Big Brother, Big Brother 2, Big Brother 3: Bitwa

„Rok 1984”, czyli z gołą pupą do kamery

Pojawiły się plakaty z napisem „Big Brother”. Nazwa wydała się niepokojąco znajoma. Potem na ekranach telewizorów pokazano grupkę ludzi, którzy zdecydowali się na trzymiesięczną izolację w Domu Wielkiego Brata, a każdy ich ruch poddany był czujnemu oku kamery. Ciekawscy internauci mogli podglądać skupione miny mieszkańców w pozycjach nad pisuarem. Mogli śledzić, jak dłubią w nosie. Cały naród przed telewizorem bawił się widowiskiem. Czy zadaliśmy sobie jednak pytanie, skąd wziął się pomysł na ten reality show?

Najsłynniejszymi utworami angielskiego pisarza George’a Orwella (1903-1950) są „Folwark zwierzęcy” i „Rok 1984” (wydany w 1949). Orwell pisał „Rok 1984” w latach 40, gdy panoszyły się dwa ponure systemy – faszyzm i komunizm. Hitler i Stalin deptali buciorami miliony ludzkich istnień. Orwell pokazał, jak będzie wyglądał świat oparty na pomyśle tych dwóch wodzów i jak tragicznie kończą się próby wprowadzenia takich pomysłów w życie.

Tu człowiek co krok jest kontrolowany przez podglądające teleekrany. Tu miłość jest zakazana. Główni bohaterowie Winston i Julia, by móc się kochać, szukają miejsc, w których nie byłoby ukrytych mikrofonów. Ryzykując życiem, przytulają się w dzwonnicy opustoszałego kościoła… W tym świecie każdy w każdej chwili może być aresztowany. Jeden obywatel śledzi drugiego, a jego ambicją jest złożyć donos na sąsiada. Dzieci w podskokach gnają na policję, by donieść na ojca i matkę. Nad tym ponurym światem panuje tajemniczy Wielki Brat, którego podobizna wisi na każdej ulicy i którego wzrok obserwuje przechodnia i przypomina mu: Wielki Brat patrzy! Obywatelu, nie czuj się bezpiecznie, nawet grymas twarzy może cię zdradzić, a wtedy…

A wtedy zjawiają się funkcjonariusze. Człowiek jest kopany, podłączany do prądu, grzebią mu w mózgu i robią z niego automat, który zawsze będzie mówił to, co chce Wielki Brat. Ale to jeszcze nic. Gdy w końcu pakują człowiekowi kulę w tył czaszki, zostaje on ewaporowany. Niszczą wszelkie dowody, że kiedykolwiek istniał. Po kilku dniach staje się oczywiste, że go nie było.

-Do diaska!!! – krzykniecie. Warunki życia w domu telewizyjnego Wielkiego Brata to karnawał i niewiele mają wspólnego z przerażającym światem Orwella. Tam człowiek jest anonimową kukłą bez twarzy, zaś tu w ciągu kilkunastu minut staje się gwiazdą. U Orwella twarze ludzi przypominają nieruchome maski, bo każdy chce ukryć prawdziwe uczucia. Tu młodzież szczerzy miny, pokazuje gołą pupę do kamery – żeby zdobyć oklaski i uznanie. Wprawdzie koniec końców prawie wszyscy zostają usunięci z Domu Wielkiego Brata, ale to nie to samo co ewaporacja. Bohaterowie Orwella znikają jak para wodna, a nasi uczestnicy po wyjściu udzielają wywiadów i stają się idolami.

-No, dobrze, dobrze! – odpowiadam. – Ale ich dni są policzone. To gwiazdy jednego sezonu. Będą błyszczeć, aż producent nie stwierdzi, że utracili wartość rynkową. Wtedy powie „do widzenia” i zostaną ewaporowani z show-biznesu. Kto będzie o nich pamiętał w następnym sezonie? A czy my, oczyszczając pamięć z niepotrzebnych treści, również ich poddamy ewaporacji?

[Gazeta Wyborcza]

Poprzedni artykułNastępny artykuł