Idol, Idol 2, Idol 3

Program „Idol” zawiódł Elę Zapendowską

Fachura całą gębą. Szczera, choć nie bezwzględna. Jest rozwiedziona, ale zajęta. Ma 28-letnią córkę Olgę, studentkę zootechniki. Uwielbia psy. Chciała być aktorką, została pedagogiem muzycznym. Odkryła Edytę Górniak. 57-letnia Elżbieta Zapendowska od lat zajmuje się młodymi muzycznymi talentami. Ale dopiero „Idol” przyniósł jej gwiazdorską popularność.

-Już doszła pani do siebie po „Idolu”?
-Z trudem. Przypomniałam sobie, jak się nazywam. Ale, niestety, jestem bardzo wrogo nastawiona do pracy.

-Zastrajkowała pani?
-Psychicznie. Dzwonią telefony, a ja mówię: odczepcie się ode mnie, dajcie mi jeszcze ze dwa tygodnie luzu.

-I czym się pani na tym luzie zajmuje?
-Na przykład remontem domu. Trzy pokoje i kuchnia już są pomalowane.

-Tą rączką?
-O nie, taka dobra to nie jestem. Wystarczy, że musiałam poprzekładać rzeczy. Porządkuję, odkrywam stare, archiwalne rodzinne tajemnice. Ekstra.

-Inni na takie zajęcia biorą urlop albo zwolnienie lekarskie.
-To nie ja, bo jestem człowiekiem wolnym. Wybieram sobie propozycje pracy. Takie, które mi odpowiadają, np. udział w castingu do musicalu „Koty”. To duży komfort.

-Ale i pewna niedogodność, bo nigdy nie wiadomo, co zostanie pani w kasie w danym roku.
-No tak, to problem.

-A co zostało w kasie po „Idolu”?
-Oj, niewiele. Prawdopodobnie nic. Z powodu remontu.

-Było tego tak mało, czy też remont był tak duży?
-Remont jak remont, parę drobiazgów, ot, na parę tysięcy.

-A praca przy „Idolu” pewnie zajęła mnóstwo czasu?
-Przy samym „Idolu” nawet nie było tak źle. Gorzej z tym wszystkim, co się wokół „Idola” kręci. Te spotkania, wywiady i cała otoczka – malowanie, fryzowanie itp… To było bardzo męczące.

-Czy juror do takiego konkursu przygotowuje się w jakiś sposób?
-Ja z pewnością nie. Z wrodzonego lenistwa oraz dlatego, że lubię patrzeć na to, co oceniam, świeżym okiem. Ale wiem, że niektórzy koledzy chodzili czasem na próby, by wcześniej wyrobić sobie zdanie na temat nowych talentów.

-Pani nie zawiodła się na swoich typach?
-Nie. W pełni podtrzymuję to, co mówiłam na temat Ali Janosz i Moniki Brodki. Ale zawiodłam się na samym „Idolu”.

-Jak to?
-Na końcu dopadła mnie chandra. Zaprosili wszystkich laureatów poprzednich edycji. Spojrzałam na tych ludzi i pomyślałam sobie, że nawet w jednej tysięcznej nie zrobili takiej kariery, jaką zrobili ich koledzy na Zachodzie. Dzieje się coś złego w momencie, gdy „Idol” się kończy. Ci ludzie pozostawieni są niby w rękach fachowców, a efektów nie ma. Krzywdzi się ich w ten sposób, i to ogromnie.

-Rozbudza się ich ambicje i…
-Właśnie. To są przecież młodzi ludzie, którzy z dnia na dzień z kopciuszka stają się gwiazdami. Pozornymi. W jaki sposób szesnastoletnia dziewczyna ma wiedzieć, jaką muzykę wykonywać, jak dobierać kompozytorów? Dostaje się w ręce „fachowców”, takich w dużym cudzysłowie. Oni mają się na tym znać. Jak widać, z marnym skutkiem. Nikt nie postarał się, żeby utwory napisane dla tych młodych zrobiono pod ich możliwości wokalne, charakter, wygląd, temperament.

-Odmówi pani udziału w następnych edycjach „Idola”?
-Gdyby mnie teraz zaproszono, na pewno bym odmówiła.

-Ale uczestniczyła pani we wszystkich jego odsłonach. Wie pani, co powiedział na temat „Idola” Maleńczuk? Że ma w d… ten program. A Kazik Staszewski nazwał go „psychopatyczną pornografią połączoną z belfersko-ubeckim przesłuchaniem”.
-Oni zawsze byli i pozostaną muzykami niekonwencjonalnymi. Kazik udowodnił, że można, nie kłaniając się w pas i nie hołdując modom, być artystą szanowanym. Mimo że nie umie śpiewać, o czym sam wie. Otóż im wolno tak mówić. Natomiast ja zajmuję się czym innym. Zależy mi na tym, by ci młodzi „Idole” zrobili coś dobrego w życiu, żeby przestała nas otaczać ta przerażająca papka plastykowych, hycających panienek, tych przebranych nie wiadomo za co potworków.

-Przygotowuje pani ludzi do śpiewu. A co pani sama śpiewa?
-Nic. Nie śpiewam.

-Nawet przy goleniu?
-Wie pani, ostatnio złapałam się na tym, że coś śpiewałam. Kolędy.

-To niezły repertuar.
-Tak. Lubię standardy.

-Nie była pani najostrzejszą jurorką w „Idolu”, ale potrafiła pani być też okrutna. Czy żałuje pani jakichś sformułowań?
-Nie. Zajmuję się tym od lat i wiem, że nie wolno kierować się tu humanitaryzmem. Tym młodym ludziom mniej się zaszkodzi, gdy na początku realnie oceni się ich możliwości. Gorzej, gdy dowiedzą się, że nie powinni śpiewać dopiero po wydaniu płyty. Już parę nieszczęść na tym świecie widziałam.

-Nazwiska, proszę.
-O, nie! Tak okrutna, mimo udziału w „Idolu”, to ja nie jestem.

[Rozmawiała Irena Szamow, Super Express]

Poprzedni artykułNastępny artykuł