Dwa Światy, SeXtet

Andrzej Bizoń: od „Dwóch Światów” do „SeXtetu”

Bycie modelem to nieustanne zabieganie o pracę, męczące castingi, godziny wypocone na siłowni, plany zdjęciowe od szóstej rano. Polski rynek jest mały. Żeby z tego żyć, trzeba szukać pracy za granicą. Polski model może zarabiać na Zachodzie takie same pieniądze jak model z Londynu, Mediolanu, Paryża czy Nowego Jorku. Jeśli ma odpowiednie gabaryty, dobrego agenta i dogaduje się po angielsku, znajdzie pracę wszędzie.

Andrzej Bizoń – 28 lat, 190 cm wzrostu, 110 cm w klatce piersiowej, macho, typ polsko-włosko-niemiecki. W Mediolanie mówili o nim „murarz z Polski”, w Niemczech „latino”. Jego twarz jest znana przede wszystkim dzięki programowi TVN – „SeXtet”. Ale zanim trafił do polskich chippendalesów, brał udział w polsatowskich „Dwóch Światach” i jako pierwszy uczestnik w historii polskich reality shows uprawiał seks przed kamerami.

Jak się okazuje, udział w programach bardziej przeszkadza, niż pomaga. Po „Dwóch Światach” stanął w drzwiach agencji przekonany, że spadnie grad ofert. – Okazało się, że nie weźmie mnie żaden bank, producent zupek dla dzieci ani operator telefonów. Z wybiegów wyżyć się nie da. Trzeba było odczekać – wspomina. Wyjechał do pracy za granicę. Kazali mu schudnąć. Rzucił siłownię. Przeszedł na dietę. Z krwistego macho musiał stać się trendy wymoczkiem. Ale na brak pracy nie narzekał. Kolejny kontrakt dostał w Niemczech. Dodatkowo zarabiał w nocnych klubach. Właściciele lokali płacili mu za rozkręcanie imprezy. – Tańczyłem, a naokoło superlaski. Pytały: „latino”? Nie, Polak – odpowiadałem. I zaraz robiło się pusto – mówi. Po powrocie odchudzonego chętnie zatrudniano: wybiegi, sesje dla ekskluzywnych magazynów, ale i sesje ilustrujące do artykułów z poradami seksualnymi typu „mały, ale wariat”. – Po tym „wariacie” koledzy śmiali się ze mnie. Nie biorę już takich rzeczy – zapewnia. Ale do chippendalesów poszedł. Występuje z „SeXtetem” w całej Polsce. – Czasem podchodzi dziewczyna i prosi, żeby jej koleżankę wyobracać na scenie, bo za tydzień wychodzi za mąż. Lubię to. Fajna zabawa – mówi. Przyznaje, że są wśród nich faceci, którzy decydują się na występ za kasę, np. na 40 urodzinach jakiejś bizneswoman. I zarzeka się, że sam tego nie robi. Tak czy inaczej, jako chippendales jest atrakcyjnym „mięskiem”. Jak się czuje w tej roli? – Nauczyłem się już przyjmować komplementy – ironizuje.

[Super Express]

Poprzedni artykułNastępny artykuł