Poznaj moich starych

Polsat zrealizuje „Poznaj moich starych”

O tym marzyli wszyscy rodzice. Jak za dobrych starych czasów sami zdecydują, z kim ich córka pójdzie na randkę. Najpierw dokładnie sprawdzą kandydatów, najlepiej wszystkich naraz, na przykład podczas wspólnego weekendu. Wybiorą najlepszego, a córka nie będzie miała nic do gadania. W tak komfortowej sytuacji znajdą się jedynie rodzice w nowym widowisku Polsatu, ale będzie to, niestety, komfort pozorny.

Program „Poznaj moich starych” telewizja Polsat zapowiada jako jeden z hitów tego roku. Prace nad nim już trwają, choć daty emisji jeszcze nie ustalono. Reality show, pokazywany w USA, Australii i Niemczech, cieszył się dużą popularnością. Ale nie dlatego, że promował staroświeckie tradycje. Raczej dlatego, że z nich kpił.

Kandydaci zabiegający o względy dziewczyny postarają się zaprezentować na rodzinnym spotkaniu w całej krasie, jednak producenci programu mocno im to będą utrudniać. Panowie, żeby zabrać dziewczynę na zagraniczną wycieczkę, dostaną zadanie, obmyślone wedle najlepszych wzorów koszarowych dowcipów. W niemieckiej wersji musieli na przykład kilka razy poklepać po pośladkach mamę dziewczyny, beknąć przy wspólnym obiedzie albo ukraść ojcu jedzenie z talerza. Wszystkie te publiczne upokorzenia mają sprawić, że widz ubawi się po pachy. Niełatwo flirtować w telewizji, w której rządzi reality show. Kiedy 10 lat temu w Jedynce TVP ruszyła „Randka w ciemno”, trójka sztywnych kandydatów na „narzeczonych” dukała wyuczone frazesy, a widzowie ekscytowali się najwyżej tym, czy para wygra wycieczkę do Egiptu, czy tylko do Rabki. Po „Big Brother” wszystko się zmieniło. Pod czujnym okiem kamer nietrudno było o prawdziwe emocje. Pokazywano nam namiętne spotkania w wannie Kena i Frytki, a w polsatowskim „Barze” – nawet ślub dwójki uczestników. „Telewizyjne randki przejęły od programów reality ich główną zasadę: postawiły zwykłego człowieka w nietypowej sytuacji, piętrząc przed nim najróżniejsze przeszkody” – mówi medioznawca prof. Wiesław Godzic, którego książka „Telewizja i jej gatunki (po Wielkim Bracie)” za kilka miesięcy trafi do księgarń. Maksymalizacja wrażeń na randce to dziś główne motto dyrektorów programowych stacji na całym świecie. W zakończonym niedawno w TVN programie „Kawaler do wzięcia”, kręconym w pięknej willi w RPA, zamiast trzech kandydatek do flirtu pojawiło się 25. Przez kilka miesięcy Bartek Okowity głowił się nad wyborem. Flirtował ze wszystkimi, rozdzielał pocałunki i uściski, a na koniec każdego odcinka regularnie odsyłał kolejne panny do domu. Im więcej nerwów i zaskoczeń, tym lepiej. Ta formuła doprowadzona jest do absurdu, bo czasem nawet obietnica nagrody okazuje się wyreżyserowanym kłamstwem, wywołującym popłoch wśród uczestników i rechot wśród widowni. W amerykańskim „Joe Milioner” (Fox TV) dwa tuziny kobiet w pięknej scenerii francuskiego pałacu zawzięcie walczyły o względy przystojnego milionera. Ale w finale okazało się, że ich milioner jest pracownikiem budowlanym z pensją poniżej średniej krajowej. Jeszcze więcej nerwów kosztuje uczestników szybka randka w MTV. W programie „Dismissed” (dosłownie: „Wywalony”) dwóch kandydatów jednocześnie spędza wieczór z osobą swoich marzeń, a ta na końcu decyduje, z kim chce spotykać się po programie. Każdy z pretendentów ma jednak prawo na 20 minut odstawić konkurenta na bok, by samemu poflirtować z wybranką (-kiem). Program przypomina raczej łowy na zwierzynę niż romantyczne rendez-vous, bo walczący o swój czas myśliwi nie szczędzą sobie epitetów. „Poznaj moich starych” doskonale wpisuje się w ten model. W niemieckiej wersji show, pokazywanej w SAT1, zestresowany bohater musiał godzić się nawet na test z wykrywaczem kłamstw, podczas którego ojciec dziewczyny wykrzykiwał: „Czy chcesz przespać się z moją córką?”. Za złe wykonanie zadań czeka kara: na przykład rodziców dziewczyny odwiedza była narzeczona jednego z kandydatów, żeby opowiedzieć barwne historie o jego wybrykach sprzed lat. Ale to i tak nic w porównaniu z tym, co przygotowała dla swoich widzów angielska telewizja Sky One. Sześciu Brytyjczyków, w tym żołnierz marines, ratownik morski i instruktor narciarski, przez kilka tygodni starało się na gorącej wyspie Ibizie o względy pięknej Miriam. Zwycięzca dostawał 10 tysięcy funtów i długi urlop z dziewczyną. Nikt jednak nie odebrał nagrody, gdyż w finale Miriam okazała się… mężczyzną po hormonalnej kuracji. Panowie pozwali stację do sądu za molestowanie seksualne. Programu nie wyemitowano. Przynajmniej raz pomyślano o zdrowiu psychicznym widzów telewizyjnych randek w ciemno.

[Jacek Romanowicz, Newsweek]

Poprzedni artykułNastępny artykuł