Tylko Muzyka 06

„Tylko Muzyka 6” – odcinek 1: pierwsza relacja z castingu

Jury programu Tylko Muzyka | fot. Studio 69

Wczoraj w Polsacie zadebiutowała szósta edycja programu „Tylko Muzyka”. Kto w premierowym odcinku wzbudził największe zainteresowanie jurorów?

Jury programu Tylko Muzyka | fot. Studio 69
Jury programu Tylko Muzyka | fot. Studio 69

Jako pierwszego zobaczyliśmy Karola Piotrowicza, 19-latka z Olsztyna śpiewającego mocno kobiecym głosem. Jego wykonanie „Listen (Oye)” Beyonce przekonało tylko „Korę”. – Słodki z ciebie miś, fałszujesz po mistrzowsku, ale masz ładne wibrato – powiedziała. – Taki jesteś kochany, piejesz nieprawdopodobnie – ocenił Wojtek „Łozo” Łozowski. – Muzycznie nie słyszysz – nie miał wątpliwości Adam Sztaba.

Kolejni uczestnicy zyskiwali pełne uznanie jurorów. Rocket to warszawskie power trio grające energetycznego rocka (z Magdaleną Lenarczyk zasiadającą za perkusją). W programie wykonali własny utwór „Dzień jak co dzień”. – Macie fajne brzmienie razem, to wasza siła. Jest energia, zadzior, macie zalążek fajnej kapeli – oceniła Elżbieta Zapendowska. – Coś tam się już dzieje – dodała Kora, a „Łozo” życzył ekipie ze stolicy brzmienia białoruskiego tria The Toobes (półfinaliści czwartej edycji).

18-letnia Ewa Lewandowska sięgnęła po przebój „Man In The Mirror” Michaela Jacksona. – Ma te geny i jak śpiewa, miks jest najlepszy – ocenił Adam Sztaba (tata Ewy pochodzi z Kamerunu). – Uwielbiam takie śpiewanie, trafione w punkcik, to było bardzo fajne – to zdanie Eli Zapendowskiej.

Sporo emocji pojawiło się podczas występu Marcina Czerwińskiego z Częstochowy. 27-letni wokalista zaprezentował „Use Somebody” Kings Of Leon. – Chyba każdego to wzrusza, jak przychodzi taki facet o wrażliwości kruchej roślinki. Delikatnością i skromnością zupełnie mnie pan rozwalił – mówiła poruszona Ela Zapendowska. Od „Kory” Marcin Czerwiński usłyszał, że jest „bardzo słodkim misiem”. – Tutaj chodzi o emocje, to było coś pięknego, bardzo pan nas wzruszył – dodał Wojtek Łozowski. Wzruszenia nie krył też obsypywany komplementami sam wykonawca, który ocierał łzy.

Jurorzy mocno pochwalili również występ Ms. Obsession z Warszawy. Pod tym szyldem kryje się zespół 24-letniej wokalistki i producentki Aleksandry Warchoł. Pierwsze kroki stawiała w grupie Cheap Wine. W 2008 roku wraz z zespołem Apple Tree wystąpiła na Coke Live Music Festival w Krakowie. Jej autorski projekt Ms. Obsession w czerwcu wydał debiutancką płytę „Lovely Fear” z której pochodzi utwór „Take It”. Członkowie jury szczególnie zwrócili uwagę na kompozycję i wokalistkę, ale kilka cierpkich uwag usłyszeli muzycy Ms. Obsession. – Perkusja pod wielkim znakiem zapytania – powiedziała „Kora”. – Duża różnica między dziewczyną a bendem – dodał „Łozo”.

W programie pojawili się także „polscy gregorianie” z grupy Mistic (występowali już w konkurencyjnym „X Factor”, ale nie dostali się do dalszego etapu). Zaśpiewany po łacinie własny numer „Glorifica” pochodzi z wydanej w 2011 roku płyty pod tym tytułem. „Mnisi” z Katowic – tak jak poprzednicy – również zobaczyli cztery zielone przyciski na „tak”. – Gratulujemy zajawki, bo jest niepojęta – podsumował Adam Sztaba.

Komplet głosów na „tak” otrzymali jeszcze grająca na gitarze Anna Jęczarek z Warszawy (33-latka zagrała rockowy numer „Anytime”) i raptem 14-letni raper Paweł „Bis” Rząsa z Milicza, kościelny lektor. – Mam nadzieję, że młodzież się opamięta, że będziesz głosem swojego pokolenia – pochwaliła „Kora” jego autorski utwór z przekazem. – Jesteś bardzo prawdziwy, jesteś zdolny muzycznie, to zalążek bardzo dobrego rapu – dodała Ela Zapendowska.

Jurorzy tradycyjnie „zmasakrowali” kolejną próbę wprowadzenia disco polo do „Must be the Music”. 20-letni Bartosz Abramski zaśpiewał własną piosenkę „Zapłoną serca dwa”, ale największym zaskoczeniem był fakt, że młody wokalista jest klasycznie wykształcony muzycznie i ma na swoim koncie występy z orkiestrą w filharmonii. – Czysto śpiewasz, ale beznadziejnie. Chcesz być drugim Weekendem, proszę bardzo – oceniła „Kora”. – To był straszny banał, pod publiczkę. Takich piosenek to ja bym napisała z pięć w 10 minut – to zdanie Eli Zapendowskiej.

Do sprzeczki jurorów doszło podczas występu duetu wokalistki Marty Wólczyńskiej z Ustki i gitarzysty Dawida Rakowskiego z Olsztyna. Ich wersja „Sweet Dreams” Eurythmics przekonała Elę Zapendowską i Adama Sztaby. Dogrywka w postaci „Blue Jeans” Lany Del Rey nie przyniosła rozstrzygnięcia. – Są ładne momenty, techniczne braki, ale chwilami było bardzo fajnie – powiedziała Ela Zapednowska. Podobną opinię, jednak z głosem na „nie”, wygłosił Wojtek Łozowski. O duet pokłócili się „Kora” z Adamem Sztabą. – Nie śpiewasz rewelacyjnie, ty odbębniłeś swoje granie [to do gitarzysty], nic za tym nie idzie” – oceniła Kora występ Marty i Dawida. – Dla mnie to za ostre słowa, nie zasługujecie na taką krytykę. Na scenie możesz wszystko – powiedział Adam Sztaba. – Scena to jest okrutny weryfikator – dogadywała „Kora”. Sztaba upomniał swoją koleżankę z jury, żeby nie wtrącała się jego kwestie.

Końcówka programu rozczarowała, bo krakowski Alergen (własny numer „W górę”) zasłużył tylko na jedno „tak” (Ela Zapendowska na osłodę, bo jej opinia też była krytyczna), a Jolanta „Liliyenne” Rak z Warszawy („Anioł czy diablica”) nie przekonała nikogo. – Wokal bardzo zmanierowany, wszystko niefajne i nic nieznaczące, postaram się zapomnieć o tym występie – powiedziała Ela Zapendowska. – Przyjęła pani najgorsze wzorce, to było bardzo, bardzo złe, niegustowne – dołożyła „Kora”.

[Interia.pl]

Poprzedni artykułNastępny artykuł