Po raz pierwszy w Ameryce Południowej znalazł się dziesięć lat temu. Ostatnia podróż zaczęła się w połowie listopada. „Gdy w Europie zaczęło robić się zimno, spakowałem kilka podkoszulków, krótkich spodni i poleciałem do ciepłych krajów. Moja baza jest w San Paulo. Stamtąd wylatuję w najodleglejsze zakątki kontynentu” – opowiada Grzegorz. Chłopak miał okazję zobaczyć to, o czym marzą miliony ludzi na świecie – karnawał w Rio. „Kilka dni nie pracowały sklepy, banki, urzędy. Na ulicach było słychać tylko sambę. Ludzie na wymyślne stroje wydali fortuny, by być podziwianymi przez tłumy na trybunach. Trzeba dodać, że tytuł Króla Karnawału wiąże się z wysoką nagrodą pieniężną!” – dodaje. Grzegorz był tylko obserwatorem, ale za rok – kto wie, może weźmie udział w zabawie i pokusi się o królewskie trofeum.
[Ewa Tarasiuk, Super Express]