Bar 3: Bez Granic, Big Brother 3: Bitwa

Rozmowa z Agnieszką Frykowską

-Jaka kiedyś była Agnieszka Frykowska? Czy czuła się dorosła w wieku piętnastu lat?
-Byłam niesforną dziewczynką, a później nastolatką. Zawsze chodziłam własnymi ścieżkami, zawsze byłam indywidualistką. Kiedy miałam piętnaście lat czułam i zachowywałam się jak osiemnastolatka. Bardzo chciałam być samodzielna, myślałam, że wtedy będzie fajniej. Moja babcia zawsze mnie przekonywała i powtarzała: „Nie śpiesz się do dorosłości, bo to nic dobrego”. Mimo tego wierzyłam, że świat dorosłych jest lepszy. Miałam nawet wizję swojego nowego życia – być niezależną i mieć dużo pieniędzy.

-Udało się? Kiedy poczułaś i zrozumiałaś, że jesteś już dorosła?
-Mama zawsze trzymała mnie pod kloszem. Byłam bardzo rozpieszczana. Każda moja zachcianka i prośba była natychmiast realizowana. Miałam wszystko i na wiele mogłam sobie pozwolić. Przyszedł jednak czas, kiedy mama postanowiła wyjechać za granicę i zostawiła mnie z babcią. Rzuciła mnie wtedy na głęboką wodę. Powiedziała, że od teraz muszę radzić sobie sama.

-Ile miałaś wtedy lat?
-Nie miałam jeszcze dwudziestu. Czułam, że w moim życiu rozpoczął się jakiś nowy etap. I wcale to nie wyglądało tak różowo. Chodziłam własnymi ścieżkami, imprezy nie kończyły się, późno wracałam do domu. Zaczęły się schody. Wtedy mieszkałam z babcią.

-Jaka jest twoja babcia? Często o niej wspominasz.
-Babcia jest kochana. Pracowała w szkole, uczyła geografii. Każdy wie, że każda dobra, stara nauczycielka posiada wyjątkowy charakter i zasady. Taka jest też moja babcia. Jej zasad nie łamie się, są jasne, uczciwe i proste.

-Jednym słowem nie do podważenia.
-Dokładnie. Z tym miałam właśnie najwięcej problemów. Ja, wolna i niezależna dziewczyna musiałam ścierać się z poglądami babci. Nie ma się co dziwić, że się buntowałam. Mimo to babcia pomagała mi. To ona zdecydowała, że powinnam iść do technikum hotelarskiego. Wtedy zaczął się kolejny nowy etap w moim życiu. Poznałam fantastycznego chłopaka. Było wspaniale, do tego wszystkiego mama dała znać o sobie i zaczęła mi pomagać. Znowu mogłam sobie pozwolić na samodzielne egzystowanie. Wtedy już pracowałam i wynajmowałam mieszkanie. Po dwóch latach rozstałam się z tym chłopakiem i o dziwo, poczułam się lepiej. Zrozumiałam, że jestem silna, że jestem w stanie żyć tylko dla siebie, zarabiać i samodzielnie mieszkać. I znowu wszystko było fajnie, aż do momentu kiedy straciłam pracę.

-Wróciłaś do babci?
-No tak, ale nie od razu. Zanim ponownie znalazłam się w mieszkaniu mojej babci trafiałam w różne miejsca. Nie chcę teraz o tym szczegółowo mówić, ale robiłam wszystko, żeby jednak nie wracać do babci. Dokładnie wiedziałam czym to się dla mnie skończy – stresem, umoralnianiem i brakiem swobody, której przecież ciągle potrzebowałam. Koniec końców ponownie zamieszkałam u babci. Spędziłam tam jakiś czas. To był dramat, jakaś beznadziejna wegetacja. Dusiłam się. Wymyślałam sposoby, żeby w końcu to zmienić. Znalazłam pracę, ale ciągle nie miałam pewności, czy dam radę sama się utrzymywać. Nowa praca mnie nużyła. Nienawidzę biura i w kółko robić tego samego. Byłam smutna, ta robota mnie wkurzała i nic nie dawała. Wiedziałam, że się cofam.

-Nie przychodziły ci do głowy jakieś pomysły, żeby to zmienić? Gdzie podziała się ta przebojowa Frytka?
-Zaczęłam myśleć o zajęciu się pracą w telewizji i filmie. Zawsze o tym marzyłam. Podświadomie wiedziałam, że coś z tego może wyniknąć, że to mi coś da. To był już chyba rok 2000. Spróbowałam wziąć udział w trzeciej edycji „Big Brothera”. Zaprosili mnie na casting i niestety dostałam się do reality show. Ten program mnie zniszczył. Po wyjściu miałam depresję. Kiedy pojawiłam się w domu, potrzebowałam szczególnego wparcia i opieki. Kiedy chciałam, żeby ktoś mnie przytulił, nikt taki się nie zjawiał. Nie wytrzymywałam też presji ze strony mamy i babci. Ponownie musiałam wyprowadzić się z domu. Zabrałam z sobą tylko jedną walizkę rzeczy, w ogóle nie miałam pieniędzy. Byłam w strasznym stanie, ale wiedziałam, że nie mogę się poddać, że muszę coś ze sobą zrobić. Starałam się jakoś stanąć na nogi. W końcu znalazłam menedżera. Zaopiekowała się mną Violetta Paprocka. Jestem jej bardzo wdzięczna, bo pozwoliła mi uwierzyć w siebie. Wymyśliła, że będę tańczyć. Początki były oczywiście trudne, ale jakoś odbiłam się. Wynajęłam mieszkanie, a pieniądze zarabiałam na pracy głównie w teatrze i prowadzeniu imprez.

-Czyli w końcu byłaś w swoim żywiole?
-Tak, ale ciągle odczuwałam jakiś niedosyt. Ciągle coś mi przeszkadzało w parciu do przodu. To coś, to łata, metka, pozostałość po „Big Brother”. To było nie do przeskoczenia. Natrafiłam na opór, na którego zniszczenie nie miałam odpowiednio dużej siły. Poddałam się i znowu wróciłam do babci. Teraz to już była prawdziwa katastrofa. Czułam się fatalnie. Znowu mieszkałam w babcinej fortecy, w jej więzieniu. Kochamy się co prawda z babcią bardzo mocno, ale równie dobrze możemy się łatwo pozabijać. Byłam zdesperowana, bez zaplecza finansowego, bez pomysłów na dalsze życie. Po prostu było cienko. Ktoś podsunął mi pomysł, żeby jechać do pracy do Londynu. W zasadzie wszystko było już zaplanowane, ale przyjaciele podpowiedzieli mi, żebym zgłosiła się na castingi do trzeciej Baru. Obojętnie i pesymistycznie do tego podeszłam, pamiętając udział w „Big Brother”. W końcu napisałam list, ale go nie wysłałam. Leżał gdzieś, nawet o nim zapomniałam. W tajemnicy przede mną babcia wysłała to zgłoszenie. Po jakimś czasie powiedziała: „Mam dla ciebie niespodziankę. Zapraszają cię na casting do Baru. Musisz jechać do Wrocławia.” I pojechałam.

-Jaki był dla ciebie „Big Brother”, a jaki „Bar bez granic”? Udział w którym z programów lepiej wspominasz?
-Bez zastanowienia i z całym przekonaniem powiem, że Bar! Bar był lepszy. Udział w „Big Brotherze” był dla mnie wtedy czymś nowym. Poszłam tam bez żadnego przygotowania, ale nie sądziłam, że zrobi mi krzywdę, że tak zamiesza mi w mózgu. Nie myślałam, że telewizja może tak zmienić psychikę człowieka. Z tamtego reality show wyniosłam tylko jedną korzyść. Nauczyłam się dystansu do magii telewizji. „Bar bez granic” natomiast dał mi prawdziwą lekcję życia. Nauczyłam się tam tolerancji, pokory, cierpliwości i realnego podejścia do życia.

-Masz rodzeństwo?
-Tak, dwie siostry i brata. Ze strony mamy o rok starszą siostrę. Teraz mieszka w Belgii, ale nie utrzymujemy kontaktów. Widziałyśmy się chyba trzy razy w życiu. Po stronie ojca druga siostra ma 23 lata, a brat 20. Chciałam z nimi mieć jakieś bliższe kontakty, ale za każdym razem, kiedy próbowałam się do nich odezwać i zintegrować, zostawałam odpychana. Uznałam, że nie ma to najmniejszego sensu i dałam sobie spokój, że nie będę specjalnie zabiegać. Dobrze, że mam babcię. Pewnie nie raz jeszcze do niej będę wracała.

[barpolsat.interia.pl]

Poprzedni artykułNastępny artykuł