Riket

Kolejne edycje „Riket” w polskim zamku

XII wieczny zamek Grodziec na Dolnym Śląsku od kilku tygodni przeżywa oblężenie zagranicznych ekip telewizyjnych. Słychać francuski, czeski, szwedzki. Polacy zacierają ręce. Najazd potrwa do końca lipca. Francuska firma producencka Glem przy współpracy Czechów i Szwedów kręci tu nowe historyczne reality drama „Korytarz w przeszłość” dla francuskiej telewizji TF1. W czerwcu na zamek wchodzi ekipa telewizji belgijskiej. „Korytarz w przeszłość” (oryginalny tytuł formatu to „Riket”, czyli „Królestwo”) osadzony jest w konwencji średniowiecznej. To połączenie świata realnego z fantazją. Bierze w nim udział 15 ludzi i stado zwierząt: krowy, koń, kury, kaczki, gęsi, świniodziki, koty i szczury. Uczestnicy wyłonieni w castingu, podzieleni na biedotę i bogatych walczą o władzę na zamku. To od nich zależy, kto zostanie królem i będzie zajadał wykwintne potrawy, a kto zamieszka w kurnej chacie pod zamkiem i będzie głodował. Wydarzeniami kieruje mistrz-narrator. „Na początku uczestnicy muszą wyplątać się z pewnej opresji. Kto pierwszy, ten lepszy” – Zenon Bernacki, gospodarz zamku, kładzie palec na ustach. Kasztelan i dawny kaowiec za dużo zdradzać nie może, bo nie chce narazić się Francuzom. To, co się dzieje na planie okryte jest tajemnicą. Ten, kto zwycięży w programie zabierze 25-kilogramowy łańcuch ze złota i sporą nagrodę pieniężną. Pierwsze odcinki telewizja francuska wyemituje jesienią.

Grodziec w ubiegłym roku wygrał z ponad tysiącem innych zamków w Europie. Szwedzcy producenci, którzy jako pierwsi realizowali tu nowy gatunek reality, wybrali go, bo zachwyciła ich atmosfera i położenie. „Leży na uboczu, jest surowy i nadgryziony zębem czasu. Okazał się idealny” – cieszy się Zenon Bernacki. Szwedzki program nosi tytuł „Królestwo”. W liczącej niewiele ponad 8 mln mieszkańców Szwecji, program pokazała telewizja publiczna. Cieszył się wielką popularnością: oglądało go 1,3 mln widzów. Licencję na reality show kupiła francuska i belgijska telewizja publiczna. „Francuzi mają zamków pod dostatkiem, a woleli przyjechać ponad tysiąc kilometrów do nas” – dziwią się mieszkańcy gminy. W Polsce na pewno jest taniej. Za wydzierżawienie zamku filmowcy zapłacono gminie 150 tysięcy złotych.

„Korytarz w przeszłość” rozgrywa się w XIV wieku. Jest realizowany z ogromnym rozmachem. Filmowcy zwieźli na zamek skrzynie z zabytkowymi, średniowiecznymi meblami i sprzętami wypożyczonymi z muzeów we Francji i Czechach, historyczne stroje, a nawet oryginalne średniowieczne narzędzia tortur: koła do łamania kości, tzw. hiszpańskiego osła, buty czy kołyskę Judasza. Fosę napełnili wodą, wysypali piaskiem arenę, na której rozgrywane są turnieje. „Ich wersja programu jest dużo bardziej wystawna niż szwedzka. Stroje, uczty na zamku. Francuskie średniowiecze było nieporównywalnie bogatsze” – ocenia Bernacki. Technicznie też jest czego pozazdrościć. Jedną ze scen: pojedynek łodzi na wodzie w pobliskich kamieniołomach, kręciło aż z 11 kamer. Szwedzi mieli ich „tylko” sześć. Mieszkańcy wsi radzą popatrzeć na zamek w nocy. Wtedy oświetla go aż 450 reflektorów. Dla „dworu” jedzenie przygotowują prawdziwi francuscy kucharze, nawet wina przywieziono z Francji. Jeśli „Biedacy” mieszkający za murami zamku chcą mleko, muszą wydoić krowę. Muszą też karmić resztę zwierząt. Tych ubywa – z częścią kur i kaczek rozprawiły się już miejscowe lisy. Rok temu, gdy program kręcili Szwedzi, właśnie z powodu jedzenia z reality show odpadł uczestnik grający króla. Zlitował się on nad autentycznie głodującymi „biedakami” i wyniósł im mięso, którego na dworze mieli dość.

Kim są uczestnicy programu? Nie wiadomo. Przed zdjęciami nie znali się i nie mieli pojęcia, co będą robić. Żaden z nich nie wiedział nawet, do jakiego kraju jedzie. Na początku maja przylecieli z Paryża do Pragi, skąd każdego uczestnika z opaską na oczach wieziono samochodem do hotelu w Jeleniej Górze. Tam każdy z nich spał w osobnym pokoju, którego nie mógł opuścić. Następnego dnia przyjechali do Grodźca. Polacy pracujący przy reality mają zakaz rozmawiania po polsku, mogą mówić szeptem lub na migi. „Więc niektórzy uczestnicy myślą, że są na Ukrainie, albo gdzieś w Rosji. Jeden powitał raz ochroniarzy mówiąc: Zdrastwujte” – śmieje się kasztelan. Trudno podpatrzeć, jak kręcą filmowcy. Zamku strzegą wynajęci ochroniarze i kamery przemysłowe. Uczestnicy na plan zdjęciowy znajdujący się poza zamkiem, wożeni są wojskową ciężarówką szczelnie przykrytą plandeką. Przy produkcji pracuje też kilkudziesięciu Polaków: w ochronie, jako tłumacze, pomocnicy kucharzy, przy sprzątaniu. Gospodarz dwoi się i troi, by spełnić zachcianki filmowców. „Najbardziej nietypowe życzenie? Raz zamówili 500 redbuli. We Francji ten napój jest zakazany. Innym razem chcieli małych kotów do jednej ze scen. Kasztelan polecił kilku miejscowym znaleźć je. Zażyczyli sobie też dziesięć szczurów hodowlanych i dwa zaskrońce. Zenon Bernacki martwi się, bo zaskrońce są u nas pod ochroną, a poprzednie, które „wystąpiły” u Szwedów, niestety, nie przeżyły. Z kolei Belgowie, którzy szykują się na zamek po ekipie francuskiej, zamówili dwa perskie koty. Zagrają koty królewskie. „Skąd ja im persy wezmę?” – martwi się kasztelan zamku. „Nikt nie pożyczy. Muszą kupić we Wrocławiu” – dodaje. W przyszłym roku na zamku własny program chcą kręcić Amerykanie. Trwają rozmowy z Włochami. Kupnem licencji od Szwedów interesują się też Rosjanie. Wójt gminy Zagrodno, na terenie której znajduje się zamek, liczy już turystów ze Skandynawii, zainteresowanych Grodźcem i Dolnym Śląskiem na fali popularności programu „Królestwo”.

[Eliza Głowicka, Gazeta.pl]

Poprzedni artykułNastępny artykuł