Śpiewaj i walcz

Śpiewaj i walcz: jak TVP oszczędza na statystach

Aleksandra Rosiak i Artur Orzech | Foto: TVP

Czytelnicy Reality-TV.pl alarmują, że nowy show TVP pt. Śpiewaj i walcz powstaje w totalnym chaosie. Castingi podobno niemiłosiernie się przeciągają, a wszystko dlatego, że TVP postanowiła zaoszczędzić na… statystach.

Aleksandra Rosiak i Artur Orzech | fot. TVP
Aleksandra Rosiak i Artur Orzech | fot. TVP

Jakby tego było mało, uczestnicy castingu donoszą, że do dalszego etapu widowiska przechodziły zazwyczaj osoby, które nie miały żadnego talentu, a naprawdę dobrzy wykonawcy nie mieli żadnych szans na zakwalifikowanie.

„Właśnie wróciłem z castingu. Skończył się on co prawda dopiero teraz, ale wszystko było tak masakrycznie niezorganizowane, że podziękowałem wcześniej i zrezygnowałem, jak większość ludzi. Program okazał się totalną klapą. Nie ma sensu iść na casting, gdyż trwa to cały dzień, a znaczną część czasu tego castingu stanowi czekanie. Przez cały dzień większość ludzi nie miała nawet możliwości zjedzenia. Pomysł programu, bardzo fajny, jednakże cała reszta – pozostawia wiele do życzenia. Dalej przechodzą niestety osoby, które potrafią zrobić z siebie totalnego debila, nie potrafiący śpiewać (mowa tu o wyłonieniu z precastingów do castingu). Na castingu było 500 osób, mieli wybrać 50 najlepszych, a wybrali 20 (chyba najgorszych)” – donosi Daniel. „Tylko 3 osoby z tych 20 zasłużyły na to, aby wystąpić na scenie przed komisją. Mógłbym napisać o tym cały artykuł zatytułowany Telewizja Polska oszczędza na klaskaniu. Nikt szczerze nie powiedział ludziom uczestniczącym w castingu, że będzie to trwało tak długo i że w takiej formie zostaną przekazane wyniki. Całą publiczność, którą zobaczycie w piątek o 20:20 to wszyscy uczestnicy castingu. Nikt nie wyczytywał wyników, kto przeszedł precasting. Polegało to na tym, że gdyby wyczytali te wyniki, reszta osób, które nie przeszły dalej automatycznie by pojechali do domu. TVP nie mogła sobie w czasach kryzysu pozwolić na zatrudnienie statystów na nagranie, dlatego też stosując wszelkie techniki manipulacji, trzymali ludzi na siłę, wmawiając, że jest sporo osób wybranych, może nawet 100, czyli każdy ma bardzo duże szanse. Tego się nie da opisać w zwykłym komentarzu, a na pisanie artykułu nie mam czasu, zresztą się do tego nie nadaję. Podsumowując: jeśli umiesz śpiewać, masz słuch muzyczny, znasz swoją wartość i masz godność – odpuść i nie idź na casting – naprawdę nie warto. Odsetek osób, które zasłużyły na przejście dalej jest znikomy” – dodaje.

„Podkomisje dla mnie to była masakra, ja w ogóle nie wiem pod jakim względem i jak oni wybierali tych uczestników, naprawdę to było jakieś chore. (…) może i warto ale człowiek posiedzi tam te 12 h i będzie naprawdę miał już dość” – pisze z kolei Bartek.

„Jedyną wartość przybycia tam stanowiło poznanie niesamowitych ludzi. Najbardziej wkurzające było to przedłużanie…ciągle tylko *za godzinę wyniki* , *za 2 minuty*, *za 15 minut wszystko się okaże*. Jaka ściema…Wielu zasługujących na dostanie się po prostu traciła czas. To trzymanie i robienie publiczności, ciągle powtarzane brawa…żałosne. Dziwił mnie ten entuzjazm powtarzanych braw. eh…niby trzeba próbować aż los się uśmiechnie. Nie wszystko z nieba spada i można tą cierpliwość po ćwiczyć, ale bez przesady. Robienie ludzi w balona” – uważa internauta o nicku Również.

„Na scenie wystąpili ludzie, którzy okazali się totalnymi beztalenciami – chyba tylko po to, żeby ludzie mieli się z czego pośmiać w TV. Utalentowani nie mieli nawet szans… to było naprawdę żałosne.. a to przetrzymywanie to już w ogóle… Ludzie potem już nawet nie mieli siły występować… rezygnowali. Filmowcy wykorzystali uczestników jako darmowych statystów. To było żałosne. Jeden plus to możliwość poznania wielu fajnych ludzi, ale to wszystko. Szczerze odradzam” – donosi Kate.

„Jeśli się wybieracie na ten żałosny casting to naprawdę się zastanówcie, chyba że nie macie nic innego do roboty i nie szkoda wam czasu i pieniędzy . Te osoby co potrafią śpiewać były nie eliminowane do castingu tylko wyeliminowane na wszelki wypadek żeby ktoś nie odkrył, że są lepsi od ich typów. (…) jeśli ktoś chwali ten casting i nie dostrzegł tej całej ściemy, to znaczy że jest jednym z nich… żałuje, że nie dałam tych pieniędzy, które mnie kosztował wyjazd i cała reszta z tym związana na jakieś warsztaty dla córki, chociaż tak naprawdę warsztaty przydałyby się tym ze sceny” – pisze z kolei Magdalena.

Najbardziej negatywnej opinii udzielił jednak internauta o nicku zdegustowany1984 na forum Ising.pl:

Ludzie, wybieracie się na ten żenujący casting? CZY WY CZYTAĆ NIE POTRAFICIE?
1. Z 500 osób tak naprawdę dostały się 3 (!!!!!!!!!), które potrafiły śpiewać (tzn 0,6 %). Nie łudźcie się nadzieją, że to właśnie będzie ktoś z Was – większe są szanse, że ktoś podczas castingu zajdzie w ciążę.
2. Brak jakiejkolwiek organizacji jest tu ZAMIERZONY = ciemniakami (za takich nas mieli), łatwiej sterować i wykorzystywać, do darmowego klaskania.
3. Jednoznacznie dało się zauważyć, że casting był ustawiony – trzeba było wybrać słabych, na tle których wybrane 5 osób zaprezentuje się lepiej, a żeby główne Jury przypadkiem nie wybrało kogoś zdolniejszego.
4. Wielu zdolnych ludzi (nie ja – nie brałem udziału, byłem jedynie obserwatorem), nie miało możliwości się w ogóle pokazać, a było takich co najmniej ok 100 – poznanych przeze mnie na różnych festiwalach, konkursach i castingach.
5. Wśród Jurorów, cokolwiek do powiedzenia miała jedynie P. Krystyna Prońko – widać było, że kobieta doskonale wie o czym mówi, zna się doskonale na warsztacie wokalnym i potrafiła od razu ocenić, kogo na co stać.
6. Jedynym przejawem organizacji była społecznie (przez uczestników) założona lista osób, które kolejno miały brać udział w eliminacjach. Niestety nie została wzięta pod uwagę przez organizatorów (inaczej było w Szansie na Sukces), co przyczyniło się do kompletnego chaosu – ludzie pchali się jak zwierzęta, bo „kto pierwszy ten lepszy”, a więc przygotujcie się na masakrę przed wejściem.
7. Szanowne podkomisje w tzw. „boksach”, to pojedyncze osoby, subiektywnie oceniające talent, o wątpliwej znajomości zagadnienia śpiewu (np. jakiś pianista, dziennikarz itp.), a „boksy”, znajdowały się w jednym pomieszczeniu, a śpiewających uczestników oddzielały jedynie kartonowe ścianki. Wniosek: powstawała wielogłosowa KAKOFONIA, w której, trudno było cokolwiek usłyszeć (wiem to, z relacji samych uczestników).
8. Najpierw rozsadzili ludzi do dwóch sal (A i B). Do nagrania wystrojona była tylko sala A, w której na początku przez godzinę czasu nagrywano jakieś reżyserowane scenki z udziałem Artura Orzecha i Artura Żmijewskiego, a uczestników użyto jako statystów. Co więcej – jak ktoś w planie nagrywanych scenek „źle patrzył, albo nie był zbyt atrakcyjny”, przesadzano go dalej, co było szczególnie uwłaczające godności. Potem wszystkich ludzi z sali B przeniesiono do sali A, gdzie wszystkie miejsca siedzące już były zajęte, a więc ludzie stali, albo kazano im siadać na podłodze.
9. Kolejny powód mojego zdegustowania, to całkowicie lekceważące podejście do uczestników, Organizatorów i obsługi, którzy na wszelkie pytania pozostawali głusi lub odpowiadali słowami typu „dowiecie się w swoim czasie”.
10. To był najbardziej ŻENUJĄCY casting, ze wszystkich jakie widziałem i nie jest to jedynie moja opinia, ale każdej osoby, która cokolwiek sobą reprezentowała, a wyszła z eliminacji urażona i poniżona.

Oto przedstawiłem Wam Drodzy 10 powodów, żeby nie jechać. Zmarnujecie w ten sposób jedynie swój cenny czas, a w zamian zostaniecie jedynie poniżeni. Ja też myślałem, że ludzie tacy jak Wy (zdolni i utalentowani) będą mieli szansę się pokazać. Przykro mi, że stało się inaczej.

Pierwszy odcinek programu Śpiewaj i walcz wyemitowany zostanie dziś o godz. 20:15 w TVP1.

Poprzedni artykułNastępny artykuł