World Idol

Wywiad z Kurtem Nilsenem

-Czy przed przyjazdem do Warszawy wiedziałeś coś o Polsce?
-Niewiele. Moje skojarzenia z Polską to przede wszystkim piłka nożna, skoki narciarskie i Adam Małysz oraz liczni Polacy, którzy przyjeżdżają do Norwegii w poszukiwaniu pracy. Wcześniej tutaj nie byłem. Raz, w drodze do Niemiec, zdarzyło mi się zatrzymać na siusiu na polskiej stacji benzynowej. I na tym koniec doświadczeń. Nie miałem okazji spędzić w waszym kraju kilku dni i poczuć się jak prawdziwy turysta.

-Kiedy podjąłeś decyzję, że śpiewanie to twoje powołanie i że właśnie muzyką chcesz się w życiu zajmować?
-Najbardziej wpłynął na mnie pewien wieczór w barze Garaż. Tego dnia odbywało się tam jam session. Miałem 15 lat i nie mogłem nawet kupić piwa. Ale udało mi się jednak dostać na scenę i zaśpiewać. Ludzie oszaleli. Wszyscy pytali „Wow, kto to jest?”. Zanim się spostrzegłem, ludzie ze mną śpiewali moje piosenki, których przecież wcześniej nie słyszeli. To było wspaniałe uczucie. Wtedy chyba podjąłem tę decyzję.

-Twój pierwszy singel to piosenka Tola Bachmana „She’s So High”. Czy sam zdecydowałeś się nagrać ten cover i umieścić go na płycie?
-Zainteresowałem się już tą piosenką, kiedy startowałem w programie „Idol” w Norwegii. Był to kawałek, który ja i drugi finalista mieliśmy wykonywać na koniec programu. Gdy wygrałem, jedną z nagród była możliwość zaadaptowania tej piosenki dla siebie. Byłem z tego zadowolony. Piosenka doskonale sprawdziła się w radiu i bardzo dobrze sprzedała na singlach. Teraz grają ją wszystkie stacje radiowe.

-Utożsamiasz się z tekstem hitu „She’s So High”?
-Niespecjalnie. Nie jest mi tak bliski, jak moje własne piosenki, które znalazły się na płycie „I”.

-A które są ci najbliższe?
-Szczególnie „Lost In Despair”. To zdecydowanie mój ulubiony kawałek. Sądzę, że ma ciekawe brzmienie. Zwłaszcza, kiedy wykonujemy ją akustycznie, można dosłuchać się w niej dźwięków i atmosfery, którą czuć podróżując pociągiem przez norweskie góry. Ma więc w sobie coś wyjątkowego, szczególny klimat, którego dzisiaj brakuje wielu piosenkom.

-Czy trudno jest śpiewać piosenkę, którą przed tobą wykonywał ktoś inny?
-Jeśli piosenka jest naprawdę dobra, to nie ma potrzeby jej zmieniać. Na debiutanckiej płycie znalazły się dwa covery. Od początku postanowiłem, że moje wykonania nie będą specjalnie różnić się od oryginałów, bo to dobre utwory. Jedyne czego im było trzeba, to odrobiny odświeżenia, nowego głosu i wyszlifowania brzmienia. Reszta piosenek na płycie jest moja. Są nowe, nagrałem je według swoich pomysłów. Jestem zadowolony z tego albumu.

-Czy zwycięstwo w światowym „Idolu” zmieniło cię? Czy to wielki sukces?
-Ważne jest to, by nie postrzegać siebie samego jako gwiazdy. Dla mnie to przede wszystkim praca. Nie potrafiłbym żyć bez swojej muzyki. Doceniam, kiedy ludzie spontanicznie podchodzą do mnie i mówią mi, że podoba im się coś, co nagrałem. To wiele dla mnie znaczy. Moje życie nie zmieniło się drastycznie. Zwycięstwo w „Idolu” i wydanie płyty niewątpliwie odbiło się na planie dnia. Ale kiedy będę chciał odpocząć, znajdę czas na wakacje, pojadę z bliskimi tam, gdzie nikt nie będzie mi przeszkadzał.

[Super Express]

Poprzedni artykułNastępny artykuł