontowane. Na każdym kroku muszę uważać, muszę kontrolować swoje zachowanie. Zrobiło się coś z niczego. Na tym ten program polega. Nie chcę uważać na każde sowo. Myślę, że ja już osiągnęłam to, co chciałam osiągnąć. Poza tym przyjechałam tu po to, aby zarobić pieniądze. A dostaję 250 złotych! Mój wizerunek został nadszarpnięty. Po co ja tutaj mam być? Moja decyzja na początku, o odejściu z programu była spowodowana tęsknotą za dziećmi… i miałam cholernego doła. Wtedy moja tęsknota była silniejsza niż logiczne myślenie. Teraz mówię to z pełną odpowiedzialnością za swoje słowa. Wiem co mówię i wiem co chcę zrobić” – mówiła Edyta w rozmowie z Aldkiem.

Poprzedni artykułNastępny artykuł